[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wszystko w porządku - zapewniła.- Sza.Oczywiście, kiedy dokładnie to sobie przeanalizowałam, wszystko uło-żyło się w logiczną całość.Miałam coś nie tak z mózgiem.To dlatego nie mo-głam zebrać myśli, dlatego nie mogłam odróżnić jawy od snu.Ale cóż to mo-gło znaczyć? Jak długo potrwa i czy zasłona dymna w mojej głowie wreszcierozwieje się na dobre? I kiedy wydostanę się z pułapki obcej osobowości? Py-tania wirowały w mojej głowie, domagając się uwagi, a ja bezskutecznie pró-bowałam ustawić je w szeregu.- Ale gdzie my jesteśmy? - wydusiłam wreszcie, ponownie dobywając zust bezdźwięczne twory.Signora Marinello położyła mi na policzku chłodną dłoń, co sprawiło mitak nieziemską ulgę, że mało znów nie pożeglowałam do Nibylandii.Kurczo-wo trzymałam się nici zrozumienia, żądna uzupełnić luki informacyjne.- Nic nie mów, Constanzio - powiedziała signora Marinello.- Zrobiliśmytracheotomię, żeby ci ułatwić oddychanie.Jesteś podłączona do respiratora.Naraz uświadomiłam sobie szum i ssanie mechanicznego płuca, dobiega-jące gdzieś z tyłu.Uniosłam rękę, która ku mojej radości nie pozostała bierniena kołdrze, lecz zgodnie z moją wolą powędrowała do szyi, natrafiając palcamina sterczącą z ciała twardą, plastikową rurkę.Wytrzeszczyłam oczy.Sytuacjaprzedstawiała się gorzej, niż myślałam: sterczały ze mnie rurki, nie oddycha-łam samodzielnie.- W porządku, Constanzio - uspokoiła mnie signora Marinello.- Wkrótceto usuniemy.Na razie przyda ci się trochę pomocy.Wydobrzejesz.Musiszodpocząć.- Pogładziła mnie po policzku i mimo narastającej niepewności za-R Spadłam w mroczny chaos snu.Kiedy znowu się obudziłam, był dzień.Wiedziałam, że jest dzień, czylizrobiłam krok we właściwym kierunku.Dobrze było cokolwiek wiedzieć.Mimo to wzdrygnęłam się na myśl o świeżo objawionych rewelacjach, wedługktórych ranną w głowę nieszczęśnicą w śpiączce byłam ja sama.Zraniłam sięw głowę, w porządku.Czułam, że to prawda, chociaż nic mnie nie bolało, a pomigrenie z Giudecca pozostało tylko koszmarne wspomnienie.To z pewnościątłumaczyło chaos w moim umyśle.Ale śpiączka? Tutaj pojawiały się wątpli-wości.Jasne, wierzyłam signorze Marinello, nie miała powodu, żeby mnieokłamywać, lecz kosztowało mnie to sporo wysiłku.Nie znałam znaczeniasłowa „śpiączka".Tylokrotnie obracałam je w głowie, że kompletnie straciłosens.Doskwierało mi coś jeszcze, a mianowicie miejsce obecnego pobytu.Wciąż nie byłam pewna, czy przebywam w Wenecji, czy w Nowym Jorku.- Czy to się stało, kiedy upadłam na moście? - zapytałam.- Ile razy mamy ci powtarzać, Emsie? - zapytała z wymuszoną wesołościąwyfiokowana blondynka.Zaraz, zaraz, czy towarzyszyła mi przez cały czas?Nie pamiętałam, jak długo nie śpię.- Na przystani.Na przystani? Obok warsztatu Luki? Jakim cudem doszło wówczas dowypadku, zachodziłam w głowę.Pamiętałam swoje fatalne samopoczucie, leczo ile wiem, nic nie spadło mi wtedy na głowę.Pamiętałam tylko Marca i Lucę,gniew oraz brak złudzeń.- Jaki dzisiaj dzień? Jaki mamy rok? Czy wiesz, gdzie się znajdujesz? -Obcy głos zasypał mnie pytaniami, na które nie znałam odpowiedzi.Jaki dzisiaj dzień? Spanikowałam, czując kompletną pustkę w głowie, alechwyciłam głęboki oddech z gorącym postanowieniem, aby skupić się napierwszym pytaniu i nie martwić się pozostałymi.Potrafię, zapewniłam się wduchu.Krok po kroku rozwikłam wszystkie zagadki.W niedzielę poleciałamR Sdo Wenecji, spędziłam tam dwie noce.A różnica czasu? Może była bez zna-czenia.Gdyby mnie poinformowano, po której stronie Atlantyku przebywamobecnie, z pewnością byłoby mi łatwiej, ale odsunęłam tę myśl na bok.Dwadni, czyli mamy wtorek.No tak, ale przecież zraniłam się w głowę i zapadłamw śpiączkę.Jak długo trwają śpiączki?- Dzisiaj jest dzisiaj - odpowiedziałam.- A wczoraj było wczoraj.Usłyszałam prychnięcie, które mogło pochodzić jedynie z nozdrzy mojejmatki.- Zawsze ma gotową odpowiedź.- Rzeczywiście, moja szanowna rodzi-cielka stała u wezgłowia, wyraźniejsza niż kiedykolwiek.Miała na sobie po-marańczową bluzę, którą widziałam po raz pierwszy w życiu, oraz wąskiebrązowe spodnie.Była mała, wygnieciona i sprawiała wrażenie niemal obcej.-Jest taka, odkąd nauczyła się mówić.Znaczy się, od urodzenia.- Musi odpocząć - oświadczyła signora Marinello.Odpowiedziało jejstukanie matczynych obcasów na szpitalnym linoleum.- Ona może ci zaszko-dzić - szepnęła mi do ucha signora Marinello.- Ona zaszkodzi każdemu.Incydent nasunął mi dwa krzepiące wnioski, a mianowicie że matka do-prowadza do szału nie tylko mnie, po drugie zaś udało mi się wyartykułowaćcoś, co zostało zarejestrowane przez otoczenie.W tym momencie mglistefragmenty układanki, które próbowałam dopasować w myślach, nabrały ostro-ści i rozpoczęły wędrówkę w kierunku wyznaczonych miejsc.Ponownie od-płynęłam w sen, uradowana, że odpowiedź jest na wyciągnięcie ręki i wszystkozmierza ku lepszemu.Śniłam o Wenecji, lecz wszystko było czarne i złowrogie, a nie perłowe,jak w rzeczywistości.Biegałam uliczkami, nawołując Fleur i Marca, i słysza-łam za plecami irytujący tupot Tya Wheatleya.Matka na każdym rogu przy-bierała postać chimery, staruszkowie z wózkami spoglądali na mnie z potępie-R Sniem, a gondolierzy ścigali mnie swym okrutnym śmiechem, który odbijał sięechem wśród zawilgłych ścian, uniemożliwiających mi przejście.Z ulgą ocknęłam się ze snu i choć nie odzyskałam w pełni jasności my-ślenia, czułam się lepiej niż poprzedniego dnia czy też kiedy to było.Dokonałam oględzin pomieszczenia.Wciąż leżałam chyba na tym sa-mym łóżku, ale wokół mnie było jakby ciszej.Pomyślałam, że może nie otaczamnie tyle maszyn.Uniosłam rękę do szyi i nie znalazłam tam rurki, tylko ban-daż, lecz dźgnąwszy go palcem poczułam taki ból, że domyśliłam się dziurypod spodem.Signora Marinello weszła w kadr, rozpierając pulchnym ciałem pielę-gniarski fartuch, a jej twarz promieniała typową dlań mieszaniną troski i do-brego humoru.- Dzień dobry, kochana - powiedziała, sięgając po poduszkę.Poczułam,jak delikatnie unosi moją głowę, a następnie kładzie ją z powrotem na łóżku.Usłyszałam szelest zmienianej powłoczki.Swojskie, rozpoznawalne odgłosy.- Gdzie ja jestem? - zapytałam.- Jesteś w szpitalu, Constanzio.Zraniłaś się w.- Tak - mozolnie wpadłam jej w słowo.- Zraniłam się w głowę.Byłam wśpiączce.Wiem.Ale czy jestem.- Straciłam wątek, a następnie podjęłam gonie bez trudu.- Czy jestem w Wenecji? - Język mi zesztywniał, głos zaśbrzmiał głucho i monotonnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]