[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Weszli do swej izby i przemarznięci usnęli prądko.W promieniach obmytego wiosennymi dżdżami, ciepłegosłońca kwietniowego, dwoje rysich kociąt po raz pierwszyzobaczyło świat.Z ciemności ojczystej dziupli, zgłodniałe,daremnie piskliwie wzywały matki; niezdarne jeszcze, wspięły sią kuświecącemu w górze otworowi.Czepiając sią pazurkami chropowatejkory dębu, zsunęły się tyłem na ziemię.Mrużyły żółte, wytrzeszczone ślepki od nadmiaru światła, tak że je-no ciemne kreski przecinały źrenice.Nie potrzebowały jednak rozglą-dać się, by znaleźć matkę, która leżała rozciągnięta u stóp drzewa,grzejąc się na słońcu.Nie podniosła nawet głowy, słysząc, że nadcho-dzi jej potomstwo; jeno zadrgały jej uszy i leniwie poruszył się krótkiogon.Zmusiła swe małe, by wyszły na świat.Czas im zacząć go po-znawać, teraz, gdy uśmiecha się wszystko, gdy życie rysia jest łatwei przyjemne.Ptactwo już siedzi na gniazdach, młodego zwierza moż-na znaleźć wszędzie.Nie trzeba czaić się dniami całymi w bezruchuna mrozie, by głód zaspokoić.Sutki rysicy nabrzmiałe były mlekiem i małe dobrały się do nich corychlej, tłamsząc zawzięcie przednimi łapkami pierś wezbraną drapież-ną miłością, gotową porwać się przeciw światu całemu w obronie swe-go potomstwa.Stara leniwie jęła wylizywać miękkie futerka kociąt.Gdy skończyła, wyciągnęła się znowu, mrużąc oczy, małe zaś, przywy-kłe już do światła, rozglądały się ciekawie, pełzając niezdarnie od traw-ki do kamyka, obwąchując wszystko, trącając łapkami i próbując gryźć.Ryś - nie człowiek, niewielu ma wrogów, których by musiał sięobawiać, ale gdy młode nieruchawe są jeszcze, trzeba szczególnejostrożności.Toteż uszy śpiącej rysicy pełniły straż za nią; sterczącez nich pęczki sierści, drgające pod najlżejszym podmuchem ciepłego,wiosennego wietrzyka, zdały się kierować uszyma jak żywą istotą,czujną i baczną na każdy odgłos.133Zagapione rysięta nie wiedziały, co się stało, gdy nagle stara pode-rwała się jak sprężyna, chwyciła jedno z nich w zęby, susem dosko-czywszy do otworu dziupli, wrzuciła małe do ciemnego wnętrzai zeskoczyła po drugie, zanim zdumione zdążyło poskarżyć się pi-skiem na osamotnienie.Gdy żalić się zaczęły, że przerwano im takmiłą i nową zabawę przydusiła je potężną łapą i nakryła swym ciałem.Czuły, że natężone jest i gotowe do walki.Zawierzyły matce, że trze-ba ucichnąć i zamilkły, choć długo jeszcze żaden odgłos nie zdradzałgrożącego im niebezpieczeństwa.Potem i one usłyszały miarowedudnienie, jakie wypełniło dziuplę huczącym odgłosem od drgań zie-mi.Coś zbliżało się do ojczystego drzewa, przeszło całkiem bliskoi zaczęło się oddalać.Napięcie ciała rysicy zelżało; bezszelestniewspięła się i żółtymi ślepiami śledziła oddalającego się jeźdźca.Jesz-cze chwilę tkwiła w otworze, póki nie umilkły odgłosy, po czym ze-skoczyła na ziemię, by nadal spać w słońcu, czuwając słuchem.Ostrożność tym razem była niepotrzebna.Doman jechał tak zadu-many, że nie byłby dostrzegł nawet niedźwiedzia.Oczy jeszcze pełnemiał Bietki, do której wyrwał się był na kilka godzin, ciągnąc opodalprzejazdem wraz z księciem na wyznaczony zjazd wielkanocny nawiślanej kępie w Solcu, gdzie od pradziadów odbywały się wiece.Pochylające się słońce przypominało jednak Domanowi, że pospie-szać trzeba; choć Siwek dobry koń, zapoci się jednak, by dotrzećprzed nocą do Wiślicy, dokąd książę przodem pociągnął z kilkomanajbliższymi dworzanami, zostawiając w tyle orszak i wolno ciągnącewozy.Doman nawet do matki skoczyć nie zdążył i wstydził się teraz samprzed sobą, gdyż po to zwolnienie od Bolesława uzyskał, by z nią sięzobaczyć.O Bietce jakoś nie mógł mu wspomnieć, sam nie wiedziałdlaczego.Chciał zabrać z sobą Nawoja, który jednak odmówił.Lepiej sięzresztą stało, bo jeszcze krócej byłby z Bietką i ani przez chwilę sam,a i tak wracał z niedosytem palącym.Kilka słów jeno zamienili naosobności przy pożegnaniu, bo stary Lis był w domu i wymknąć siębyło nijak.Domana przyjął dość życzliwie, wypytywał o wszystkoi pożegnał zaproszeniem, by ich wkrótce znowu odwiedził.Domanwstydził się prosić, by nie mówiono matce, iż był przejazdem, a wie-dział iż smutno jej będzie, gdy się dowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]