[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stwierdzenie, że „Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje”, tyka, niby bomba zegarowa, u podstaw wierzeń religijnych.ARTHUR C.CLARKEGłosy z niebaHarper and Row1965ROZDZIAŁ XXXVIIIOdrzutowiec transportowy typu Iljuszyn był hałaśliwy i niewygodny, mimo że na jego pokładzie znajdowało się jedynie dwadzieścia osób.Stoner siedział w przodzie kabiny, obserwując przez okno bezkresną stepową równinę.Jak okiem sięgnąć, było widać tylko zielonkawe morze traw – bez jakiegokolwiek drzewa, miasta czy nawet wsi.„Tak pewnie wyglądały amerykańskie prerie – pomyślał – przed przybyciem tam pierwszych osadników i obsianiem tych połaci ziemi pszenicą i kukurydzą.”Samolot szybował dość spokojnie na dużej wysokości.„Gdybyż jeszcze siedzenia nie były tak blisko siebie” – westchnął w duchu.Jedynym niespokojnym odcinkiem ich podróży był przelot nad Dachem Świata.W pewnej chwili znaleźli się tak blisko Mount Everestu, że było widać jego wyniosły ośnieżony wierzchołek.Potem przelecieli nad skalistym Tybetem i dzikimi górami Ałtaju.Stoner przypuszczał wówczas, że daleko na horyzoncie musi leżeć Afganistan, gdzie mudżahedini wciąż walczą o niepodległość, tak jak kiedyś ich przodkowie stawiali czoła armiom Aleksandra Wielkiego.Po drugiej stronie przejścia pochrapywał nierówno akademik Zworkin.Inni pasażerowie wypełniali nierównomiernie długi tunel kabiny.Stoner wiedział, że Jo usiadła z tyłu maszyny, daleko od niego.Tego żołądek skręcał się z głodu, gdyż nie wydawano na pokładzie samolotu żadnych posiłków.Nakarmiono ich pierwszy raz po wielu godzinach lotu, kiedy wylądowali we Władywostoku; po raz drugi podczas uzupełniania paliwa na lotnisku pod Taszkientem.Ani za pierwszym, ani drugim razem nie pozwolono im opuścić maszyny.Przelecieli nad dzikimi wzgórzami Kazachstanu, gdzie ubrani w futra i stożkowe czapki pasterze cwałują na grzbietach niewielkich miejscowych koników za stadami swych kóz i owiec.A teraz unosili się już nad stepem i z daleka było widać miasto Bajkonur, a za nim poligon rakietowy w Tiuratamie.Stoner poczuł, że ktoś opiera się o niego, i przekręcił się na swym siedzeniu.Był to Markow; na jego brodatej twarzy malował się lekki uśmieszek.– Przybyliśmy do kraju w ten sam sposób, co nasz czcigodny Lenin w 1917 – powiedział głośno, aby przekrzyczeć huk silników maszyny.– To Lenin już latał?– Nie.– Markow nachylił się do ucha Stonera.– Niemcy wysłali go do Rosji w zaplombowanym wagonie.Żadnych przystanków, nikomu nie było wolno wysiadać ani wsiadać, aż dojechali do Piotrogrodu.My przybywamy z drugiej strony, ale w zaplombowanym samolocie.Stoner puknął palcem w szybę okna.– Wielka jest ta wasza Matka Rosja – rzekł.– Och, to jeszcze nie Rosja – sprostował go Markow.– To Kazachstan, jedna z republik Związku Radzieckiego.Tutejsi ludzie to Azjaci.Mongołowie.Rosja leży o tysiąc kilometrów stąd, na północ i na zachód.– Ale to jest część waszego kraju.– Tak jak Porto Rico jest częścią Stanów Zjednoczonych.Stoner znów zerknął przez okno.– Całkiem niezły szmat ziemi – rzekł.– I wygląda na nie tknięty ludzką stopą.dziewiczy.– Faktycznie, część Związku Radzieckiego to wciąż dziewicze ziemie – powiedział Markow.– Chruszczow marzył, aby je zagospodarować.Aby zbierać z nich bogate plony.– No i co się stało?– Wypędzili go z Kremla, gdy się nieco zagapił – odparł Markow z sardonicznym uśmiechem.– Och.– Zezwolili mu jednak na spokojne przejście na emeryturę.Zmarł śmiercią naturalną; rzecz dość niezwykła u radzieckiego przywódcy; oznaka, że się cywilizujemy.– Śmiejesz się z tego czy płaczesz, Kirył? – spytał Stoner.Markow wzruszył ramionami.– Robię obie te rzeczy, przyjacielu – rzekł.– Trochę jednego, trochę drugiego.Czuję się jak skazany na dożywocie więzień, który powraca za kratki po krótkiej ucieczce.Trudno to nazwać radością.Ale zawsze jest to powrót do domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]