[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale choć sumiennie chodziła na zajęcia i w domu przed lustremćwiczyła postawę, to niczego nie zmieniło.Po ponad roku lekcjiwytwornych manier umiała właściwie poprosić o podanie soli, leczprzybrała na wadze następne pięć kilo i wciąż potykała się0 własne nogi, a w sobotnie wieczory nadal nie umawiała się narandki ani na nic innego, poza urządzanym od czasu do czasumaratonem MTV z Becky.Co tydzień wsiadała z matką do SUV-ai chciało jej siępłakać, gdy widziała jej ponurą, zdeterminowanąminę.To kara, zadecydowała.Było dla niej jasne, że matka w skrytościducha żałuje, iż nie może jej oddać i zastąpić idealną córką: jakąśchudą, wytworną, anemiczną baleriną.Matka potrafiła nieskazitelnie zachować się przy stole, miałaidealną dykcję i w zasadzie nie chodziła — płynęła przez pokoje zcichym, pełnym gracji stukaniem obcasami.I najwyraźniej wszystkoprzychodziło jej w sposób naturalny, bo przecież nigdy nieuczestniczyła w zajęciach z etykiety.W przeciwieństwie do niej miaładrobne kości wróbla.To było absolutnie niesprawiedliwie.I wszyscyją kochali.Zawsze wybierała się na jedno czy drugie przyjęcie, telefondzwonił bez przerwy i choć zbliżała się do pięćdziesiątki, Lizzieczasami widziała, jak mężczyźni oglądają się za nią na ulicy.Ona samaprzyciągała uwagę tylko totalnych odmieńców.— Nie pozwalaj, żeby mama cię zmuszała do udziału w tychzajęciach — poradziła jej Margaret, gdy się jej poskarżyła.— Mnie teżzmuszała.To jakieś dziwactwo wynikające z dorastania w biedzie.Matka jest przekonana, że zapewnia ci coś dobrego, ale wrzeczywistości wtłacza cię w jakąś stereotypową fantazję kobiecości.Mam rację? Postaw się jej, powiedz, żeby przestała cię wykorzystywaćdo realizowania własnych ambicji.Albo zapisz się na dodatkowezajęcia w szkole.Ja tak zrobiłam.Ale Lizzie w głębi duszy uważała, że matka ma rację.Byłaniezgrabna.Jej jedyną prawdziwą przyjaciółką była Becky, która teżnie umawiała się na randki i czasami dłubała w nosie, gdy myślała, żenikt nie patrzy.Zamiast wystawać po szkole na parkingu Pizza Stone,gdzie lubiły się spotykać wszystkie fajne nastolatki, Lizzieprzesiadywała w swoim pokoju i pęsetą wyskubywała włoski nanogach.Całowała się tylko z dwoma chłopakami: jeden padł ofiarą gryw butelkę na letnim obozie w siódmej klasie, a drugi, Mikey Bronstein,saksofonista altowy z klasowego zespołu, był słodki, ale nosił szkłagrube jak denka butelek i wciąż pozwalał, żeby matka pakowała mu wszary papier kanapki z kiełbasą bez skórek na lunch.Zabrał ją na meczfutbolu pierwszoklasistów, trzymał za rękę i nazywał swojądziewczyną.Zawstydzona jego entuzjazmem rzuciła go w następnymtygodniu.Niedługo później, gdy ważyła siedemdziesiąt sześć kilogramów,pewnego dnia rano zeszła na dół i zobaczyła na stole biały omletzamiast zwykłej miski płatków z cukrem.— Skarbie — usłyszała od matki, gdy stanęła jak wryta — niesądzisz, że będziesz szczęśliwsza, jeśli stracisz trochę na wadze?— Nie — odparła.— Będę żałosna niezależnie od wagi.— Alewiedziała, że to nieprawda.Czy chude dziewczyny nie mają więcejrozrywek, więcej chłopaków, czy nie przyciągają większej uwagi?— Och, skarbie, będzie zabawnie.Zrobimy to razem.— Matkapoklepała się po udach.— Naprawdę powinnam zrobić coś z tymcellulitem.— I Lizzie wyobraziła sobie, że żyje jak matka, którastosowała dietę, odkąd sięgała pamięcią, która dla figury skubałazieleninę i twarożki, zamiast pochłaniać frytki i czekoladowy popcorn,i zebrało jej się na płacz.Przyszłość rysowała się przed nią jako jałowapustynia, odarta z całej radości i tłuszczu.Ale może, pomyślała, jeśli będzie chuda, przyciągnie uwagęchłopców.Randki.Miłość.A to będzie jeszcze lepsze niżczekoladowy popcorn.Dlatego zaczęła się odchudzać.Zakończyławypady do automatów ze słodyczami w stołówce w porze lunchu,wyeliminowała potajemne wycieczki do McDonalda, które zwyklerobiła w drodze do domu po lekcjach, i przestała chować batony podłóżkiem.Bez krzywienia się czy trzymania za nos jadłaprzygotowywane przez matkę sałatki z toru, mięso kurczaków bezskórki i góry szpinaku na parze.Mniej więcej w tym okresie, jesienią w pierwszej klasie liceum,wstąpiła do drużyny pływackiej, ponieważ było to łatwym sposobemna wymiganie się od zajęć z etykiety i dykcji, jak radziła Margaret, alerównież dlatego, że naprawdę lubiła pływać [ Pobierz całość w formacie PDF ]