[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uspokoiwszy drugą dziewczynkę, Natividad znalazła trochę wody i czystą szmatkę, którą właśnie przemywała buzię i rączki małej.Michael zostawił rannych i zajął się sprawdzaniem układu sterowania furgonu.Z nas czworga tylko on potrafił prowadzić samochód.– Coś nie tak? – zapytałam go.Potrząsnął przecząco głową.– Ani śladu min pułapek.Pewnie bali się je zakładać ze względu na dzieci.– Dasz radę tym pojechać?– Nie ma sprawy.– No to w drogę.Wóz jest nasz.Jedziemy do domu.* * *Furgon sprawował się dobrze.W akumulatorach miał jeszcze mnóstwo mocy, a Michael bez trudu odnalazł i uruchomił cały system noktowizyjny, z noktowizorami zbliżeniowymi na podczerwień i radiolokatorami włącznie.Wszystkie urządzenia były solidne i wszystkie działały.Dziewczynki najpewniej nie miały pojęcia, jak się je obsługuje – tak samo jak nie potrafiły prowadzić.A może.może umiały uruchomić wszystko, tylko nie wiedziały, dokąd jechać.U kogo małe dzieci znalazłyby dziś pomoc?Jeśli nie miały dorosłych krewnych, nawet policja zaprzedałaby je w niewolę, nielegalnie albo legalnie, do pracy w terminie.Wysyłanie biedoty, ludzi młodych i starych, na roboty w ramach umów terminatorskich jest dzisiaj bardzo w modzie.Naturalnie Trzynasta i Czternasta Poprawka – te od zniesienia niewolnictwa i gwarancji poszanowania praw obywatelskich – są nadal w mocy, tyle że tak osłabione przez obyczaj, przez Kongres i różnych ustawodawców stanowych, a ostatnio i przez niedawne orzeczenia Sądu Najwyższego, że naprawdę niewiele znaczą.Teoretycznie urzędowe kierowanie ubogich do pracy ma dać im zatrudnienie i dach nad głową, wyuczyć fachu.W rzeczywistości to tylko zakamuflowana forma przymuszania ludzi do darmowej lub prawie darmowej harówki.W dużej cenie są małe dziewczynki, które przecież można wykorzystać na tyle różnych sposobów.Nie wątpiłam, że nasze dwie dziewuszki los nauczył już lęku przed obcymi.Gdy brat i rodzice wypadli z gry, zostały zupełnie same, próbując udźwignąć ciężar obrony rodziny i domu.W ślepym przerażeniu strzelały do nas i do tamtych prawdopodobnie zwyczajnych wędrowców lub zbieraczy dobytku.Trafiły trzech z nich.Michael z Natividad poszli sprawdzić, co to za jedni, podczas gdy ja i Jorge ładowaliśmy nasz wózek z całą zawartością do furgonu.Wszyscy trzej mężczyźni nie żyli.Mieli przy sobie gotówkę i pistolety w kaburach – Michael i Natividad oczywiście wszystko zabrali.Zostawiliśmy ciała na miejscu, przysypując jedynie kamieniami.Logicznie rzecz biorąc, ta trójka była o niebo mniejszym zagrożeniem dla mieszkańców furgonu niż my.Nawet gdyby ruszyli prosto na niego, wystarczyłoby dobrze zamknąć drzwi, by ich powstrzymać.Ich dziewięciomilimetrowe półautomaty nie miały szans przeciw opancerzeniu pojazdu.Tyle że dwie małe dziewczynki nie miały o tym zielonego pojęcia.Tak więc zabraliśmy je do Żołędzia, gdzie właśnie kąpią się i objadają, gdzie znajdą pociechę i będą mogły odpocząć.Bankole zajmuje się ich mamą i bratem.Nie był uszczęśliwiony, że przybyło mu pacjentów.Nasz szpitalik jeszcze nigdy tak nie pękał w szwach, a nasz doktor musiał zmobilizować do pomocy wszystkich swoich uczniów i jeszcze paru innych ochotników.Mówi, że nie wie, czy zdoła tych dwoje odratować.Ma do dyspozycji tylko kilka najprostszych instrumentów medycznych, mały, ale strasznie skomplikowany aparat diagnostyczny, który zdołał ocalić, gdy pięć lat temu uciekał z własnego domu w San Diego, i trochę lekarstw – środków przeciwbólowych, przeciwzapalnych i tym podobnych, leczących nasze codzienne dolegliwości.Mówi, że jeśli chłopiec nawet przeżyje, nie wiadomo, czy będzie chodzić.Jestem pewna, że Bankole zrobi co w jego mocy.A Allie Gilchrist i May już zaopiekowały się dziewczynkami.Koniec końców małe miały szczęście przynajmniej w tym, że je znaleźliśmy.Z nami będą bezpieczne.No i nareszcie mamy coś, o czym marzyliśmy od lat.Ciężarówkę.ŚRODA, 29 WRZEŚNIA 2032Aż do ubiegłego wieczoru mój Bankole był zbyt zajęty doglądaniem rannych, matki z synem i ocalałych Dovetree, by znaleźć czas i nakrzyczeć na mnie z powodu zajścia przy furgonie.Naturalnie, dosłownie wcale nie krzyczał.To nie w jego stylu, a szkoda.Gdyby miał zwyczaj wyrażać swoją dezaprobatę prędko i głośno, łatwiej byłoby ją znieść.A tak, jak zwykle, jego krytyka była cicha, lecz zjadliwa.– Wielka szkoda, że to twoje niepotrzebne ryzykanctwo już tyle razy przypadkiem obracało się na naszą korzyść – zaczął wczoraj, kiedy oboje byliśmy już w łóżku.– Postępujesz głupio.– Jakbyś wierzyła, że nie można cię zabić.Na Boga, dziewczyno, jesteś dorosła i powinnaś mieć więcej rozwagi.– Chciałam zdobyć ten furgon – tłumaczyłam.– Uznałam, że może nam się udać.I chciałam pomóc dziecku.Przez cały czas słyszeliśmy, jak płacze.Obrócił głowę i przyglądał mi się przez chwilę z zaciśniętymi ustami.– Na szosie widywałaś małych skazańców, zakutych w obroże i łańcuchy – powiedział.– Widziałaś dzieci wystawione jak wabiki na zachętę przed domami publicznymi.Chcesz mi wmówić, że ryzykowałaś życie, bo słyszałaś, jak jedno płacze?– Staram się robić, co mogę.Jeśli tylko zdołam dać z siebie więcej, zrobię to.Patrzył na mnie bez słowa.Gdybym go nie kochała, w takiej sytuacji mogłabym go znielubić.Wzięłam go za rękę, pocałowałam ją i przytrzymałam.– Robię, co mogę – powtórzyłam.– Chciałam, byśmy mieli ciężarówkę.– I dlatego szafowałaś życiem, nie tylko swoim, ale czworga ludzi?– Ryzyko, że nas zastrzelą przy furgonie, nie było większe niż to, że zarobimy kulkę, próbując uciec stamtąd z pustymi rękami.Prychnął, zdegustowany, i zabrał dłoń.– No więc zdobyłaś stary, sponiewierany furgon mieszkalny – wymamrotał pod nosem.Skinęłam głową.– Właśnie, mamy furgon.Bardzo nam się przyda.Na dobry początek.– Przyda czy nie, nie jest wart niczyjego życia!– Nikt nie zapłacił za niego życiem!Usiadłam prosto.Chciałam, by widział, że mówię poważnie.– Gdyby przyszło mi zginąć, paść od kuli wystrzelonej przez jakichś obcych, czy nie godniej byłoby umierać, próbując pomóc wspólnocie, niż zwyczajnie dając nogę?Nagrodził mnie porcją ironicznych oklasków.– Wiedziałem, że usłyszę coś w tym stylu.No cóż, tak naprawdę nigdy nie miałem cię za głupią.Obsesjonatkę owszem, ale nie głupią.Skoro już o tym mówimy, mam dla ciebie propozycję.Też usiadł, a ja przysunęłam się bliżej i podciągnęłam koce tak, by opatulały nas oboje.Oparta o niego czekałam.Cokolwiek miał mi do powiedzenia, czułam, że moje słowa znalazły zrozumienie, a to, że uparł się nazywać mój sposób myślenia obsesją, mało mnie obchodziło.– Rozejrzałem się po paru okolicznych miasteczkach – podjął wątek.– Saylorville, Halstead, Coy.Tych, które leżą zaledwie kilka kilometrów od autostrady [ Pobierz całość w formacie PDF ]