[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zjadł, napił się piwa i poszedł wcześnie spać.* * *Wschodzące słońce zastało barbarzyńcę przed bramą Yezud.Kiedy jej skrzydła rozchyliły się, Conan zobaczył dwóch cudzoziemskich strażników i mężczyznę, który, wnosząc z zachowania i ubrania, musiał być oficerem.Był to człek masywny, prawie tak wysoki jak Conan.Miał zjeżone, czerwone wąsy podkręcone na końcach w górę.Zobaczywszy Cymmerianina powiedział:- To ty zapewne jesteś tym, który przybył tutaj ostatniej nocy tuż przed zamknięciem wrót i pytał o pracę w Yezud.Tu już nic nie ma dla najemników.Moi chłopcy zajęli całą obsadę.- Ty, zatem, musisz być kapitanem Catigernem - Powiedział spokojnie Conan.- Tak i co z tego?- Kapitanie, chcę porozmawiać z człowiekiem przyjmującym do służby.Oprócz rozbijania czaszek potrafię robić kilka innych rzeczy.Kapitan przyjrzał się uważnie Conanowi.- Nie wydaje mi się, żeby było tu coś dla ciebie.Czy jesteś przyjaźnie nastawiony do kultu Zatha?- Jestem przyjaźnie nastawiony do wszystkich, którzy kupią moje usługi i zapłacą tyle, ile przyrzekli - odparł Conan.Kapitan zacisnął wargi, a potem obrócił się do jednego z wartowników mówiąc:- Marcant! Zabierz tego człowieka do wikarego.Niech on zadecyduje, czy można mu zaufać.A ty, nieznajomy, zostaw broń u nas, dopóki nie rozstrzygnie się twoja sprawa.Conan oddał swoje ostrza i podążył za Marcantem w głąb miasta.Budynki były postawione według surowego planu: rząd za rzędem, pomalowane mi biało i z czerwonymi dachami.Trudno było odróżnić jedne od drugich.Ulice, jak zauważył, były czystsze niż w innych miastach.Główna droga była nienagannie uprzątnięta i nic nie świadczyło, że kilka godzin wcześniej przepędzono nią bydło.- Wczoraj widziałem blisko setkę wołów pędzonych do miasta - powiedział do Marcanta.- Czy tutejszy lud potrzebuje aż tyle żywności? Chyba przez miesiąc mieszkańcy tak małego miasta nie zjedliby tyle mięsa.- Nie pytaj, nieznajomy - odparł Brythunianin.Conan rozglądał się dyskretnie na prawo i lewo, starając się wypatrzyć zagrody, w których mogłoby być trzymane bydło, ale nigdzie nie dostrzegł nic w tym rodzaju.W końcu dotarli do świątyni Zatha.Conan uniósł głowę i przyglądał się jak półgłówek największemu budynkowi, jaki w życiu widział, a który przewyższał swym ogromem wszystkie świątynie i pałace Shadizar i Aghrapuru.Budowla ta złożona była z wielkich bloków opalizującego marmuru połyskujących w świetle porannego słońca.Z wysokiej kopuły wyrastało osiem skrzydeł o dachach podpartych szeregami wyłożonych mozaikami kolumn i pilastrów.Od platformy przed wejściem rozchodziły się dwa krużganki łączące ze sobą wszystkie skrzydła.Słońce odbijało się z oślepiającą intensywnością od złotych liści pokrywających główne wrota, przed którymi stało sztywno dwóch Brythunian, ubranych w paradne czerwone mundury i z halabardami w dłoniach.- Ten człowiek ma się spotkać z wikarym - oznajmił Marcant.Jeden ze strażników pchnął i otworzył małe drzwi wprawione w jedno z olbrzymich brązowych skrzydeł głównej bramy.Conan przeszedł i znalazł się w obszernym, wyłożonym dywanami przedsionku, z którego odchodziły na boki liczne korytarze.Na wprost wejścia znajdowały się drugie wrota ozdobione dla odmiany wytwornymi reliefami.Przed tymi drzwiami stała kolejna para uzbrojonych w halabardy najemników.Marcant skinął swym towarzyszom i poprowadził Conana w dół jednym z korytarzy.Cymmerianin poczuł odór bydła, który nasilał się w miarę jak szli.Conan jednak nie zwracał na to uwagi.Obecność zwierząt ofiarnych w świątyni nie była niczym niezwykłym.Po przejściu przez zagmatwany labirynt korytarzy Marcant zatrzymał się przed drzwiami, przed którymi stał inny brythuniański najemnik i zapukał.Gdy głos z wewnątrz zawołał: „Wejść!”, otworzył i skinął na Conana.Siedząca w środku postać w białym turbanie pochylała się nad stołem i pisała coś przy świetle oliwnych lamp.Gdy Conan podszedł bliżej, mężczyzna podniósł głowę.Tak, mój synu?Conan spojrzał i odruchowo sięgnął po broń, której w tym momencie nie było u jego boku.Człowiekiem tym był bowiem Harpagus - ten, który wprowadził Cymmerianina w hipnotyczny sen na bagnach Meharu.Harpagus jednak go nie rozpoznał.Conan przypomniał sobie, że gdy spotkał Zamoran na bagnach, twarz miał zakrytą turbanem obwiązanym dookoła głowy.Nawet gdy spożywał kolację z Harpagusem i jego ludźmi, z powodu komarów nie zdjął całego zakrycia.Podniósł jedynie część zasłaniającą usta i podbródek i podwinął ją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]