[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy Maneżu tłumy.Znajomi oficerowie, w rękach obnażone szable, lecą przed siebie, nie patrzą… Krzyczę za nimi: „Dokąd was niesie, karbonariusze!”.Biegnę za nimi, przekonuję.Co się stało potem, na pewno pan słyszał.A później w czasie śledztwa jakiś idiota rewirowy zeznał, że jakoby krzyczałem: „W czworobok przeciwko kawalerii”.Widocznie uszy kompletnie zarosły mu włosami.I chociaż tłumaczyłem, mówiłem, oburzałem się, to byłem sądzony razem z dekabrystami.Zostałem zdegradowany, walczyłem na Kaukazie z dzikimi góralami.Tak, miły młodzieńcze! I niech mi pan powie, czym różnią się tamte wydarzenia sprzed dwustu lat od dzisiejszych? Głupia władza, która nastraja naród przeciwko sobie, ambitni spiskowcy, którzy gwiżdżą na tenżenaród, tchórzliwi posterunkowi, gotowi napleść byle co, żeby tylko zepchnąć winę na cudze barki, pośpieszny, nieuczciwy sąd, niepokoje i okrucieństwa na Kaukazie.I niech mi pan powie, czy istnieje coś takiego, jak postęp społeczny, jak rozwój społeczeństwa – od gorszego do lepszego, od okrutnego do humanitarnego? Milczałem.–Nie, nie, i jeszcze raz nie! – rzekł z mocą Cebrikow.– Dlatego jestem zadowolony ze swojej obecnej sytuacji.Nie ciąży mi łańcuch, który mam na szyi.Cuda techniki, możliwość międzynarodowych kontaktów, swoboda obyczajów – oto prawdziwe zdobycze ludzkości! A nie instytucje społeczne, które służą jedynie ugłaskaniu czerni i zaślepieniu rządzącej „górki”.–Czyli Internet?–Tak – odparł wyzywająco Cebrikow.– Internet.Telewizja.Telefon.Komputer.Oto prawdziwe wyżyny ducha ludzkiego! Za tymi drzwiami jest pański Weroz.Zapraszam!–Jak znajdę tam celnika Andriuszę? – spytałem.–A więc u naszych Tatarów będzie pan tylko przejazdem? – Cebrikow pokiwał głową.– Zaraz panu wytłumaczę.Wsunął rękę do kieszeni, przez chwilę czegoś szukał, w końcu wyjął klucz – stary, masywny.Zupełnie jakby ten dom stopniowo się uwspółcześniał, dostosowywał do otoczenia, ale takie drobiazgi jak klucz się nie zmieniały.A może klucze nie zmieniały się z zasady?Tymczasem staruszek otworzył drzwi i uroczyście uniósł rękę.–Niech pan patrzy!Zamrugałem – tutaj już był ranek, jasne światło raziło.Wieża (czy jak wyglądało cło ztamtej strony) stała jak zwykle samotnie, pośrodku jakichś niskich zabudowań, wyraźnie niezamieszkanych.Może były to garaże (chociaż, jakie na Werozie mogą być garaże?), a może szopy? Niektóre miały niewielkie kopuły i niskie ogrodzenia.Ciekawe.Ucieszył mnie za to fakt, że wieża stała na niewielkim wzniesieniu i rozciągał się z niej piękny widok.Miasto zaczynało się jakieś dwieście metrów stąd, zupełnie obce, zupełnie niepodobne do Moskwy.Mnóstwo wieżyczek, niejasno przypominających…–Minarety?! – zawołałem.–Oczywiście.Tu w ogóle nie ma naszej Rosji, młodzieńcze.Tu są Tatarzy, tam Finowie, gdzie indziej Wiatycze, Kriwicze.Moskowja, jak ją tu nazywają, jest niewielka i zamieszkana głównie przez muzułmanów.Dobrze chociaż, że nie są tak zapalczywi jak u nas – prychnął staruszek.– O, widzi pan tę niebieską kopułę przed nami?–Widzę.–To świątynia Isy-proroka.–Chrystusa Zbawiciela? – domyśliłem się.–O, właśnie.Miejsce piękne i szanowane.Dojdzie pan do świątyni – trafi pan na pewno,tu nie sposób zabłądzić – stanie przed bramą, spojrzy na godzinę dziesiątą i zobaczywieżyczkę z zegarem, ptaszkiem i małym sklepikiem na dole.Popatrzyłem podejrzliwie na Cebrikowa.Chyba mimowolny bohater powstania dekabrystów ściemniał, czyli robił ze mnie balona.Coś tu było nie tak.–Tam… będę bezpieczny? – Wskazałem głową miasto.–Jeśli będzie się pan zachowywał normalnie, to tak.Miasto jak miasto, nie lepsze i nie gorsze od naszej Moskwy.Ach, no tak! Potrzebuje pan ich pieniędzy?Skinąłem głową.–Niedużo.Tyle, żeby coś zjeść, kupić jakąś pamiątkę.–A, pamiątkę.– Staruszek skinął głową.– Myślę, że jeśli wymieni pan tysiąc rubli, to będzie w sam raz.Nie za duże obciążenie?W kurtce od Kotii miałem pewnie około piętnastu, może dwudziestu tysięcy.Z jednej strony niemało, z drugiej niezbyt dużo.Dałem Nikoleńce tysiąc, staruszek stęknął, podrapał się po karku i zaczął powoli schodzić na dół, wyraźnie żałując swojej propozycji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]