[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oczywiście.Przede wszystkim dlaczego badania nie zostały bardziej nagłośnione? Minął już prawierok.Nie są tajne, ale zostały po prostu.zignorowane.- Jak na ironię, gdyby były tajne, wzbudzałyby większe zainteresowanie, a nie wszyscy tego chcą.A codo ich upublicznienia - w niektórych społecznościach dyskrecja to potężne narzędzie.Jak u wampirów.Miałam na tym punkcie własną paranoję.- Następne pytanie.Skąd bierzecie osoby do badań? Biorąc pod uwagę dyskrecję, o której pan mówił,dlaczego ktoś miałby się zgodzić na udział?- A czy ja mogę zadać pani pytanie?127- Jasne.- Gdyby istniało lekarstwo, czy zażyłaby je pani? Kilka miesięcy po ataku, kiedy otrząsnęłam się jużz szoku i zaczęłam znów stawać na nogi, przeprowadziłam dokładny wywiad.Czytałam o wilkach.Czytałam o wszystkich tradycjach ludowych, które udało mi się wyszukać.Istniało mnóstwo legend olekarstwach.Zabić wilka, który zamienił cię w wilkołaka.Tego nie mogłam wypróbować.Wypićherbatkę z tojadu podczas nowiu.Od tego się rozchorowałam.Potem się poddałam.Bo tak naprawdę nie było aż tak źle.- Nie wiem - powiedziałam w końcu.- Czy nazwisko Elijah Smith coś panu mówi?- Nie.A powinno?- Być może to pana zainteresuje.Czy tym właśnie się zajmujecie? Szukacie lekarstwa?- Proszę mi powiedzieć, do kogo się pani zwraca, kiedy potrzebuje pani rady?Co to miało być: zabawa w sto pytań?- Chce pan zostać moim powiernikiem?- Nie.Ja tylko.szanuję panią.Do widzenia, pani Norville.- Zaraz.- Ale on już się rozłączył.Musiałam się napić.Musiałam znaleźć sobie ochroniarza.Telefon znów zadzwonił, a ja prawie zleciałam z krzesła.Przysięgam na Boga, gdybym nie prowadziłaaudycji z telefonami od słuchaczy, zastrzegłabym swój numer.- Halo?- Pani Norville?128- Dzień dobry, pani Hardin.- Pamięta mnie pani.Świetnie.- Raczej nie zapomnę tamtej nocy.- Była to najprawdopodobniej druga pod względem intensywnościdoznań noc w moim życiu.- Nie.Raczej nie.Zastanawiałam się, czy nie mogłabym się z panią skonsultować w związku z pewnąsprawą.- Czego dotyczy?Zamilkła; słyszałam przez telefon, jak bierze głęboki wdech, jakby zbierała siły.- Chodzi o miejsce zbrodni.O morderstwo.Zamknęłam oczy.- A pani sądzi, że to robota nadnaturalnego?- Jestem niemal pewna.Ale chciałabym zasięgnąć niezależnej opinii, zanim narobię rabanu.Może sięzrobić nieprzyjemnie.I ona mi to mówiła? Wystarczyłoby, żeby jeden wampir-samotnik osuszył jakąś śliczną dziewuszkę.- Wie pani, że nie mam żadnego przeszkolenia w tej dziedzinie, nie znam się na medycynie sądowej aninawet na pierwszej pomocy.- Wiem.Ale jest pani jedyną znaną mi osobą, która ma jakąkolwiek wiedzę na ten temat.- Poza Cormakiem, co?- Nie ufam mu.To jednak było coś, sprawić, żeby policjantka zaufała raczej potworowi niż pogromcy potworów.Możejednak audycja czyniła coś dobrego.Może to, że się ujawniłam, uczyni coś dobrego.- Ktoś musi po mnie przyjechać.- Już jadę.129Hardin przyjechała po mnie nieoznaczonym seda-nem policyjnym.Kiedy tylko ruszyła, zaczęła nużącymonolog.Mówiła normalnie, ale miała pobielałe kłykcie i zmarszczone brwi.Poza tym paliła, zaciągając się tak mocno, jakby od rana nie miała w ustach papierosa, strzepując popiół przez uchylone okno.- Zaczęłam słuchać pani audycji.Noc, kiedy dostaliśmy wezwanie do pani studia, była strasznie dziwna -byłam ciekawa.Nadal jestem.Cały czas dowiaduję się czegoś nowego.Przejrzałam wszystkie naszesprawy o bestialskie zabójstwa z ostatnich lat.Większość z nich jest już za stara, żeby można było zebrać jakieś dowody albo złapać zwierzę, które to zrobiło.Ale tym razem nie sądzę, żebym znów mogłazrzucić to na zdziczałe psy.Przekonała mnie pani.Jesteście znani z tego, że rozszarpujecie ludziomgardła.Spojrzała na mnie z ukosa i uśmiechnęła się ponuro.Miała ciemne włosy związane w kucyk.Orzechoweoczy.Nie malowała się.Ubierała się wygodnie - koszula, spodnie i marynarka.W jej wyglądzie nie było nic efektownego.Była przeraźliwie bezpośrednia.Oparłam się o okno.- Nie każdy z nas rozszarpuje ludziom gardła.- Niech będzie.W każdym razie jeszcze rok temu w takiej sytuacji szukałabym stada psów dingo, któreuciekły z jakiegoś zoo.Ale teraz.- Zjeżdża pani na bok.Jest bardzo źle? Złapała kierownicę.- Nie wiem.Ma pani wytrzymały żołądek? Zawahałam się.Jadałam regularnie surowe mięso,ale nie żebym to lubiła.130- Zależy od tego, co robię - powiedziałam, migając się od odpowiedzi.- Co chce pani przez to powiedzieć?Jak miałam jej wyjaśnić, że to zależy od tego, na ilu nogach akurat się poruszam? Nie miałam pojęcia, czy to ją wystraszy.Może będzie chciała mnie aresztować.Lepiej sobie odpuścić.- Nieważne.- To była prostytutka, osiemnaście lat.Ciało jest w trzech kawałkach.Nie licząc mniejszych fragmentów.Rany szarpane odpowiadające ugryzieniu plus ślady pazurów dużego drapieżnika.Na.pierwszy rzutoka masa szczątków nie jest taka sama jak masa wyjściowa ofiary.- Cholera - mruknęłam i pomasowałam sobie czoło.Została zjedzona.Może jednak nie byłam na to go-towa.- Wczoraj nie było pełni - zauważyła.- Czy mimo to mógł to być wilkołak?- Wilkołaki mogą zmieniać postać, kiedy chcą.Pełnia to jedyny moment, kiedy muszą to zrobić.- Jak rozpoznać, czy to likantrop, czy po prostu duży, rozdrażniony pies?- Po zapachu - odparłam bez zastanowienia.- Co?- Po zapachu.Likantropy pachną inaczej.Przynajmniej dla innego likantropa.- Okej.A jeśli nie będę miała pani w pobliżu w roli psa myśliwskiego?Westchnęłam.- Jeśli uda się zebrać próbki DNA napastnika, istnieją określone markery.Jest pewien niejasny raport126Centrum Zapobiegania i Zwalczania Chorób na temat markerów DNA likantropów.Podam pani źródło.Jest pani pewna, że to nie był po prostu duży pies?Jeśli napastnik był wilkołakiem, musiał należeć do watahy Carla.Ale nie sądziłam, żeby ktokolwiek z nas polował w mieście i aż tak się rozbestwił.Musiałby wtedy odpowiedzieć przed Carlem [ Pobierz całość w formacie PDF ]