[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spokojny azyl.Tyle że Instytut raczej nie był takim miejscem -jednocześnie ognisko domowe, internat i posterunek.Jeśli ktoś nim dowodził, to z pewnością nie Henry.Charlotte zatrzymała się nagle z cichym okrzykiem zdumienia.–Jessamine! O co chodzi?Tessa spojrzała w górę.Na szczycie schodów, w otwartych drzwiach stała panna Lovelace.Nadal miała nasobie dzienny strój, ale włosy już były ułożone na wieczór w wymyślne loki, bez wątpienia przez zawsze cierpliwą Sophie.Dziewczyna wyglądała jak gradowa chmura.–Chodzi o Willa – powiedziała.– Zachowuje się w jadalni całkiem niedorzecznie.Charlotte zrobiła zdziwioną minę.103–A czym się różni ta niedorzeczność od tej w bibliotece, zbrojowni czy innym miejscu, gdzie zwykle jest niedorzeczny?–Bo tam musimy – odparła Jessamine, jakby to było oczywiste.Odwróciła się na pięcie i pomaszerowałakorytarzem, zerkając przez ramię, by się upewnić, że Tessa i Charlotte idą za nią.Tessa nie zdołała powstrzymać uśmiechu.–Są trochę jak wasze dzieci, prawda? Charlotte westchnęła.–Tak, tylko że dzieci powinny mnie kochać.Tessie nie przyszła do głowy żadna odpowiedź.Ponieważ Charlotte oznajmiła, że przed kolacją musi jeszcze coś zrobić w bawialni, Tessa poszła do jadalni sama.Gdy tam dotarła – dumna z siebie, że się nie zgubiła – zobaczyła, że Will stoi na jednym z kredensów i majstruje przy żyrandolu.Jem siedział na krześle i przyglądał mu się z powątpiewaniem.–Będziesz miał nauczkę, jak to urwiesz – rzucił zrzędliwie i ukłonił się na widok Tessy.– Dobry wieczór,panno Gray.– Idąc za jej spojrzeniem, uśmiechnął się szeroko.– Will właśnie usiłuje naprawić żyrandol.Tessa nie zauważyła, żeby coś było nie w porządku z żyrandolem, ale zanim zdążyła powiedzieć to na głos, do jadalni wkroczyła Jessamine i spiorunowała Willa wzrokiem.–Doprawdy! Nie mogłeś polecić Thomasowi, żeby to zrobił? Dżentelmen nie powinien…–Masz krew na rękawie, Jessie? – spytał Will, zerknąwszy w dół.Twarz panny Lovelace stężała.Dziewczyna bez słowa okręciła się na pięcie i pomaszerowała do drugiegokońca stołu.Usiadła n,i krześle i kamiennym wzrokiem zaczęła patrzeć prosto przed sienie.–Coś się stało, kiedy was nie było? – Jem wyglądał na szczerze zatroskanego.Tessa dostrzegła, że na jego szyi lśni coś zielonego.–Nie, nic takiego… – zaczęła.–Działa! – Henry triumfalnie wkroczył do jadalni, pokazując coś, co wyglądało na miedzianą rurkę z czarnymprzyciskiem z boku.– Na pewno nie wierzyliście, że mi się uda, co?Will porzucił swoje wysiłki i zmierzył Henryego wzrokiem.–Nie mamy pojęcia, o czym bredzisz – oświadczył.104–W końcu udało mi się uruchomić Fosfor.– Pan Branwell z.dumą zaprezentował swój wynalazek.– Działa nazasadzie magicznego kamienia, ale jest pięć razy silniejszy.Wystarczy wcisnąć guzik, a zobaczycie światło,jakiego nigdy nie widzieliście.W pokoju zapadła cisza.–Więc to jest po prostu bardzo, bardzo jasny magiczny kamień? – spytał w końcu Will.–Właśnie – odparł Henry, zadowolony z siebie.–Jest użyteczny? – zainteresował się Jem.– Magiczny kamień służy tylko do oświetlania.Nie jest niebezpieczny…–Poczekaj, aż zobaczysz! – przerwał mu Henry, unosząc przedmiot.– Patrzcie.Will już miał zaprotestować, ale nie zdążył.Branwell wcisnął guzik, rozbłysło oślepiające światło, rozległ sięświst i jadalnia pogrążyła się w ciemności.Tessa wydała okrzyk zaskoczenia, Jem zaśmiał się cicho.–Jestem ślepy? – W ciemności rozległ się głos Willa, zabarwiony irytacją.– Nie będę zadowolony, jeśli mnie oślepiłeś, Henry.–Nie, zdaje się, że Fosfor… – Branwell był wyraźnie zmartwiony.– Chyba zgasły wszystkie światła w pokoju.–A nie powinno tak się stać? – zapytał Jem, tonem łagodnym jak zawsze.–E… nie – bąknął Henry.Will wymamrotał coś pod nosem.Tessa nie usłyszała go dokładnie, ale wychwyciła słowa „Henry" i „durny".Chwilę później rozległ się potężny huk.–Will! – wykrzyknął ktoś z przerażeniem.Pokój wypełniło tak jasne światło, że Tessa zaczęła mrugać.I W drzwiach stała Charlotte z uniesionąmagiczną lampą w ręce.Will leżał na podłodze u jej stóp pośród rozbitych naczyń, które spadły z kredensu.–Co, u licha…–Próbowałem naprawić żyrandol – wyjaśnił z rozdrażnieniem Will, strzepując okruchy porcelany z koszuli.–Thomas mógł to zrobić.A ty zniszczyłeś połowę zastawy.– To przez twojego męża idiotę.– Will spojrzał na siebie.–Chyba sobie coś złamałem.Boli jak diabli.–Wydaje mi się, że jesteś cały.– Charlotte była bezlitosna.– Wstawaj.Dzisiaj będziemy jedli przy magicznymświetle.Jessamine, która przez cały ten czas siedziała przy stole, prychnęła.To był pierwszy dźwięk, jaki z siebie wydała, odkąd Will zapytał ją o krew na żakiecie.105–Nienawidzę magicznego światła.Cera wygląda w nim na zieloną.Mimo tak niekorzystnego działania, Tessa stwierdziła, że podoba się jej rozproszony biały blask, w którymnawet groszek i cebula wyglądały romantycznie i tajemniczo.Krojąc rogalik ciężkim srebrnym nożem, pomyślała o małym nowojorskim mieszkanku, w którym ona, jej brat i ciotka jadali skromne posiłki przy zwyczajnym stole z miękkiego drewna, oświetlonym przez kilka świec.Ciotka Harriet zawsze dbała o to, żeby wszystko było nienagannie czyste: od białych koronkowych zasłon w oknach po lśniący miedziany czajnik stojący na piecu.Zawsze powtarzała, że im mniej się ma, tym bardziej trzeba o to dbać.Tessa zastanawiała się przez chwilę, czy Nocni Łowcy też kierują się tą zasadą.Podczas kolacji Branwellowie opowiedzieli o swojej wizycie n Mortmaina.Jem i Will słuchali ich uważnie, natomiast Jessamine gapiła się ze znudzoną miną w okno.Jema szczególnie zainteresował opis domu Mortmaina, z pamiątkami ze wszystkich stron świata.–Mówiłem wam, że to tai-pan – przypomniał.– Oni wszyscy uważają się za ważnych ludzi.Stojących ponad prawem.–Tak – przyznała Charlotte.– Zachowywał się tak, jakby był przyzwyczajony, że się go słucha.Tacy ludzie często są łatwym celem dla tych, którzy chcą wciągnąć ich w Świat Cieni.Przyzwyczajeni do władzy, oczekują, że bez trudu dostaną jej jeszcze więcej małym kosztem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]