[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakosiedemnastolatek tylko on jeden spośród całej załogi nadal miał wszystkie palce u rąk.Rzuciłtę pracę, kiedy zorientował się, że także tylko on jeden potrafi pisać i czytać.Zataił swójprawdziwy wiek, wstąpił do lotnictwa, rozbił się i zaciągnął na nowo.Kiedy spotkali się zMimi na potańcówce w Yorkshire, on był oficerem zaopatrzeniowym, a ona pielęgniarkąprzydzieloną do Szóstego Pułku Bombowców.Świat wydał im się wtedy naprawdę mały.Mały świat, wielka wojna.A oni - dwoje szczęściarzy.- To piękna okolica - mówi Jack do mężczyzny za ladą.- Och, to raj na ziemi - odpowiada ten, dolewając mu kawy.W gruncie rzeczy to takie proste; jeśli lubi się ludzi, oni zapewne odwzajemnią touczucie.Na korzyść Jacka i Mimi przemawia to, że ich dzieci są dobrze wychowane iodpowiadają pełnymi zdaniami.Na ich korzyść przemawia też to, że ich córka jest ładna, asyn przystojny.- Kim zamierzasz zostać, kiedy dorośniesz, młodzieńcze? - pyta od stolika nieznajomy,miejscowy gospodarz, w kaloszach i czapce z daszkiem.- Będę latał myśliwcem, proszę pana - odpowiada Mike.- No proszę - stwierdza gospodarz, kiwając głową.- Tak trzymaj - mówi Jack.Na korzyść Jacka i jego żony przemawia to, że są uroczy.Nie tylko dlatego, że Mimijest szczupła i szykowna, w swych pantofelkach i obcisłej spódniczce do kolan.Nie tylkodlatego, że Jack ma niebieskie oczy i swobodny sposób bycia; ta niewymuszona ogładaświetnie przystaje do wyniesionego z rodzinnego miasteczka szacunku dla pracy i ludzi pracy.Ich urok bierze się stąd, że są w sobie zakochani.Spełniło się.Marzenie o lepszym życiu.Powojenny rozkwit gospodarczy, dzieci,samochód, wszystkie te zdobycze techniki, które podobno mają uszczęśliwić ludzi, leczniektórym zaczynają ciążyć - alkoholikom w eleganckich szarych garniturach, zbzikowanymgospodyniom domowym.Lecz Jack i Mimi spełnili swe marzenie.Nie zależy im na„posiadaniu" i może w tym tkwi sekret ich szczęścia.Są zamożni, są bajecznie bogaci.Iwiedzą o tym.Trzymają się za ręce pod ladą i gawędzą z mieszkańcami miasteczka.- A ja będę chyba tajnym agentem - oświadcza Madeleine, czym wywołujepowszechną wesołość.Uśmiecha się uprzejmie.To miłe uczucie, gdy dzięki tobie ludzie sięśmieją, nawet jeśli nie bardzo wiesz, co ich tak rozbawiło.Deser jest na koszt firmy.Witajcie w Kanadzie.Kiedy zajeżdżają pod dom, słońce chyli się ku zachodowi.Na jego widok, powoliginącego za dachami domów, w Madeleine przybiera na sile muzyka, towarzysząca jejwyimaginowanemu filmowi.Promyki słońca kłują w oczy, przeszywają serce Madeleine.Dziś po raz pierwszy od powrotu z Niemiec będą spać we własnym domu w swoich łóżkach.Ojciec szpera w pudle w piwnicy i na oczach Madeleine wyciąga z niego nie żywegokrólika, lecz coś o wiele cudowniejszego.„Rękawice do baseballu!".Rzuca jej jedną i idą natyły domu, na trawiasty krąg.Mike włóczy się gdzieś z nowym kolegą, więc Madeleinebędzie miała tatę tylko dla siebie.Piłka uderza w rozwartą dłoń; trochę piecze, ale nie zamocno.Madeleine bierze potężny zamach i odrzuca piłkę, którą ojciec wyłapuje bez trudu.Zachodzące słońce mają z boku, więc nie świeci nikomu w oczy; kiedy gra się z tatą, musibyć sprawiedliwie.O nie, wraca Mike z Royem Noonanem.Mają rękawice do baseballu, zepsują całązabawę.Ale okazuje się, że nie.Krąg się poszerza, teraz we czwórkę rzucają na zmianę piłkę;ustala się swobodny rytm - pac, przerwa, zamach, świst, piłka śmigająca łukiem od rękawicydo rękawicy, niczym delfin.Chłopcy wcale się nie wstydzą, że grają z dziewczynką, a osobaMadeleine nie wywołuje żadnych komentarzy; dopiero kiedy robi się ciemno i nie widaćpiłki, w drodze do domu po skończonej grze Madeleine słyszy, jak Roy mówi do Mike'a: -Twoja siostra jest niezła jak na dziewczynę.- No, wiem - odpowiada Mike.Czyż nie był to, bez wyjątku, cudowny dzień?Kiedy dzieci poszły spać, Mimi zaparza herbatę, a Jack włącza zakupiony wNiemczech sprzęt hi-fi.Rozlegają się krystalicznie czyste dźwięki nadawanej przez radiomuzyki.„Niezapomniana.taka właśnie jesteś".Mimi kładzie filiżanki na podłodze, Jackrozkłada ramiona i tańczą na skrawku wolnej przestrzeni między pudłami, kołysząc się wolnopod sześćdziesięciowatową żarówką.„Niezapomniana, blisko czy daleko.".Ich palcesplatają się, Mimi wtula się twarzą w jego szyję, on obejmuje jej wąską talię - samadoskonałość.- Chciałabyś dzidziusia z Centralii? - pyta.- Nie miałabym nic przeciwko dzidziusiowi z Centralii.- Sprawimy sobie małą wiewióreczkę?- Kocham cię, Jack.- Witaj w domu, moja pani.Przyciska ją do siebie.Mimi muska ustami jego kark.- Je t'aime, Mimi - szepcze Jack, zawstydzony swoją francuszczyzną, z wyraźnymangielskim akcentem; ona uśmiecha się, przywierając policzkiem do jego ramienia.„Dlatego,miła, to cud, że jak ze snu, jesteś tu.".Mógłby teraz zaprowadzić ją na górę, ale właśnie śpiewa Nat King Cole i zupełnie jakpodczas ich miesiąca miodowego odwlekanie tej chwili i pewność, że nastąpi, sprawia imrozkosz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]