[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Takie długie kroki mógł stawiać tylko ten, który zamieszkał w jego ciele.To był Archont, mój najgroźniejszy wróg.Sarzana ponownie odezwał się skrzypiącym głosem.Wiedziałam już, że to nie on porusza wargami i gardłem tego ciała.– Nie skończyłaś jeszcze z Likantem, Antero – powiedział i roześmiał się, jak Archont.– Bardzo dużo się nauczyłem – dodał.Gdybym wiedział, jakie skarby tu na mnie czekają, odbyłbym tę podróż dużo wcześniej.Wiele jest tu światów, ukrytych jeden za drugim, Antero.Mogliśmy wraz z bratem wyrwać im wszystko, co najlepsze i uczynić Likant potężniejszym, niż kiedykolwiek, potężniejszym, niż Zamorskie Królestwa i wszystkie krainy z dziecięcych baśni.– W dalszym ciągu mam taką szansę – powiedział, podszedł do mnie i zawył z furią, jak wtedy na statku Symeona: – Zapłaciłem cenę, a walka jeszcze trwa.Z dłoni wyrosły mu pazury, podobnie jak niegdyś bratu, lecz tym razem nie dzieliła nas stalowa zbroja, ani ciało.Oba potwory – gdyż waham się nazwać ludźmi Archonta i jego nowego niewolnika Sarzanę – zawahały się na krótką chwilę, nieledwie ułamek sekundy, jakby chciały zgromadzić siły.W tym momencie zebrałam całą energię i pchnęłam mego ducha daleko poza mury twierdzy, na wolność.W mózgu mym wirowały obrazy: łasiczka, oblicze Gamelana, puzdro z sercem Archonta w środku, twarz Amalryka i matka, moja ukochana matka.W pędzie czułam, jak wyciągają się ku mnie macki Archonta.Wciąż jednak byłam poza ich zasięgiem, a mój umysł odnalazł słowa zaklęcia i wyrzucił je w przestrzeń:Śmigaj w przestworzaSwobodnie i lekko,Na morza, na morzaDaleko, daleko.Palce mego ducha „przypomniały sobie” pióro sokoła morskiego, które gładziłam na pokładzie statku i natychmiast stałam się tym ptakiem.Mknęłam nisko nad kanałami, wiatr świstał w mych lotkach i niósł hen, daleko, na morza.Dusza sokoła pragnęła wzbić się w górę, wyżej, niż niebezpieczeństwo, lecz ja, Rali Emilie Antero, wiedziałam lepiej, co robić, by się wymknąć.Błyskawicznie przeleciałam pomiędzy tłumem łuczników, a potem przez port, robiąc ostre zwody i uniki.W kilka sekund pozostawiłam za sobą galery.Czułam za sobą dziką furię, która ścigała mnie jak ogary, pędzące po świeżym tropie, lecz byłam już poza jej zasięgiem.Wykorzystałam sprzyjającą chwilę, której Archont i Sarzana nie zdołali pochwycić.Nad ujściem zatoki zwolniłam, zaklęciem zmieniłam postać i z powrotem stałam się wiatrem, wiejącym w kierunku morza.Zawirowałam, wzburzyłam fale i już mnie nie było.Wydawało mi się, że „widzę” w niebiosach, za sobą, olbrzymiego orła, śmiertelnego wroga sokołów, który majestatycznie krąży i szuka mnie na morzu, lecz może tylko mi się tak wydawało.Nie mogłam tego sprawdzać, gdyż straciłabym zbyt wiele energii, ryzykując ponadto, że pozostawię za sobą ślad.Udało mi się uciec Archontowi.Druga taka możliwość nie będzie mi dana.Gamelan bardzo się rozzłościł, gdy opowiedziałam mu, co mi się przydarzyło.– Archont ponownie cię naznaczył, Rali – stwierdził.– Będziesz jego pierwszym celem, gdy przyjdzie nam stoczyć bitwę.– Ach, niech tylko spróbuje – powiedziałam i natychmiast zawstydziłam się brawury, godnej rekrutki, szczególnie gdy niewidzące oczy Gamelana wbiły się we mnie, a warga uniosła się ironicznie.Zanim powiedział to, co już sama wiedziałam, czyli że każde spotkanie z wrogiem zmniejsza me szanse, przeprosiłam za głupotę.– Powstaje pytanie, jakiego rodzaju osłonę można ci teraz dać, byś miała z nim równe szanse, przynajmniej przez chwilę.Muszę pomyśleć.Muszę się nad tym dobrze zastanowić.W tej armadzie, jedynie Gamelan zajmował się czymś tak mało spektakularnym, jak myślenie.Gdy zdałam admirałowi Trahernowi raport z tego, czego udało mi się dowiedzieć, zignorował wszelkie uwagi na temat Archonta, jakby w dalszym ciągu nie potrafił uwierzyć w istnienie magii.– Wreszcie wpadł w pułapkę – odparł radośnie, polecił wciągnąć wszystkie żagle i zasiąść do wioseł.– Tym razem Sarzana nam nie umknie.Wiedziałam, że Sarzana nawet nie próbuje wypływać z zatoki, więc zaczęłam się zastanawiać, kto tu na kogo właściwie zastawia pułapkę.Dziwne wydało mi się także polecenie Traherna, by wszyscy siedli do wioseł.Przecież w ten sposób marynarze będą strudzeni jeszcze zanim rozpocznie się bitwa.Nikt mnie jednak nie pytał o zdanie, więc milczałam.W tydzień później znaleźliśmy się blisko Alastorów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]