[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą dziwnie jej było stać tak na pustym polu i przemawiać do szczura.Nawet jeśli w całej WilŜyńskiej Dolinie tylko on chciał wysłuchać historii wioskowej ladacznicy.Nie zastanawiając się, wsunęła go za dekolt.Drobne pazurki połaskotały ją po skórze, gdy mościł się wygodniej.Był ciepły i jakoś tak jedwabiście miękki.No, przelotnie pomyślała teŜ o szczurzych zębach, które mogły poczynić pewne spustoszenia w koronce, a nie miała grosza na drugą suknię.Jednak przyjemnie było mieć wreszcie coś własnego.Choćby szczura.Po omacku wymościła mu legowisko ze starej halki tuŜ obok swego barłogu.Na wszelki wypadek pokruszyła kęs podpłomyka i nalała odrobinę gorzałki w łupinę orzecha.Nie wyznawała się przesadnie na szczurach, ale rozumiała, Ŝe łyk gorzałki zawsze się przyda ku pokrzepieniu.A potem w spokojności ducha usnęła.Rankiem szczur wciąŜ był w chacie.Nie wyglądał najlepiej.Rany na bokach zaogniły się mocno i ciekła z nich brzydka, brunatna posoka, gorzałka jednak znikła bez śladu, co Gronostaj uznała za nieomylny znak rychłego ozdrowienia.Na wszelki jednak wypadek - a takŜe dlatego, Ŝe za młodu zdarzało się jej zawrzeć komitywę z pasterzami i wiele się nasłuchała o poranionych owcach, które były głupie i aŜ nazbyt słabowite - odŜałowała jeszcze łyk gorzałki i bardzo starannie przemyła wszystkie skaleczenia.Szczur zniósł operację godnie.Kręcił się wprawdzie i popiskiwałz cicha, ale nie próbował gryźć, co do reszty upewniło Gronostaj o zacności zwierzątka.Właściwie zaczynała dochodzić do wniosku, Ŝe nie bez powodu wyratowała go spod wronich dziobów.Widziała kiedyś tresowane szczury w jarmarcznej budzie, które na rozkaz sztukmistrza tańczyły na tylnych łapkach i bardzo zgrabnie znajdowały w tłumie ukryte ziarna bobu czy kawałki koziego sera.A kiedy tylko odpust się skończył i kuglarz razem ze swoimi szczurami spiesznie wyjechał precz z WilŜyńskiej Doliny, wyszło na jaw, Ŝe szczury jeszcze inne rzeczy wyszukiwały w ciŜbie wieśniaków.Osobliwie zaś w ich sakiewkach.Zasobniejsi gospodarze nie mogli się doliczyć kilku tuzinów srebrnych monet, pasterzom zaś poginęły całe garście miedziaków, które zamierzali sumiennie przepić po wieczornej sumie.Odtąd Gronostaj wierzyła święcie, Ŝe pogłoski o osobliwej szczurzej inteligencji nie są bynajmniej przesadzone.Zastanawiała się, czy po wydobrzeniu szczur mógłby jej jakoś, cichaczem, przyczynić dobytku.Karczmarz miał na nią baczenie i nie pozwalał, aby przysiadała się do spitych biesiadników, ale szczurów w gospodzie było zatrzęsienie.Na razie jednak nie bardzo miała po co iść do wioski, bo Kordelia nieprędko zapomni wczorajsze figliki na mogiłce dziadunia.Skrupulatnie wysączyła więc resztę gorzałki za zdrowie szczurzego ozdrowieńca.Po porannych zabiegach wyglądał naprawdę lepiej - albo usilnie czyniłdobre wraŜenie gwoli uniknięcia dalszej kuracji.PoniewaŜ prawdziwie go polubiła, a gorzałka była mocna okrutnie, poczuła jeszcze większą tkliwość dla drobnego zwierzątka, które spało w bieliźnianym kłębie jej halki, i wydobyła ze skrytki chowany na czarną godzinę antałek spichrzańskiego ciemnego piwska.Zamierzała wychylić kubek, najwyŜej dwa.Naprawdę jej zaleŜało na szczurzym ozdrowieniu.Następnego dnia szczur wprawdzie wyglądał całkiem nieźle, za to Gronostaj ledwie starczyło sił, by zwlec się z posłania.Sięgnęła na oślep ku antałkowi, lecz naczynie było puste i otwarte, choć przysięgłaby, Ŝe wcale sporo napitku bulgotało jeszcze na dnie, kiedy je przed snem szpuntowała.Co gorsza, nie została teŜ ani odrobina przyniesionych przez Waligórę zapasów.Znikły nawet trzy zeschłe jabłka, które trzymała ukryte w barłogu.Popatrzyła badawczo na szczura, ten jednak spał niewinnie z ogonem wplątanym w przyŜółkłą koronkę.Wydawał się równie chudy, jak wcześniej i zawstydziła się swej podejrzliwości, zwierzak był bowiem z gruntu niepozorny i przy najszczerszych chęciach nie zdołałby zeŜreć jej zapasów.Ani chybi, uznała na koniec, gorzałka natchnęła ją taką łapczywością, Ŝe sama wszystko pochłonęła, na dodatek smaku Ŝadnego nie poczuwszy.W istocie, było jej coś cięŜko na Ŝołądku i nieswojo, a dzionek nastał szary, posępny, więc naciągnęła na powrót derkę i uznała, Ŝe drzemka najlepiej pomoŜe na niemoc.Szczur za to wydawał się zdrowszy i radośniejszy, popatrywał ku niej bystro i nawet ostroŜnie przeszedł kilka kroków po posłaniu.Okruszki chleba znikły z legowiska, więc Gronostaj próbowała go lepiej jeszcze ugościć, podtykając pod pyszczek zeschłą skórkę słoniny, ale jeść nie chciał.Pokręcił się trochę po jej dłoni, połaskotał wąsiskami, aŜ rozchichotała się niczym młódka, a potem bardzo prędko wbiegł jej po ręce na ramię, a stamtąd skoczył w dekolt i umościł się wygodnie pomiędzy piersiami.Gronostaj aŜ pokręciła głową z zadziwienia nad zmyślnością zwierzątka, które małe było i nikczemnego sortu, ale przecie rozumiało, co dobre.UłoŜyła się ostroŜnie, by go nie urazić nieopatrznym ruchem, i usnęła, ukołysana głodem i miarowym szczurzym oddechem.W nocy przydarzył jej się sen, dziwny i niepojęty.Pośrodku ziemianki, w plamie księŜycowego światła, bo wejście było rozwarte na ościeŜ, siedział męŜczyzna.To nie zdumiało jej nadmiernie.Niemało chłopów zachodziło do niej ciemną nocką z leśnych szałasów, choć nie sądziła, aby któryś znał to ukrycie.Gość jednak wydał jej się obcy i zgoła do innych niepodobny.I nie dlatego wcale, Ŝe był od innych mniejszy i przybrany w dziwną szatę z szarego krótkiego futra, Gronostaj bowiem szanowała swą profesję i nie czyniła chłopom wstrętów, traktując wszystkich jednako, bez względu na rozmiar, zajęcie i pochodzenie.Ale ten po prostu siedział w miesięcznym blasku i gapił się na nią niczym sroka w kość, aŜ się zaczęła wiercić na posłaniu i obracać niespokojnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]