[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawsze tuż za plecami mieli wężową czarną mackę.Coś gwałtownie mknęło w ich stronę z naprzeciwka.Ragnarson chwycił to coś, Szyderca przebił mieczem i razem rzucili to na pastwę czarnej macki.Dopiero wówczas, gdy ciemność zaczęła pochłaniać swoją ofiarę, zobaczyli, że był to następny ze sług starca.W końcu przypadek doprowadził ich do miejsca, skąd zaczęła się ucieczka.Demon wyniósł się już z komnaty.Zamieszanie, jakie powodował, niosło się echem po korytarzach wychodzących z pomieszczenia.Ragnarson obszedł tron, czując się przez chwilę bezpiecznie.– Hej – oznajmił nagle.– Wydaje mi się, że znalazłem wyjście.– Zauważył, że patrząc pod określonym kątem, jest w stanie wyróżnić ledwie widoczny prostokąt ciemności, która przesłaniała czarne kolumny i ścianę za nimi.Z pozoru wyglądało, że ma identyczne rozmiary jak kurtyna, która pochłonęła ich, zanim tu trafili.– Doprawdy wdzięcznym byłbym, gdyby się to prawdą okazało – powiedział Szyderca.– Magia łącząca dwa miejsca zaczyna się rozplatać.Od jakiegoś czasu dawało się wyczuć delikatne drżenie posadzki.Ragnarson nie zwracał na to uwagi, sądząc, iż powoduje je demon ciskający się po korytarzach.– Co, jeśli.?– Jeżeli baranie łby, poszukiwacze przygód nie znajdą wyjścia, długa wówczas czeka ich droga z Shinsanun – odparł Szyderca.– A więc tędy.Wygląda podobnie do drogi, którą przyszliśmy.Pobiegł w kierunku kwadratu czerni.Wkrótce powróciły wrażenia kalejdoskopowych wirów.Po czasie wypełnionym śmierdzącą wiecznością, wyszedł na korytarz, w którym pierwotnie pochwycono ich w pułapkę.Szyderca pojawił się mgnienie oka po nim.Wciąż byli uwięzieni.– Rozgość się – powiedział Ragnarson, siadając wsparty plecami o ścianę i z mieczem na kolanach.– Nie wracam z powrotem przez tę rzecz.– Jeśli zaś o mnie chodzi, również wolę umierać na Zachodzie – powiedział Szyderca.– Chociaż, jeżeli ma to być zabita dechami prowincja Ruderin, na dodatek z własnej głupoty? Nawet nie w bitwie kończącej heroiczne życie heroiczną śmiercią, w obecności rzesz świadków ostatecznego aktu odwagi? Biada!Wokół nich kamienie zadrżały.Z powały posypał się pył.– Nie wygląda to dobrze – skomentował Ragnarson.– Zgnieciony na śmierć.Niesławny koniec wielkiego umysłu.Głupim.Przyjaciel winien to czasem wskazać rzeczonemu grubemu idiocie i zawlec go do obozu, choćby nawet wrzeszczał i wierzgał.– Czy światło przypadkiem nie robi się słabsze?– Rzekłeś.Magia odchodzi.Wraz z nią słabnie również moc portalu do Shinsanu.Właśnie tak się działo.Migotała na brzegach czerń, od czasu do czasu zaś rozbłyskały barwy.– Być może uda nam się wydostać.Jeżeli zamek pierwej nie runie.– Może i tak.Kurtyna ciemności zamigotała po raz ostatni i zniknęła.Stali przed zaskoczonymi najemnikami.– Duchy! – wrzasnął jeden z nich.– Łuuu! – zawył Szyderca, potem zaniósł się dzikim chichotem.– Z drogi.Wszyscy wynosić się, zanim bardzo ważna czaszka, moja czaszka, zostanie zgnieciona przez zapadający się zamek.Piętnaście minut później siedzieli już na swoich rumakach i ze szczytu wzgórza obserwowali, jak zamek zapada się w sobie.Czarna mgła pochłonęła jego fundamenty, ciemność, której nie potrafiły rozproszyć nawet promienie porannego słońca.Pióropusz tej ciemności wzniósł się w niebo świtu i nachylił ku wschodowi.Cały proces zniszczenia przebiegał w nienaturalnej ciszy.– Wracają do domu – zauważył Szyderca.– Usłyszymy o nich znowu – zareplikował Ragnarson.Pojawili się Tarlson i Czarny Kieł, wcześniej musieli jeszcze objechać dolinę.– Macie szczęście, że wspomniałem o tym zamku naszemu przewodnikowi – bez wstępów oznajmił Eanred.– Powiedział, że żadne takie miejsce nie istnieje, dlatego zebrałem oddział ratunkowy.– Jesteśmy wdzięczni – powiedział Ragnarson.Przez dłuższy czas rozmawiali o tym, co się wydarzyło.Kiedy Ragnarson wspomniał o skrzydlatym człowieku, Tarlson ucichł i nie odzywał się więcej, tylko błądził gdzieś myślami.II.Przemarsz do KavelinaMarsz ku terytorium Atlean był niezbyt udany [ Pobierz całość w formacie PDF ]