[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znaczyło to, że nasza sytuacja staje się coraz gorsza.To ludzka słabość, stara jak świat.Kłócić się, kiedy płonący dom wali ci się na głowę.— Panowie, idźcie i dyskutujcie, jeśli macie ochotę — przerwał nam Jednooki.— Chciałbym zaprosić chłopców na dół, poczęstować ich piwem i zagrać partyjkę albo dwie.— Zakrzywionym, czarnym paluchem stuknął w ziemię.Błyszczący pył z potworną pajęczyną wewnątrz zaczął wspinać się nad miastem.Może urośnie na tyle, że pochłonie nas wszystkich?Zapadła wszechogarniająca cisza.W mieście i poza jego murami, przyjaciele i wrogowie, ludzie kilkunastu ras i wyznań, skupili się razem pod pajęczyną cienia.Wirujący, rzecz jasna, był całkowicie zaangażowany w tworzenie swego śmiercionośnego dzieła.Atak Cieniarzy stracił impet, kiedy żołnierze Władcy Cienia postanowili przycupnąć i ułatwić szefowi prace.23Pajęczyna ciemności wkrótce oplecie Dejagore.— Jednooki, Goblin, macie jakieś nowe pomysły?— Może się pomodlimy? — zaproponował Goblin.— Zanim pozwolisz się nam schować do nory?— Mógłbyś się tam przespacerować i sprawdzić, czy Mogaba nie zmienił zdania w kwestii wykorzystania przez nas jego machin — zadumał się Jednooki.Załogi Taglian były nieskuteczne.— Może bylibyśmy w stanie odciągnąć Wirującego.— Naprawdę braliście pod uwagę cienie, kiedy zaklinaliście wejścia do podziemi? — Wiedziałem.Pomyśleli o tym.Zawsze o tym pamiętaliśmy.Ale musiałem się na nowo upewnić.Zawsze trzeba sprawdzać Goblina i Jednookiego.Małe grupki powracały po długiej, niebezpiecznej podróży przez noc, poszukując lin, które przetrwały,— Tak.Warto było.Jesteś gotowy, żeby zejść na dół i zacząć zdychać z głodu?Złe znaki podążają za niepomyślnymi wróżbami.Sytuacja była naprawdę ponura, skoro Jednooki i Goblin nie tracili czasu na kłótnie.Przez miasto i równinę poza nim przeszedł nagły szmer.Olśniewający diament światła uniósł się nad obozem Cieniarzy.Obrócił się powoli.Jego centrum stanowiło serce ciemności.Z niego właśnie pulsowała czerń do wnętrza całej pajęczyny, którą splotło.Kiedy ponownie pojawiło się różowawe światło, nikt nie patrzył na wzgórza.Nikt go nie zauważył, dopóki nie zapłonęło tak jaskrawo, że przyćmiło jasność nad obozem.Różowe światło płonęło za dwiema dziwacznymi sylwetkami na koniach.Ich ogromny cień przysłaniał nawet noc.Wokół nich krążyły cienie wron, a na ramionach większej z postaci przysiadły dwa ogromne ptaki.Przez chwilę każdy wstrzymywał oddech.Założę się, że nawet Wirujący.I byłem pewny, że tak samo jak ja, nie ma pojęcia, co się dzieje.Różowy blask przygasł.Różowy promień wyciągnął się w stronę Dejagore niczym rozciągnięty wąż szukający ofiary.Jego dolny koniec odpadł, kiedy drugi zbliżył się do nas.Śmignął tak szybko, że nie sposób było nadążyć za nim wzrokiem, i w ułamku sekundy wbił się ze świstem w jasny diament Wirującego.Z czarodziejskiej machiny trysnął słoneczny blask i roztrzaskał ją niczym nagły wybuch baryłek z płonącą oliwą.W tej samej chwili pajęczyna ciemności nad naszymi głowami zaczęła się kurczyć i znikać w resztkach diamentu.Powietrze zadrżało od gniewu Władcy Cienia.— Goblin! Jednooki! Gadajcie, co się tu, do cholery, dzieje.Goblin nie był w stanie wydusić słowa.— Nie mam najmniejszego, pieprzonego pojęcia, Dzieciaku — wybełkotał Jednooki.— Ale stoimy na drodze poważnie wkurzonego Władcy Cienia, który prawdopodobnie obwini ciebie i mnie za swoje wrzody.Noc zadrżała.Było to bardziej psychiczne niż fizyczne odczucie.Z wyjątkiem dostrzegalnych efektów jestem ślepy i głuchy na magię.Lecz tym razem także to poczułem.Jednooki miał rację.Różowe światło zniknęło.Zniknęli też dziwaczni jeźdźcy.Kim byli? Czym?Nie miałem okazji zapytać.Z obozu Cieniarzy wybiegły małe brązowe ludziki z pochodniami.Nie wróżyło to nic dobrego ani mnie, ani moim kumplom, ani nikomu innemu w mieście.— Biedny Wirujący — zakpiłem.— Tylko współczuć.— Ee? — Tylko Skierka był na tyle blisko, żeby usłyszeć.— Czy nie uważasz, że to potworne, kiedy jakiś wandal niszczy dzieło sztuki?Skierka nie zrozumiał.Pokręcił głową, chwycił oszczep i cisnął go w dół w karzełka z pochodnią.Chybił.Wokół miejsc, gdzie Cieniarze zdołali postawić stopę na murach i na glinianych dojściach do ramp, podniosła się ogromnawrzawa.Rozgoryczony Władca Cienia rozkazał swoim chłopcom wrócić do roboty.I skończyć z tą cholerną delikatnością.— Hej, Bubba — wrzasnąłem na żołnierza.— Kto dzisiaj trzyma pulę?Oto twoja Czarna Kompania.Gramy w bilard w noc upadku miasta.Zwycięzcy przyjdzie chyba umrzeć z uśmiechem na paskudnej gębie.24Goblin i Jednooki postanowili zostać przy mnie.Prawdziwi Goblin i Jednooki.Sprawdzałem to, co chwila.Ich uwagę przykuwały wzgórza, a nie zamieszanie w mieście czy ich własne plany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]