[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podobnie jak ongiś jego arcywróg Nassef, nie potrafił z nikim dzielić swoich planów.Zresztą Ragnarson obiecał, że na ile będzie to możliwe, sam poprowadzi jego wojnę.Szyderca odszedł nieco później, jeszcze tego samego tygodnia, prowadząc parchatego osiołka obładowanego zupełnie bezsensownymi bagażami.Przez całe sześć miesięcy, jak Pomniejsze Królestwa długie i szerokie, ludzie Haroun ryzykowali życie, aby zgromadzić tę kolekcję śmieci.– To jest jedyny facet, za którym naprawdę nie będę tęsknił – zauważył Smokbójca.– Zabiłbym go własnymi rękami, gdyby nie znajdował się pod ochroną Harouna.Zawsze musi oszukiwać i kraść.– On ma swoje dobre strony – Ragnarson raczej lubił grubasa, który potrafił być zabawny.Trzeba było tylko mieć na tyle zdrowego rozsądku, żeby nawet przez moment mu nie ufać.– Co teraz zrobimy? – zapytał Smokbójca.– Wszystko jest teraz nasze.Możemy spróbować własnych pomysłów.– Siedzimy na dupie.Czekamy.– Masz zamiar dalej prowadzić to w taki sposób jak on?– Jak na razie.Ponieważ on ma rację.Jeśli spróbujemy czegoś innego, damy się pozabijać.– Jasna cholera! Jesteśmy żołnierzami Gildii czy bandytami?– Po trochu jednymi i drugimi.Nie przypominam sobie żadnego wpisu do regulaminu Gildii, który by mówił, że nie powinniśmy postępować w taki właśnie sposób, Reskird.Pamiętasz nasze główne zadanie?– Utrzymać się przy życiu.W porządku.Przez dwa miesiące Ragnarson kierował machiną organizacji Harouna, w której jego zbudowana na modłę Gildii piechota stanowiła tylko mało ważny element i której działania toczyły się siłą bezwładu.Rozmaite oddziały partyzanckie dokonywały przypadkowych z pozoru wypadów na wysunięte posterunki wroga i terroryzowały mieszkańców sprzyjających El Muridowi.Wziąwszy sobie słowa Harouna do serca, Bragi próbował ignorować docierające doń pogłoski, wedle których bin Yousif i Beloul zostali zabici.Historie te były zaiste straszliwe.Wedle niektórych el Senoussi zdradził swego króla i dobił targu z synem El Murida, Sidim.– Coraz trudniej jest wymyślać coś do roboty tym chłopakom – powiedział Smokbójca, mając na myśli rojalistów.– Gotowi są w każdej chwili zrobić coś głupiego.Myślisz, że el Senoussi naprawdę rozgrywał podwójną grę?– Nic, co ma związek z polityką, już nie potrafi mnie zaskoczyć.Ale nigdy nie uważałem Shadeka za na tyle sprytnego, by potrafił wypracować równie skomplikowany plan.– Jak mamy przekonać żołnierzy?– Nawet nie będziemy próbować.El Murid i Sidi również mają swoich szpiegów.Chcemy, aby uwierzyli, że nasi towarzysze rzeczywiście zginęli.Haaken wsadził głowę do pomieszczenia stanowiącego kwaterę główną brata.– Hali się ruszył, Bragi.Posłaniec powiada, że dotarły do niego pogłoski o Harounie i postanowił wcześniej wracać do domu.Chyba zrozumiał, że to jest jakaś sztuczka.– Cholera! Ale on jest głównym gwarantem, moralnego i politycznego bezpieczeństwa Adepta, nieprawdaż? Masz coś jeszcze? Wiesz na przykład, jaką drogą będzie wracał?– Nie.Nie myślisz chyba, że powinniśmy spróbować go zatrzymać?– Oczywiście, cholera, że tak myślę.To jest dokładnie to, czego nam trzeba.Rozprostować trochę stare kości.– Ale.– To jest właśnie to, na co czekaliśmy.Nie rozumiesz? To jest szansa, żeby coś wreszcie zrobić.– Jeśli masz zamiar coś zrobić, to lepiej wyruszaj jak najszybciej.Posłaniec tylko o kilka dni wyprzedza tamtych.Hali nie leni się, kiedy postanowi gdzieś się udać.– Dajcie mapy.Zobaczymy, jaka jest najkrótsza droga do Hammad al Nakir.Reskird, idź i powiedz ludziom, żeby się przygotowali do wymarszu.Żelazne racje na dwa tygodnie, ale poza tym żadnego ciężkiego sprzętu.Haaken rozłożył mapy.Bragi pochylił się nad nimi.– Widzę tu tylko trzy trasy, które należy wziąć pod uwagę.Do dwu jesteśmy w stanie dotrzeć przed nim, ale to będzie prawdziwy wyścig.– Wyślij chłopców Harouna na tę najszybszą trasę.Oni są przyzwyczajeni do długich, wyczerpujących pościgów.– Mogą się nie zgodzić.– Spróbuj.Rzekomo ty masz tu dowodzić.– Kto ich poprowadzi? Komu ufasz?– Gdybym ja miał decydować, powiedziałbym: Metillah Amin.– W porządku.Powiedz mu, żeby jeszcze dzisiaj ruszali.My wymaszerujemy jutro.– Dziś wieczorem pewnie spadnie śnieg.– Nic na to nie poradzę.Mam zamiar Reskirdowi dać wschodnią drogę.Ty i ja zajmiemy się środkową.– To jest od cholery maszerowania.Pozwól mi wziąć wschodnią trasę.– Mowy nie ma.– Bragi uśmiechnął się.Przez cały dzień marszu pojawiali się tubylcy i przyglądali im.Żołnierze Gildii chowali głowy i brnęli dalej.Żaden z obserwatorów nie odezwał się ani słowem.Bardzo niewielu się uśmiechało.Od czasu do czasu z młodzieńczej dłoni wylatywała śnieżna piguła.– Haaken, Reskird, lepiej bądźmy mili dla tych ludzi.– Nie są szczególnie przyjaźnie nastawieni, co? – zapytał Smokbójca.– Zgaduję, że zaraz powiesz, iż nie są po naszej stronie.– Zgaduję, że można by tak rzec.Kiedy rozstali się z oddziałem Smokbójcy i jego trzema setkami ludzi, zaczął lekko prószyć śnieg.Koło południa następnego dnia Bragi i jego trzystu żołnierzy musiało już przedzierać się przez zadymkę.– Prawie jak w domu – warknął Haaken.– To jest ta część dzieciństwa, za którą wcale nie tęsknię – odparł Bragi.– Nigdy jeszcze w tej części świata nie widziałem tak ostrej zimy.– Ani nikt inny.Nic więc dziwnego, że trafiliśmy w sam jej środek.Jesteśmy pozbawieni piątej klepki, wiesz o tym?– Lepiej, żebyśmy jak najszybciej dotarli na miejsce.– A potem co? Mamy siedzieć na dupie i czekać, po to tylko, żeby się przekonać, że Hali doznał przebłysku inteligencji i zaszył się w jakiejś dziurze przy ciepłym ogniu?– Miło cię widzieć w optymistycznym nastroju, Haaken.– Optymistycznym nastroju?– Zawsze potrafię odgadnąć.Więcej gadasz.I nie przestajesz narzekać.Nie trafiliby na swoją drogę, gdyby nie miasto i żołnierz, który je dobrze znał.– To jest to Arno, kapitanie – powiedział.– Dokładnie to miejsce, gdzie powinniśmy być.– Miejsce, gdzie staniemy się wrogiem publicznym numer jeden – powiedział Bragi.I zaiste tak się właśnie stało, już choćby dlatego, że zmusili mieszkańców do odstąpienia im kwater na czas oczekiwania.Arno liczyło niemalże tysiąc ludzi i ani jeden nie cieszył się z przybycia Gildii.To nie było miłe uczucie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]