[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Zeszłej nocy, kiedy cię zaatakowała, w tej walce było coś dziwnego, prawda, Hazaelu?- To prawda - zgodził się Hazael.- Byliśmy zbyt daleko, żeby odczuć działanie magii, ale ty ewidentnie ją czułeś.Akiva w popłochu zastanawiał się, jak zabrać stąd Karou.- Ale widzę, że już jej wybaczyłeś.- Liraz zbliżyła się o krok.- Czy chcesz nam o czymś powiedzieć?Akiva wycofał się, z Karou za plecami.- Zostawcie ją w spokoju - powiedział.- Skoro nie masz nic do ukrycia, pokaż ją nam - nie ustępowała Liraz.- Po prostu powiedz, że to nie tak, jak wygląda.Że ona nie jest.- poprosiłHazael smutnym głosem, jeszcze trudniejszym do zniesienia niż ostry ton Liraz.Akiva poczuł wokół siebie nagłe ożywienie, lata sekretów owiewały go jak wiatr i marzył, żeby ten wiatr uwolnił go, zabrał razem z Karou do miejsca, gdzie nie było serafinów, chimer, ich talentu do nienawiści ani ludzi stojących wokół i gapiących się, nikogo, kto mógłby kiedykolwiek stanąć między nimi.- Oczywiście, że nie jest - powiedział.Słowa zabrzmiały jak warknięcie i Liraz potraktowała je jako pretekst do udowodnienia, kim Karou jest, a kim nie jest.W oczach miała wyraz, który Akiva dobrze znał z pola bitwy.Podeszła jeszcze bliżej.Buzowała w nim adrenalina, kiedy zaciskał dłonie w pięści i czuł, że pod naporem ugina się rozwidlona kostka.Przygotowywał się na to, co miało się wydarzyć, ale nie mógł uwierzyć, że do tego doszło.Ale czegokolwiek oczekiwał, nie spodziewał się, że usłyszy czysty, opanowany głos Karou, pytającej:- Co takiego? Czym nie jestem?Liraz zatrzymała się, a jej furia zmieniła się w szok.Hazael też wyglądałna zaskoczonego.Chwilę potrwało, zanim Akiva zorientował się, czemu zrobiło to na nich takie wrażenie.Słowa Karou.Gładkie jak woda.Wypowiedziała je w jego języku.Mówiła językiem aniołów, którego nie miała prawa, ani ziemskiego, ani jakiegokolwiek innego, znać.Kiedy oni stali jak porażeni jej pytaniem, wyszła zza tarczy, jaką były skrzydła Akivy, i stanęła przed Liraz i Hazaelem.A potem z tą samą pogodną odwagą, z jaką uśmiechnęła się do Akivy, kiedy zaatakowała go poprzedniej nocy, powiedziała do Liraz:- Jeśli chcesz zobaczyć moje dłonie, wystarczy poprosić.Nie musimy zabijaćWystarczyło tylko sięgnąć do kieszeni po sentinela i wyszeptać życzenie, żeby słowa w języku serafinów melodyjną falą spłynęły z jej ust.Kolejny język do kolekcji.Patrząc w harde, przeszywające oczy kobiety oraz sądząc po bojowej pozycji Akivy, Karou wiedziała, że mówią o niej.- Powiedz, że ona nie jest.- poprosił mężczyzna i urwał, a reszty zdania dopełniło jakieś niewypowiedziane przerażenie, jak gdyby prosił Akivę, żeby zaprzeczył jego najgorszym podejrzeniom.Myśleli, że kim ona jest? Czy miała tu stać w milczeniu, podczas gdy oni o niej rozmawiali?- Co takiego? - zapytała.- Czym nie jestem? Widziała, że ich twarze tężeją w szoku, kiedy wyszłazza pleców Akivy.Anielica stała tylko kilka kroków od niej.Miała martwe oczy walczącej w dżihadzie i Karou czuła się trochę bezbronna, odkąd nie oddzielał ich od siebie Akiva.Pomyślała o swoich nożach w kształcie półksiężyców, bezużytecznych w mieszkaniu, ale potem zdała sobie sprawę, że ich nie potrzebuje.Miała broń wycelowaną prosto w serafinów.Sama była bronią.Uśmiech jej alternatywnego ja, nad którym nie mogła zapanować, wstąpiłjej na usta i z mrocznym podekscytowaniem powiedziała:- Jeśli chcesz zobaczyć moje dłonie, wystarczy poprosić.I wtedy, na środku mostu Karola, w obecności gapiów, wyciągniętych telefonów komórkowych, kamer uwieczniających ten moment dla potomności i w towarzystwie nadjeżdżającej policji, rozpętało się piekło.- Nie! - krzyknął Akiva, ale było za późno.Liraz wystartowała pierwsza, szybka jak cięcie nożem, ale Karou była szybsza.Wyrzuciła ręce w górę i powietrze zawibrowało od wybuchu magii.Poruszała się jakby w zwolnionym tempie, zawisła na chwilę w powietrzu, a potem uderzyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]