[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.***Porucznik Alan Fergus, dowódca grup bojowych SEAL, zapiął strój płetwonurka i zaklął na myśl o kaprysach dowództwa.Niecałą godzinę wcześniej wyrwano go brutalnie z głębokiego snu i wezwano na odprawę, podczas której dowiedział się o najbardziej zwariowanym przedsięwzięciu, w jakim brał udział, odkąd siedem lat temu wstąpił do marynarki.Założył gąbkowy kaptur, naciągając go na uszy, a następnie podszedł do wysokiego, krzepkiego mężczyzny, który siedział w niedbałej pozie na nie dającym się regulować dyrektorskim krześle.Nogi miał zarzucone na barierkę mostka i uważnie patrzył na Potomac.- O co w tym wszystkim chodzi?Komandor porucznik Oscar Kiebel, surowy szyper łodzi ochrony wybrzeża, która wiozła Fergusa i jego ludzi, wykrzywił ze wstrętem usta i wzruszył ramionami.- Ja też nie mam pojęcia.- Wierzy pan w te brednie o pancerniku?- Nie - odparł dudniącym głosem Kiebel.- Widziałem, jak niszczyciele czterotysięczniki wpływają do stoczni w Waszyngtonie, ale pancernik o wyporności pięćdziesięciu tysięcy ton? W żaden sposób.- Wejść na pokład i zabezpieczyć rufowe lądowisko dla helikopterów - powiedział zdenerwowany Fergus.- To jedno wielkie gówno, jeśli chce pan znać moje zdanie.- Jestem uszczęśliwiony tą wyprawą tak samo jak pan - odpowiedział Kiebel.- No, ale biorę, co mi dają - dodał i uśmiechnął się.- Może to jakaś niespodzianka, party z gorzałą i namiętnymi panienkami.- O siódmej rano nikogo to nie bierze.W każdym razie nie na świeżym powietrzu.- Wkrótce się dowiemy.Jeszcze dwie mile i okrążymy Sheridan Point.Potem nasz cel powinien znaleźć się w zasięgu.- Kiebel przerwał nagle i zadarł głowę do góry, nasłuchując.- Słyszy pan?Fergus nastawił uszu i słuchał, odwrócony tyłem do kierunku jazdy.- Chyba helikopter.- Nadlatuje jak nietoperz z ciemności - dodał Kiebel.- O Boże! - wykrzyknął Fergus.- Marines się pospieszyli i wyprzedzają plan.Chwilę później wszyscy na łodzi patrolowej zadarli głowy, kiedy helikopter, niewyraźny cień na szarym niebie, przeleciał z hukiem na wysokości sześćdziesięciu metrów.Wszyscy tak byli zaintrygowani tajemniczą maszyną, że nie zauważyli ciemnego kształtu nieco niżej i trochę za śmigłowcem, dopóki nie przeleciał nad pokładem, zrywając antenę radiową.- Co to było, do cholery? - mruknął Kiebel w absolutnym zdziwieniu.Pitt chętnie udzieliłby odpowiedzi, gdyby tylko miał na to czas.Zawieszony na linie zaledwie dziewięć metrów nad powierzchnią rzeki, ledwo zdołał wyciągnąć nogi przed siebie, zanim uderzył w antenę łodzi patrolowej.Prawie cały impet przyjął na stopy i na szczęście - wielkie szczęście, pomyślał później - nie zaplątał się w linki, które mogłyby pociąć go na plasterki.Niemniej na pośladkach będzie miał okazały siniak, w miejscu gdzie cienka rurka na moment się z nimi zetknęła.Wschodzące słońce chowało się za nisko wiszącymi chmurami i w rozproszonym świetle nie było jeszcze widać szczegółów terenu.Powietrze było ostre, kłujące polarnym zimnem, przedzierającym się przez grube ubranie Pitta.Łzy leciały mu z oczu jak woda z cieknącego kranu, policzki piekły od tysięcy lodowatych szpilek.Odbywał przejażdżkę, jakiej nie dostarczyłoby mu żadne wesołe miasteczko.Potomac jawił się jako zamazana wstęga, gdy pędził nad jego spokojnym nurtem z prędkością prawie trzystu kilometrów na godzinę.Rosnące przy brzegach drzewa migały jak samochody na autostradzie pod Los Angeles.Spojrzał w górę i zauważył mały blady owal na czarnym tle otwartej klapy helikoptera.Rozpoznał zaniepokojoną twarz admirała Sandeckera.Szarpnęło go w bok, kiedy Steiger w łagodnym pochyleniu brał kolejne zakole rzeki.Długa lina, umocowana do wyciągarki, wychyliła się w przeciwną stronę, wyrzucając go daleko w bok.Siła odśrodkowa obróciła Pitta i przez chwilę patrzył na tereny Mount Vernon.Potem lina wyprostowała się i w polu widzenia zamajaczył potężny kształt pancernika, którego przednia bateria dział była złowrogo wycelowana w górę rzeki.Steiger cofnął manetkę i zwolnił lot.Pitt poczuł, jak uprząż wpija mu się w klatkę piersiową.Przygotował się do skoku.Nadbudówka okrętu wypełniła całą przednią szybę helikoptera, kiedy Steiger zatrzymał maszynę nad prawą burtą okrętu, z tyłu głównego mostka.Za szybko! Za szybko! - myślał bez przerwy, obawiając się, że Pitt będzie się huśtał pod helikopterem jak wahadło.Obawy Steigera były w pełni uzasadnione.Pitt rzeczywiście dalej leciał do przodu w zupełnie niekontrolowany sposób, wysoko ponad głównym pokładem, gdzie zaplanował sobie lądowanie.Minął o włos pustą wieżyczkę pięciocalowego działa i osiągnął koniec zataczanego łuku.Teraz albo nigdy.Zdecydował się, uderzył w samowypinającą się klamrę i wypadł z uprzęży.Napięty do granic możliwości Sandecker próbował przebić wzrokiem poranny mrok, wstrzymując oddech.Niewyraźna postać spadła za przednią część nadbudówki i zniknęła.Po chwili zniknął również pancernik, gdy Steiger mocno pchnął maszynę do przodu i pognał nad brzegiem zarośniętym drzewami.Gdy tylko helikopter wyrównał lot, Sandecker odpiął pas bezpieczeństwa i wrócił do kabiny.- Skoczył? - spytał z niepokojem Steiger.- Tak, spadł.- W całości?- Miejmy nadzieję.- Sandecker odpowiedział tak cicho, że w huku silnika Steiger ledwie go usłyszał.- Już tylko to nam zostało: mieć nadzieję.59Fawkes nie zaprzątał sobie głowy helikopterem, skoro ten poleciał dalej.W mroku nie zauważył odrywającej się od niego postaci, bo jego uwagę zwróciła szybko zbliżająca się łódź.Nie wątpił, że to komitet powitalny, uprzejmość rządu Stanów Zjednoczonych.- Panie Shaba - powiedział do mikrofonu.- Tak, sir? - zatrzeszczał w odpowiedzi głos Shaby.- Niech pan dopilnuje, żeby obsługa karabinu maszynowego zajęła miejsce i przygotowała się do odparcia nacierających.- Odeprzeć nacierających! Mój Boże, pomyślał Fawkes, kiedy to było, gdy kapitan tak świetnego okrętu po raz ostatni wydał tego typu rozkaz?- Czy to są ćwiczenia, sir?- Nie, panie Shaba, to nie są ćwiczenia.Obawiam się, że amerykańscy ekstremiści pomagający wrogom naszego kraju mogą podjąć próbę przejęcia okrętu.Niech pan rozkaże ludziom, żeby strzelali do każdego człowieka, statku czy samolotu, który zagrażałby bezpieczeństwu tego okrętu lub jego załogi.Mogą zacząć od załatwienia łodzi terrorystów, która zbliża się od zachodu.- Tak jest, kapitanie.- W głosie Shaby pojawiło się podniecenie.Fawkes stłumił wzrastającą chęć odesłania z ”Iowy” niczego nie podejrzewającej załogi.Nie chciał myśleć o tym, że zabija sześćdziesięciu ośmiu niewinnych ludzi, ludzi, których oszukano, którzy wierzą, że służą swemu krajowi, choć ten potraktował ich jak mięso armatnie.Potrafił błyskawicznie pozbyć się wszelkich odruchów winy.Przywołał z pamięci obraz spalonej farmy i zwęglonych ciał żony i dzieci, a wówczas ostatecznie postanowił wypełnić swoje zadanie.Znowu podniósł mikrofon.- Bateria główna!- Bateria główna gotowa, kapitanie.- Ogień pojedynczy na rozkaz.- Jeszcze raz zerknął na obliczenia na leżącej obok mapie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]