[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dirk spojrzał na zegarek: trzęsienie trwało dziesięć sekund.Wreszcie zapanował spokój i nastała cisza - grobowa cisza.Al przez dłuższą chwilę spoglądał prosto w oczy przyjaciela, ale nie dostrzegł w nich nawet cienia strachu.Pitt sprawiał wrażenie całkowicie opanowanego.Al nawet przez moment nie pomyślał, że Dirk mógłby go okłamać.A Pitt w rzeczywistości wcale nie miał zamiaru uciekać drugą łodzią, gdyż czuł się zobowiązany opuścić bazę jako ostatni.Ale było już za późno na jakiekolwiek dyskusje, nie mieli nawet czasu się pożegnać.Pitt chwycił Giordina za ramię i na pół wlokąc, na pół niosąc niskiego Włocha, wepchnął go do wąskiej śluzy pierwszej łodzi głębinowej.- Powinieneś zdążyć na powitanie admirała - rzekł.- Przekaż mu pozdrowienia ode mnie.Al nie słyszał go jednak, głos Dirka utonął w huku następnej lawiny kamieni, które uderzając w osłonę kopuły wywoływały jej silny rezonans.Pitt zatrzasnął za nim pokrywę śluzy i zniknął.Sześciu mężczyzn, ściśniętych we wnętrzu łodzi, zdawało się zajmować każdy centymetr wolnej powierzchni.Nikt się nie odzywał, a wszyscy unikali patrzenia sobie w oczy.Kiedy jednak dołączył do nich Giordino i wężowym ruchem zaczął się przepychać między nimi w stronę siedzenia pilota, równocześnie unieśli głowy, jakby uważnie śledzili lot piłki w ostatnich sekundach meczu.Al pośpiesznie uruchomił silniki elektryczne, które przesuwały batyskaf po szynach w kierunku śluzy.Szybko sprawdził wskazania wszystkich instrumentów i zaczął programować komputer, gdy wielkie wrota śluzy zatrzasnęły się z hukiem i przez specjalne zawory redukcyjne komorę zaczęły wypełniać lodowato zimne wody oceanu.Kiedy powietrze uszło do końca i ciśnienie się wyrównało, komputer bazy automatycznie otworzył zewnętrzne wrota.Giordino przełączył łódź na sterowanie ręczne, wyprowadził ją ze śluzy i z pełną mocą silników popłynął w kierunku falującej powierzchni morza.Kiedy Al i jego pasażerowie znaleźli się w śluzie, Pitt szybko podszedł do drugiego batyskafu.Kazał kobietom ze swojej ekipy wsiąść jako pierwszym, a następnie bez słowa skinął głową Stacy.Ta zawahała się przed włazem i rzuciła Dirkowi przeciągłe, pytające spojrzenie.Wydawać by się mogło, że cała ta sytuacja wprawiła ją nagle w osłupienie.- Czy chce pan zginąć, odstępując mi swoje miejsce w batyskafie? - zapytała cicho.Pitt uśmiechnął się głupawo.- Proszę na mnie czekać z butelką rumu collins, w pełnym słońcu, na tarasie hotelu “Halekalani” w Honolulu.Stacy otworzyła już usta, żeby mu odpowiedzieć, gdy z szeregu wystąpił kolejny wskazany mężczyzna i bezpardonowo wepchnął ją do wnętrza łodzi.Pitt podszedł wreszcie do Dave’a Lowdena, głównego inżyniera projektu.Ten, wyraźnie zmieszany, szybko dopiął suwak skórzanej kurtki lotniczej, równocześnie poprawiając na nosie okulary bez oprawek.- Chcesz, żebym popłynął z tobą jako drugi pilot? - zapytał basowym głosem.- Nie, sam poprowadzisz łódź.Ja zaczekam tu na powrót Ala.Lowden nie potrafił ukryć zdumienia.- Chyba lepiej, żebym został z tobą.- Masz piękną żonę i trójkę dzieciaków, a ja jestem kawalerem, więc zbieraj się i nie zawracaj mi głowy.Pitt odwrócił się do niego plecami i podszedł do stojących nieco na uboczu Plunketta oraz Salazara.Anglik także nie okazywał strachu.Silnie zbudowany oceanograf przypominał pasterza, który uważnym spojrzeniem obrzuca stadko swoich owiec moknących w ciepłym, wiosennym deszczu.- Czy ma pan rodzinę, doktorze? - zapytał Dirk.Plunkett łagodnie potrząsnął głową.- Ja? Skądże znowu.Jestem wielkim zwolennikiem stanu kawalerskiego.- To tak jak ja.Natomiast Salazar nerwowo splatał palce, a w jego spojrzeniu czaił się cień strachu.Widocznie zdawał sobie sprawę z beznadziejności swego położenia i szykował się na śmierć.- Pan, jak pamiętam, wspominał coś o żonie - zwrócił się do niego Pitt.- Mam też syna - mruknął Salazar.- Są w Veracruz.- Znajdzie się jeszcze miejsce dla pana, proszę wskakiwać szybko.- Będę ósmy, a łódź może pomieścić najwyżej siedem osób.- Wybrałem największych mężczyzn do pierwszej łodzi, a w tej są najniżsi i trzy kobiety.Sądzę, że starczy jeszcze miejsca dla takiego drobnego faceta jak pan.Salazar bąknął słowa podziękowania i zanurkował do włazu, a Pitt zamknął klapę, niemal wpychając go dalej, i po chwili Lowden uszczelnił wejście od środka.Kiedy batyskaf wjechał do śluzy i wrota zatrzasnęły się za nim, Plunkett położył swą wielką dłoń na ramieniu Pitta.- Jest pan niezwykle dzielnym człowiekiem, panie Pitt.Chyba nikt lepiej nie odegrałby roli Boga.- Przykro mi, że nie znalazłem już miejsca dla pana.- Nie ma sprawy.Poczytuję za honor umrzeć w tak świetnym towarzystwie.Dirk z nieskrywanym zdziwieniem spojrzał Anglikowi w oczy.- A któż tu mówi o umieraniu?- Przestańmy się czarować.Dobrze znam morze i nie trzeba geniuszu sejsmologa, by przewidzieć, że ta wspaniała konstrukcja może w każdej chwili runąć pod naporem wody.- Niech mi pan zaufa, doktorze - odparł Pitt, próbując przekrzyczeć narastający huk.Plunkett obrzucił Pitta sceptycznym spojrzeniem.- Czyżby miał pan jeszcze jakąś tajemnicę w zanadrzu?- Powiedzmy, że uda nam się złapać ostatni pociąg odjeżdżający z naszego Morskiego Poletka.Dwanaście minut później nadeszła długa fala niezwykle silnych wstrząsów.Ze stromej ściany uskoku spadły na kopulaste budowle setki ton skalnego gruzu.W końcu spękane ściany bazy zapadły się do środka, a miliardy litrów lodowatych, mrocznych wód oceanicznych przemieniły ludzką konstrukcję w drobny pył.10Pierwszy batyskaf wynurzył się pośród fal i zatańczył na powierzchni szmaragdowej toni niczym uradowany wieloryb.Morze uspokoiło się znacznie, najwyższe fale nie przekraczały metra wysokości, a na niebie nie było ani jednej chmurki.Giordino pośpiesznie przecisnął się do wyjścia, zacisnął dłonie na kole i zaczął nim kręcić.Po dwóch obrotach opór wyraźnie zelżał, wreszcie szczęknęły zamki i klapa odchyliła się na bok.Wąski strumyk wody pociekł do wnętrza łodzi, a stłoczeni ludzie z rozkoszą wciągnęli w płuca czyste, świeże powietrze.Dla niektórych była to pierwsza wizyta na powierzchni od kilku miesięcy.Giordino przecisnął się przez właz i stanął w płytkiej, owalnej wieżyczce chroniącej wejście przed falami [ Pobierz całość w formacie PDF ]