[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest jednak profesjonalistą, do cholery, profesjonalnym orłempióra, więc podchodzi do baru i podnosi słuchawkę.– Green – warczy.– Cześć, zasrańcu – mówi gliniarz z niebieskim telefonem komórkowym.Wendell niewie, że to policjant; wkurza się tylko, że jakiś wesolutki bydlak zabiera mu czas, którymógłby przeznaczyć na picie.– Masz ochotę dla odmiany wydrukować jakieś dobrewiadomości?– Gazety nie sprzedają się od dobrych wiadomości, kolego.– Z tą się sprzedadzą.Złapaliśmy gościa.–Co?Mimo trzech podwójnych whisky Wendell Green jest nagle najbardziej trzeźwymczłowiekiem na całym świecie.– Czyżbym się jąkał? – Od rozmówcy wręcz bije zadowolenie, ale Wendellowi Greenowiprzestało to przeszkadzać.– Złapaliśmy Rybaka.Nie mędrki ze stanówki ani z EfBiEj, alemy.Nazywa się George Potter.Ma trochę ponad siedemdziesiątkę.Emerytowanyprzedsiębiorca budowlany.Miał zdjęcia wszystkich trzech zabitych dzieciaków.Jak siępospieszysz, to może zdążysz mu pstryknąć fotkę, gdy Dale będzie go wprowadzał do środka.Myśl ta – promienna możliwość – eksploduje jak raca w umyśle Wendella Greena.Takiezdjęcie byłoby warte pięć razy więcej od fotografii zwłok małej Irmy, bo miałyby na nieochotę szanowane magazyny.I telewizja! I jeszcze o jednym trzeba pomyśleć: a jeśli ktośzastrzeli skurczybyka, kiedy tutejszy szeryf Dillon będzie wprowadzał go na posterunek?Zważywszy na nastroje panujące w mieście, nie jest to wykluczone.Wendellowi przemykaprzez głowę jaskrawy obraz Lee Harveya Oswalda, chwytającego się za brzuch z ustamiotwartymi w śmiertelnym skowycie.– Kto mówi? – stęka.– Przyjazny, kurwa, posterunkowy – mówi człowiek na drugim końcu linii i przerywapołączenie.W „Tawernie Lucky’ego” Patty Loveless informuje obecnie zebranych (starszych niżklientela Łachy i o wiele mniej zainteresowanych niealkoholowymi substancjami), że nieczuje satysfakcji, a jej traktor nie ma trakcji.George Potter skończył spaghetti, złożył równoserwetkę (na której ostatecznie wylądowała tylko kropla czerwonego sosu) i zabrał siępoważnie do piwa.Ponieważ siedzi blisko szafy grającej, nie zauważa, że sala cichnie wmomencie wejścia trzech mężczyzn, z których tylko jeden jest w mundurze, lecz wszyscytrzej są uzbrojeni i noszą coś, co za bardzo przypomina kamizelki kuloodporne, by mogło byćczymkolwiek innym.– George Potter? – pyta ktoś.George podnosi wzrok.Ze szklanką w jednej ręce i kuflem browaru w drugiej jest celemłatwym jak siedząca kaczka.– Tak, i co z tego? – pyta.W tym momencie zostaje wyciągnięty za ramiona i barki zza stolika.Wali kolanami oblat i pada.Talerz po spaghetti i kufel lądują na podłodze.Talerz się rozbija; kufel jest zsolidniejszego materiału i zostaje cały.Jakaś kobieta krzyczy.Jakiś mężczyzna mówi „Jej”niskim, pełnym szacunku głosem.Potter przez chwilę trzyma jeszcze w dłoni częściowo wypełnioną szklankę, po czymTom Lund wyrywa mu potencjalną broń.Sekundę później Dale Gilbertson zatrzaskujekajdanki, mając zaledwie czas pomyśleć, że to najbardziej satysfakcjonujący dźwięk, jakisłyszał w życiu.Jego traktor wreszcie przestał buksować, dzięki Bogu.Poszło o niebo lepiej niż podczas rozpierduchy pod „Ed’s Eats”; wszystko przebiegłorówno i gładko.Niecałe dziesięć sekund po tym, jak Dale zadaje jedyne pytanie – „GeorgePotter?” – podejrzany zostaje wyprowadzony przez drzwi w mgłę.Tom trzyma go za jedenłokieć, Bobby za drugi.Dale jeszcze klepie ostrzeżenie o prawach zatrzymanego, ale robi tojak licytator na amfetaminie.Stopy George’a Pottera nawet nie dotykają chodnika.Jack Sawyer czuje się w pełni żywy po raz pierwszy od czasu, gdy miał dwanaście lat iwracał z Kalifornii w cadillacu eldorado prowadzonym przez wilkołaka.Domyśla się, żeprzyjdzie mu zapłacić wysoką cenę za ożywienie, ale ma nadzieję, że kiedy przyjdzie pora,zdołają zapłacić z podniesionym czołem.Cała reszta dorosłego życia wydaje mu się bowiemteraz bezgranicznie szara.Staje obok swojego pikapa i spogląda przez okno na Henry’ego.Powietrze jest wilgotne ijuż naładowane podnieceniem.Jack słyszy skwierczenie lamp na parkingu, jakby coś sięsmażyło we własnym gorącym soku.– Henry.– Potwierdzam.– Znasz hymn „Zadziwiająca łaska”?– Oczywiście.Wszyscy znają „Zadziwiającą łaskę”.– „Byłem ślepy, lecz przejrzałem” – mówi Jack.– Teraz to rozumiem.Henry zwraca ślepą, niewymownie inteligentną twarz w stronę Jacka.Uśmiecha się.Podwzględem słodyczy ten uśmiech ustępuje tylko jednemu, jaki Jack widział w swym życiu.Pierwsza nagroda wciąż należy się Wilkowi, drogiemu przyjacielowi ze spędzonej nawędrówce dwunastej jesieni życia.Dobremu staremu Wilkowi, który lubił wszystko właśnietu i teraz.– Wróciłeś, prawda?Stojąc na asfalcie parkingu, nasz stary przyjaciel się uśmiecha.– Potwierdzam: Jack wrócił.– W takim razie ruszaj zrobić to, po co wróciłeś.– Chcę, żebyś pozamykał okna.– Żebym nie mógł słyszeć? Raczej nie – odpowiada dość pogodnie Henry.Pojawiają się kolejni policjanci; tym razem niebieskie światła pierwszego samochoduobracają się i zachłystuje się syrena.Jack wyczuwa triumfalną nutę w tych dźwiękach iuznaje, że nie ma czasu sprzeczać się z Henrym o okna dodge’a.Rusza w stronę tylnych drzwi posterunku, a białoniebieskie lampy łukowe rzucają w mgłęjego podwójny cień – jeden skierowany na północ, a drugi na południe.Funkcjonariusze na niepełnym etacie, Holtz i Nestler, zatrzymują się za samochodem,którym przyjechali Gilbertson, Lund, Dulac i Potter.Holtz i Nestler niespecjalnie nasobchodzą.Następni w kolejce są Jesperson i Tcheda, z Railsbackiem i Mortonem Fine’em natylnym siedzeniu (Morty skarży się, że brakuje mu miejsca na kolana).Obchodzi nasRailsback, ale może zaczekać.Następnie na parking wjeżdża – och, to ciekawe, chociażniezupełnie nieoczekiwane – poobijana czerwona toyota Wendella Greena, z rzeczonymwłaścicielem za kierownicą.Na jego szyi wisi zapasowy aparat fotograficzny, Minolta, którybędzie robił zdjęcia, dopóki Wendell będzie naciskał wyzwalacz.Nie ma nikogo z Łachy – narazie – ale na wjazd na już zatłoczony parking czeka jeszcze jeden samochód.Jest to zielonysaab w dyskretnym zielonym odcieniu z nalepką: SIŁA POLICYJNA po lewej stroniezderzaka i drugą po prawej: UŚCISKI, NIE NARKOTYKI.Za kierownicą saaba siedziwyglądający na oszołomionego, ale zdecydowanego zrobić, co należy (cokolwiek by to było)Arnold „Wściekły Węgier” Hrabowski.Pod ceglaną ścianą posterunku policji stoi w rzędzie Pierońska Piątka.Mają na sobieidentyczne drelichowe kamizelki ze złotymi 5 na lewej piersi.Pięć par mięsistych ramion jestskrzyżowanych na pięciu szerokich piersiach.Doktorek, Kajzer Bill i Sonny mają włosyupięte w grube kucyki.Myszą ma dzisiaj dredy.Włosy Beezera spływają natomiast naramiona, wskutek czego Jackowi przypomina trochę Boba Seegera w najlepszych latach.Migają kolczyki w uszach [ Pobierz całość w formacie PDF ]