[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ku zaskoczeniu wojskowych z Zachodu, po wejściu na teren zakładu nie wręczono im dozymetrów osobistych do rejestracji poziomu napromieniowania, a żaden z pracowników takowych też nie nosił.Obok generała stał mężczyzna w cywilnym ubraniu, który sprawiał wrażenie zdenerwowanego.Jake doszedł do wniosku, że jest to pewnie dyrektor zakładu.Od czasu do czasu Jakolew zadawał mu pytanie i zastanawiał się nad otrzymaną odpowiedzią, tłumacz jednak nie dokonywał przekładu tej wymiany zdań.Z sali sterylnej wojskowa ciężarówka zawiozła całą ekipę do dużego hangaru, gdzie spoczywały w rzędach pociski na transporterach.Pod ścianą zgromadzono drewniane palety, a na nich głowice nuklearne.Niewielka grupa przybyszów trwała w milczeniu i chłonęła wszystko wzrokiem.W pewnym momencie stojący obok Jake’a Jakolew odezwał się do niego po angielsku:- Imponujące, prawda?- Otóż to.- Za pomocą tych pocisków Rosja trzęsła światem, a teraz je rozmontowujemy.Jake rzucił spojrzenie na beznamiętną twarz starszego mężczyzny.- Stajemy się kolejnym zubożałym krajem, bez prawa głosu w sprawach światowych - ciągnął generał po chwili, nie odrywając oczu od rzędów rakiet ozdobionych ogromnymi czerwonymi gwiazdami.- Telewizja przekazuje nam wiadomości o wielkich wydarzeniach, jakie mają miejsce w Waszyngtonie, Nowym Jorku, Londynie, Paryżu, Bonn.Poznajemy myśli wielkich ludzi naszej epoki.Przywódcy światowi zastanawiają się nad przyszłością ludzkości i rozważają, ile pieniędzy przeznaczyć dla Rosji, a w tym czasie my jemy nasz barszcz z ziemniakami.Jakolew klepnął Jake’a w plecy.- To się nazywa postęp, co? Nie ma już starych niedobrych komunistów! Rosjanie kupują teraz telewizory, oglądają CNN i BBC, obstawiają zakłady na puchar świata w piłce nożnej i mecze tenisowe na Wimbledonie.Martwią się o ceny akcji w Tokio, Londynie i Nowym Jorku.Nie ma już niedobrych, starych Rosjan! Są tacy sami jak my.Jakolew odwrócił się i odszedł.Jake Grafton odprowadził go wzrokiem, po czym stał dalej, przyglądając się pociskom.Toad Tarkington trzymał w każdej dłoni szklaneczkę.Wyciągnął jedną w stronę Jake’a Graftona, który tylko spojrzał, nie biorąc szklanki do ręki.- Szkocka z lodem - objaśnił Toad.Widząc wyraz twarzy Graftona, dodał: - Osobiście rozpieczętowałem butelkę i sam nalewałem.Jake wziął szklaneczkę i próbował się uśmiechnąć.- Wiem, wiem - zapewnił go Toad.Wokół nich toczyło się pełną parą przyjęcie z okazji Święta Niepodległości zorganizowane w Spaso House, rezydencji ambasadora Stanów Zjednoczonych.Według szacunkowych wyliczeń Jake’a tłum gości liczył jakieś czterysta, pięćset osób.Tłoczyli się wszędzie, zapełniali każdy pokój i korytarz, wpadając na siebie, podskubując przysmaki z tac przechodzących kelnerów, i wlewając w siebie litry szampana.W jednym z rogów niewielki zespół instrumentalny grał lekkie utwory kompozytorów amerykańskich.Światło żyrandoli rzucało ciepły, miękki blask.Ambasador Owen Lancaster dwoił się i troił.Agatha Hempstead krążyła dyskretnie w pobliżu, gotowa w każdej chwili szepnąć mu do ucha nazwisko, na tyle jednak daleko, aby nie brać udziału w prowadzonych przez niego rozmowach.Wypełniała nader delikatną misję, ale wydawało się to przychodzić jej bez większego trudu.Kilka minut wcześniej Jake’owi mignął Herb Tenney zajęty rozmową z oficerem wojsk brytyjskich, pułkownikiem Jocko Westem.W pomiętym cywilnym ubraniu, które nie bardzo na nim leżało, West przypominał raczej małżonka dostawczyni żywności, wyrwanego sprzed telewizora do pomocy przy roznoszeniu tac z przekąskami.Z kolei oficer francuski, pułkownik Reynaud wyglądał jak milioner oczekujący w kasynie w Monte Carlo na otwarcie stołów do baccarata.Prezentował się nienagannie w pełnym umundurowaniu, przyozdobiony medalami.Najwyraźniej prowadził z jednym z pracowników ambasady dysputę na temat wina: trzymając kieliszek uniesiony pod światło, wciągał w nozdrza zapach, słuchając uważnie, co mówi jego rozmówca.Włoch, pułkownik Galvano, stał w rogu z generałem Jakolewem.Pochłonięci byli rozmową, sądząc z wyrazu twarzy niezbyt wesołą.- Jest już Jack Yocke? - Jake skierował pytanie do Toada.- Jeszcze nie, panie admirale.Dalworth czeka na niego przy drzwiach.Toad strzepnął ręką kawałek nitki z lewego naramiennika białego munduru admirała.Całości stroju dopełniały kordzik i medale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]