[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak ja sądzę, że może było zupełnie inaczej”.Potem powiedziałem sobie: „Czy ja znam kogoś, kto mógłby robić takie rzeczy? Kogoś, kto przez kilka ostatnich lat żył w takim samym napięciu jak ja? Kogoś, kto też słuchał, jak stare duchy szczękają łańcuchami?”.I odpowiedź brzmi - tak.Znam ciebie, chłopcze.- Nigdy nikogo nie zabiłem.W myślach ujrzał obraz, ale wcale nie któregoś z pijaków; ci nie byli ludźmi, wcale nie byli ludźmi.Zobaczył siebie przyczajonego za uschniętym drzewem, spoglądającego przez teleskopowy celownik winchestera, nitki lunety krzyżujące się na skroni siwobrodego mężczyzny prowadzącego furgonetkę.- Może i nie - przyznał Dussander dość przyjaznym tonem.- A jednak tak dobrze się spisałeś tamtej nocy.Mam wrażenie, iż twoje zdziwienie było wywołane głównie gniewem z powodu tego, że niedomagania starca postawiły cię w tak niebezpiecznej sytuacji.Czyżbym się mylił?- Nie, nie mylisz się - rzekł Todd.- Byłem na ciebie wkurzony i nadal jestem.Kryłem cię, ponieważ w tej skrytce depozytowej masz coś, co może mnie zniszczyć.- Nie, nie mam.- Co? O czym ty mówisz?- To był taki sam blef jak ten twój „list pozostawiony u kolegi”.Nigdy nie napisałeś takiego listu, nigdy nie miałeś takiego kolegi, a ja nigdy nie napisałem ani słowa o naszym… związku, bo chyba mogę go tak nazwać? Teraz wykładam karty na stół.Uratowałeś mi życie.Nieważne, że zrobiłeś to tylko po to, żeby chronić siebie; to nie zmienia faktu, że działałeś szybko i skutecznie.Nie mógłbym cię skrzywdzić, chłopcze.Mówię ci to dobrowolnie.Zajrzałem śmierci w twarz i przeraziłem się, lecz nie tak bardzo, jak przewidywałem.Nie ma żadnego dokumentu.Jest tak, jak powiedziałeś: jesteśmy kwita.Todd uśmiechnął się; upiornym kosym uśmiechem wykrzywiającym wargi.W jego oczach pojawił się dziwny, sardoniczny błysk.- Herr Dussander - powiedział - gdybym tylko mógł w to uwierzyć.Wieczorem Todd zszedł po skarpie nad autostradą, dotarł do zeschłego drzewa i usiadł na nim.Zapadał zmrok.Wieczór był ciepły.Światła reflektorów przecinały mrok długimi, żółtymi smugami.Nie ma żadnego dokumentu.Dopiero w trakcie dyskusji, która nastąpiła potem, zrozumiał nieodwracalność całej tej sytuacji.Dussander zaproponował, żeby Todd przeszukał dom, a kiedy nie znajdzie klucza do skrytki, będzie to dowód, że nie ma takiej skrytki, a więc i dokumentu.Jednak klucz mógł być ukryty wszędzie - na przykład schowany w puszce po herbatnikach i zakopany w ziemi, mógł być włożony do pudełka po proszkach i wsunięty pod wyjętą, a potem wstawioną na miejsce deskę podłogi; Dussander nawet mógł wsiąść do autobusu do San Diego i schować klucz pod jednym z kamieni tworzących ozdobny mur wokół wybiegu niedźwiedzi.A nawet, ciągnął Todd, Dussander mógł wyrzucić ten klucz.Dlaczego nie? Potrzebował go tylko raz, przy umieszczaniu dokumentu w skrytce.Po jego śmierci ktoś inny wyjmie dokument.Dussander niechętnie skinął głową, lecz po krótkim zastanowieniu zaproponował inne rozwiązanie.Kiedy poczuje się na tyle dobrze, żeby pójść do domu, niech chłopak zadzwoni do każdego banku w Santo Donato.Powie urzędnikom, że telefonuje w imieniu swojego dziadka.Biedny dziadek, powie, przez ostatnie dwa lata zupełnie zdziecinniał i gdzieś zapodział klucz do swojej skrytki.Gorzej, nawet nie pamięta, w którym banku ją ma.Czy mogliby poszukać w swoim spisie Arthura Denkera, bez środkowego inicjału? A kiedy Todd otrzyma przeczącą odpowiedź z każdego banku w mieście…Todd znów potrząsnął głową.Po pierwsze, taka historia niemal na pewno wzbudziłaby wątpliwości.Była zbyt naciągana.Podejrzewaliby próbę oszustwa i skontaktowaliby się z policją.A nawet gdyby wszyscy kupili tę bajeczkę, na nic by się to zdało.Jeśli Dussander w żadnym ze stu banków w Santo Donato nie wynajmuje skrytki na nazwisko Denker, wcale nie oznacza to, iż nie wynajął jej w San Diego, Los Angeles czy jakimkolwiek innym mieście.W końcu Dussander się poddał.- Masz odpowiedź na wszystko, chłopcze.A przynajmniej na wszystko, prócz jednego.Co zyskałbym, okłamując cię? Wymyśliłem ten dokument, żeby chronić się przed tobą - oto motyw.Teraz próbuję wycofać się z tego.Jaką miałbym z tego korzyść? - Dussander z wysiłkiem podparł się na łokciu.Jeśli o to chodzi, po co byłby mi teraz potrzebny jakiś dokument? Mógłbym zniszczyć ci życie z tego łóżka, gdybym chciał.Mógłbym zagadać do pierwszego przechodzącego lekarza, a to sami Żydzi, którzy wiedzieliby, kim jestem, a przynajmniej kim byłem.Tylko dlaczego miałbym to robić? Jesteś dobrym uczniem.Czeka cię piękna kariera… chyba że staniesz się nieostrożny z tymi twoimi pijakami.Todd zastygł.- Mówiłem ci…- Wiem.Nigdy o nich nie słyszałeś, nigdy nie tknąłeś nawet włosa na ich strupieszałych, zawszonych łbach, w porządku, dobrze, świetnie.Nic więcej nie powiem.Tylko odpowiedz mi, chłopcze: dlaczego miałbym kłamać? Jesteśmy kwita, mówisz.Jednak możemy być kwita tylko wtedy, jeśli będziemy sobie ufać [ Pobierz całość w formacie PDF ]