[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Przecież możemy znaleźć drogę powrotną, prawda? – Tessa obróciła się, szukając prześwitu między drzewami, smugi światła słonecznego.– Myślę, że przyszłyśmy stamtąd…Jessamine nagle złapała ją za ramię.Jej palce były jak szpony.Na ścieżce przed nimi wyrosło coś, albo raczej ktoś.Postać była mała, tak mała, że przez chwilę Tessa myślała, że ma przed sobą dziecko.Ale kiedy ten ktoś wyszedł na oświetlony skrawek ścieżki, zobaczyła, że to mężczyzna – zgarbiony starzec ubrany jak handlarz uliczny, w łachmanach i zniszczonym kapeluszu zsuniętym na tył głowy.Jego twarz była pomarszczona i biała jak stare jabłko pokryte pleśnią; czarne oczy spoglądały spomiędzy grubych fałdów skóry.Uśmiechnął się szeroko, pokazując zęby ostre jak igły.–Ładne dziewczynki.Tessa zerknęła na Jessamine.Jej towarzyszka stała sztywna, z wytrzeszczonymi oczami.Jej usta stanowiłybiałą kreskę.–Powinnyśmy iść – wyszeptała Tessa i pociągnęła Nocną Łowczynię za ramię.Jessamine bezwolnie pozwoliła się obrócić w kierunku, z którego przyszły…Mężczyzna raptem znowu pojawił się przed nimi na ścieżce, zagradzając im drogę.W oddali Tessa widziałapark, niczym polanę zalaną światłem.Wyglądało to tak, jakby leżał poza ich zasięgiem.–Zeszłyście ze ścieżki – stwierdził nieznajomy śpiewnym, rytmicznym głosem.– Ładne dziewczęta, zeszłyścieze ścieżki.Wiecie, co się dzieje z takimi dziewczynami.Zrobił krok do przodu.Jessamine, nadal sztywna, ściskała parasolkę niczym linę ratunkową.–Goblin – powiedziała.– Kimkolwiek jesteś, nie chcemy żadnych kłótni z faerie, ale jeśli nas tkniesz…–Zeszłyście ze ścieżki – zaśpiewał mały człowieczek, podchodząc bliżej.Tessa zobaczyła, że jego lśniące buty wcale nie są butami, tylko raciczkami.– Głupie Nefilim, żeby przychodzić w to miejsce bez Znaków.Ten teren jest starszy niż wszelkie Porozumienia.To dziwna ziemia.Jeśli spadnie na nią twoja anielska krew, wykiełkuje z niej złota winorośl z diamentami na czubkach.I ja żądam twojej krwi.Tessa pociągnęła Jessamine za ramię.–Chodźmy…87–Cicho, Tesso! – syknęła Jessamine i uwolniwszy rękę, wycelowała parasolką w goblina.– Wcale tego niechcesz.Nie chcesz…Stwór skoczył.Kiedy pędził w ich stronę, jego usta się rozwarły, skóra popękała.Tessa zobaczyła pod nią inną twarz: z kłami, groźną.Krzyknęła i zatoczyła się do tyłu.Zahaczyła butem o korzeń drzewa.Kiedy runęła na ziemię, Jessamine uniosła parasolkę i otworzyła ją jak kwiat.Goblin zawył, upadł do tyłu i potoczył się po ścieżce, nadal wrzeszcząc.Z rany na policzku ciekła krew, plamiła jego podartą szarą kurtkę.–Ostrzegałam cię – powiedziała Jessamine.Oddychała ciężko, jakby przebiegła przez cały park.– Mówiłam ci,żebyś zostawi! nas w spokoju, ty paskudny karle…Gdy znowu uderzyła napastnika, Tessa zobaczyła, że brzegi parasolki jarzą się dziwną złoto-białą poświatą i są ostre jak brzytwy.Kwiecisty materiał był obryzgany krwią.Goblin wrzasnął i zasłonił się rękoma.Wyglądał teraz jak garbaty starzec i choć Tessa wiedziała, że to iluzja, ogarnęło ją współczucie.–Litości, panienko, miłosierdzia…–Miłosierdzia? – warknęła Jessamine.– Chciałeś wyhodować kwiaty z mojej krwi! Obrzydliwe stworzenie! Ponownie cięła go parasolką.I jeszcze raz.Goblin miotał się z wrzaskiem.Tessa usiadła, strzepnęła ziemię z włosów i chwiejnie dźwignęła się na nogi.Panna Lovelace krzyczała,wymachując parasolką, a stwór leżący na ziemi podrygiwał po każdym jej ciosie.–Nienawidzę cię! – wrzeszczała piskliwym głosem Jessamine.– Nienawidzę wszystkich Podziemnych takich jak ty, obrzydliwych, wstrętnych…–Jessamine! – Tessa podbiegła do niej, oplotła ją rękoma i przytrzymała jej ręce.Gdy Jessamine się szarpnęła, Tessa uświadomiła sobie, że nie da rady jej utrzymać.Nocna Łowczyni była silna, mięśnie pod delikatną kobiecą skórą miała twarde i napięte jak postronki.Nagle osunęła się na Tesę bezwładnie, opuściła rękę ściskającą parasolkę.Oddychała spazmatycznie.–Nie! – zaczęła zawodzić.– Nie.Ja nie chciałam.Nie zamierzałam.Nie…Tessa spojrzała na ścieżkę.Ciało goblina leżało bez ruchu u ich stóp.Krew rozlewała się po ziemi strużkami,tworzącymi wzór, który przypominał ciemną winorośl.Ciekawe, co tu teraz wykiełkuje, przemknęło Tessie przez głowę.***88Jak można się było spodziewać, to Charlotte pierwsza otrząsnęła się ze zdumienia.–Panie Mortmain, nie jestem pewna, czy pan…–Oczywiście, że nimi jesteście.– Psotny uśmiech przeciął szczupłą twarz gospodarza od ucha do ucha.– Nocnymi Łowcami.Nefilim.Tak siebie nazywacie, prawda? Bękarty ludzi i aniołów.Dziwne, bo Nefilim w Biblii byli strasznymi potworami.–Wie pan, to niekoniecznie jest prawda.– W Branwellu odezwał się pedant.– Chodzi o kwestię tłumaczenia z oryginalnego aramejskiego…–Henry! – rzuciła ostrzegawczo Charlotte.–Naprawdę więzicie dusze zabitych demonów w gigantycznym krysztale? – zapytał z roziskrzonymi oczami Mortmain.– Imponujące!–Ma pan na myśli Pyxis? – Henry wyglądał na skonsternowanego.– To nie jest kryształ, tylko drewniane pudełko, a demony nie mają dusz, tylko energię…–Milcz, Henry – syknęła Charlotte.–Proszę się nie trudzić – powiedział Mortmain wesołym tonem.– Wiem o was wszystko.Pani jest Charlotte Branwell, prawda? A to pani mąż Henry Branwell.Prowadzicie Londyński Instytut w miejscu, gdzie kiedyś stał kościół All-Hallows-the-Less.Naprawdę myśleliście, że się nie zorientuję, z kim mam ilo czynienia? Zwłaszcza po tym, jak próbowała pani zaczarować mojego lokaja? On źle znosi czary, dostaje od nich wysypki.C Charlotte zmrużyła oczy i spytała:–Jak pan zdobył te informacje?Mortmain pochylił się i złożył dłonie w piramidkę.–Jestem studentem okultyzmu.Od czasu mojego pobytu w Indiach, kiedy jako młody człowiek po razpierwszy dowiedziałem się o królestwie cieni, jestem nim zafascynowany.Dla człowieka o mojej pozycji, z wystarczającymi funduszami i dostateczną ilością czasu, wiele drzwi jest otwartych.Są książki, które można kupić, informacje, za które można zapłacić.Wiedza o was nie jest aż takim sekretem, jak wam się zdaje.–Możliwe, ale wie pan, że to niebezpieczne – powiedział I lenry, wyraźnie nieszczęśliwy.– Zabijanie demonówto nie strzelanie do tygrysów.One też mogą na pana polować, tak jak pan na nie.Mortmain się zaśmiał.–Mój chłopcze, nie mam zamiaru tropić demonów ani z nimi walczyć gołymi rękami.Oczywiście, że tegorodzaju informacje mogą być niebezpieczne, jeśli zdobędą je lekkomyślni zapaleńcy, ale ja jestem ostrożnym i89rozsądnym człowiekiem.Chodzi mi tylko o poszerzenie wiedzy o świecie i nic więcej.– Rozejrzał się po pokoju.– Muszę wyznać, że jeszcze nie miałem zaszczytu rozmawiać z Nefilim [ Pobierz całość w formacie PDF ]