[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Dlatego pytam, co jest? – Odłożył gitarę.– Jak próba? – zapytałam szybko.– Normalnie.Dlaczego sama nie przyjdziesz i nie zobaczysz?Spojrzałam na niego piorunującym wzrokiem.– Aaa, no tak.Przecież nie odzywasz się do Marcina.Wszyscy, absolutnie wszyscy to wiedzieli.– No właśnie – potwierdziłam.– Marcin zachowuje się podobnie – zaczął mówić Adam, nie czekając na moje pytanie.– Moglibyście już przestać.Spotkajcie się, porozmawiajcie… Ja tam nie wiem, o co wam poszło, ale w ten sposób nie rozwiążecie problemu.Mówię ci…– A od kiedy to ty taki znawca stosunków międzyludzkich jesteś? – Nie mogłam się opanować.– Od kiedy moja siostra zadaje się z moim perkusistą! – odpalił.– Z twoim perkusistą?– Tak, z moim perkusistą.Agata, bądź mądrzejsza i okaż temu palantowi odrobinę zrozumienia.W przeciwnym wypadku nie będę miał życia ani w domu, ani w zespole – poprosił.– On łazi jak zbity pies i pyta, czy już ci przeszło.Mam już dość – wyciągnął komórkę i zanim się zorientowałam, wysłał SMS-a.– Co ty zrobiłeś? – wrzasnęłam przerażona.– Umówiłem was na romantyczną randkę.Zaraz się ewakuuję do Krisa, więc cała chata będzie do waszej dyspozycji.Wciągnij jakieś seksowne ciuchy – polecił.– Adam! – Byłam zszokowana.Uśmiechnął się zawadiacko.– Dobrze, dobrze… Nie udawaj świętej.No, do roboty.Marcin będzie za pół godziny.Przyszedł z olbrzymim bukietem róż.Kwiaty i jedno słowo, które wypowiedział, wystarczyły, bym rzuciła mu się stęskniona w ramiona.– Przepraszam – powtarzał czule, całując mnie delikatnie.– To ja przepraszam – wydusiłam z siebie wzruszona.– To było bez sensu.Nie powinnam była tak zareagować.Wybacz…•Wszystko wróciło do normy.Znów byliśmy zakochani, co okazywaliśmy sobie wylewnie zarówno wśród innych, jak i w domowym zaciszu.Nasze pożycie znów było regularne i ogniste.Uwielbiałam mojego chłopaka.Tuż przed Bożym Narodzeniem spacerowaliśmy z Marcinem po mieście i cieszyliśmy się perspektywą kilkunastu dni spędzonych ze sobą.Przy nim mogłam wszystko, bez względu na pogodę.Nawet teraz nie zważaliśmy na kilkunastostopniowy mróz, który solidnie szczypał w policzki, i szliśmy objęci.– Wejdźmy – powiedziałam, zatrzymując się przed sklepem jubilera.– Mam do odebrania z naprawy łańcuszek.Zostawiłam go tam już jakiś czas temu i nie miałam nigdy po drodze.A łańcuszek był mi szczególnie bliski, bo dostałam go od babci na pierwszą komunię.Jubiler, starszy brodaty pan z włosami przyprószonymi siwizną, od razu mnie poznał.Rozmawialiśmy wtedy dość długo.– Już myślałem, że pani po niego nie przyjdzie.– Uśmiechnął się do nas.– Nie było takiej opcji – odparłam.– Dzień dobry.– Zaraz go pani przyniosę.– Wolno poczłapał na zaplecze.Po chwili podał mi naprawiony, błyszczący łańcuszek.– Państwo razem? – zapytał jeszcze, patrząc na Marcina.– Tak.– Podałam mu pieniądze.Marcin patrzył na towar wystawiony w gablocie.– Moim zdaniem – jubiler wydał mi resztę i mówił dalej – patrzy pan nie tam, gdzie trzeba – zwrócił się do Marcina z delikatnym uśmiechem na twarzy.Podszedł do następnej gabloty i wskazał palcem.– To powinno pana bardziej zainteresować.Jak na tę młodą damę… – popatrzył na moje dłonie – … te pierścionki powinny być dobre.– Chcesz któryś przymierzyć? – zapytał w końcu Marcin, lekko się do mnie uśmiechając.– Który ci się podoba?W pierwszej chwili miałam ochotę powiedzieć, że żaden, ale wówczas zauważyłam delikatny pierścionek z białego złota z dwoma paskami kamieni.Zakochałam się w nim.Pasował idealnie.– Przynajmniej będę wiedział, jaki ci kupić na zaręczyny – powiedział Marcin, filuternie do mnie mrugając, po wyjściu ze sklepu.Śmiał się od ucha do ucha.Poczułam, jak jego ramiona oplatają mnie mocniej.– Może teraz pizza? – zagadnął od razu, widząc, że trzęsę się z zimna.Pizzeria niemal sąsiadowała z jubilerem.– Chętnie.– Uśmiechnęłam się.Na dworze było już ciemno i temperatura spadała w szybkim tempie.A my od paru godzin spacerowaliśmy.Usiedliśmy w kącie.Z głośników płynęło nieśmiertelne Last Christmas, jak co roku przed Bożym Narodzeniem.Marcin trzymał moje dłonie w swoich, patrzył mi głęboko w oczy, wyglądał na skupionego [ Pobierz całość w formacie PDF ]