[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Nie… nie wiem… To znaczy… – jąkała się.– Ja piłem piwo, dziewczyny chyba wino – odrzekł Borowczyk.– Ale co to ma do rzeczy? Powiecie w końcu, o co chodzi?– Pani Kłoś została okradziona i zamordowana.Nigdy nie dotarła na dworzec.– Sosnowski uważnie obserwował reakcję dwojga ewentualnych podejrzanych.Coś mu tu śmierdziało.– O Boże… – Sylwia zbladła i przyłożyła dłoń do ust.W oczach pojawiły się łzy.Nie musiała udawać, nerwy miała napięte jak postronki.Jeszcze chwila, a wybuchnie płaczem i wszystko wyzna.– Zdjęcie prezentowała kablówka.Prosiliśmy o identyfikację ofiary.– Rzadko oglądamy telewizję – wyjaśnił Borowczyk.– Nic nie wiedzieliśmy.– Nie zdziwiła się pani, że koleżanka nie odezwała się do pani? – dociekała Patrycja Kotek.– To była luźna znajomość.Odezwała się do mnie tylko dlatego, że potrzebowała kwatery na kilka dni.Chciała się u nas zatrzymać.To wszystko – odparła Sylwia.– Przyjechała sama?Sylwia pokiwała głową.– I jedyne, co od pani chciała, to pokój? – W głosie Patrycji zabrzmiała nuta niedowierzania.– Tak.– Co robiła?– Co robiła? – powtórzyła pytanie Sylwia.– Tak, co robiła w Międzyzdrojach?– No… Chodziła na plażę, opalała się.Trochę pływała.Zwiedzała.Robiła zdjęcia.Nie wiem, co jeszcze.– Zauważyli państwo coś podejrzanego? Ktoś za nią chodził? Może pani Matylda coś wspominała?Oboje zgodnie zaprzeczyli.– No cóż, proszę zgłosić się do nas jutro z samego rana.Spiszemy pani zeznania.Pana też zapraszam – zwrócił się do niego Sosnowski.– A ja po co? To nie była moja koleżanka… – zaoponował.– Prawdopodobnie są państwo ostatnimi osobami, które widziały denatkę żywą.Jutro o ósmej w komisariacie.Czy coś stoi na przeszkodzie? Praca? – zapytała uprzejmie Patrycja.– Mogę pójść później – odparł z niechęcią Borowczyk, nie chcąc przeciągać struny.– A pani?– Przyjdę, pani komisarz – powiedziała cicho Sylwia.Policjanci w milczeniu szli do samochodu.Siostry Sucharskie nadal stały na chodniku.Mijając je, Patrycja zmrużyła gniewnie oczy, ale nie istniało prawo, które zakazywałoby stania na zewnątrz budynku, wejścia do środka czy też zapukania do drzwi mieszkania, z którego wyszli.Sosnowski również zignorował trzy kobiety.Jednak gdy tylko wsiadł do samochodu, nie omieszkał skomentować:– Narobią sobie kłopotów.– Owszem – przytaknęła cicho jego partnerka.– Ale na razie nie mamy do czego się przyczepić.– Wierzysz im? – zapytał, uruchamiając silnik.Patrycja zorientowała się od razu, że kolega nie pyta o gorliwe wielbicielki zagadek kryminalnych.– Coś tu śmierdzi – odpowiedziała z przekonaniem.– Jeszcze nie wiem co, ale czuć z daleka.Chętnie przeszukałabym mieszkanie, tylko że nie mam podstaw.Trzeba tu kogoś przysłać, żeby popytał sąsiadów.Może ktoś coś zauważył.Na przykład wychodzącą Matyldę Kłoś.– Pojechali – obwieściła Natka, odprowadzając wzrokiem znikające za rogiem auto.– Co za spostrzegawczość – zakpiła Nata.– Co robimy? Nie możemy tak po prostu do nich wejść i zapytać o Matyldę.– A w ogóle widziałaś tego faceta? Co za podejrzany typ – kwaśno skomentowała Nata.– Myślę, że to on zabił.– Naprawdę? – Oczy Natki, jeśli to możliwe, zrobiły się jeszcze większe.– W mojej książce – wyjaśniła z wyższością pisarka.– Taki szemrany typ.Będzie pasował.Muszę tylko znaleźć jakiś powód.– Może chciał ją zgwałcić, a ona się broniła, jego poniosło… – zaproponowała Magda.– Nie, to oklepany schemat.Trzeba znaleźć coś innego.– Nata bez zastanowienia odrzuciła ten pomysł.– Bo ty akurat jakieś odkrywcze rzeczy piszesz – odgryzła się Magda.– Naprawdę uważasz, że potrafisz wymyślić coś nowego? Coś, co się jeszcze nie wydarzyło albo czego ktoś nie opisał?– A dlaczego nie? – Nata była zła.Czuła się niedoceniona i niedowartościowana.– Może to Sylwia ją zabiła.Z zazdrości.– No tak, to dopiero nowość.Kobiety nie są morderczyniami, a w Polsce nie ma więzień dla kobiet.– Magda roześmiała się głośno.– Nie gadam z wami – obraziła się Nata.– Ja nic nie powiedziałam! – zawołała spłoszona Natka.– Właśnie.Nie można na ciebie liczyć! – oświadczyła z irytacją tamta.– Idę coś zjeść.Sama.Nie mam ochoty na wasze towarzystwo.Magda odprowadzała wzrokiem oddalającą się siostrę.Nata stawiała zamaszyste kroki, jakby maszerowała na wojskowej defiladzie.One obydwie nadal stały przed budynkiem.– Wiesz, właśnie chyba coś mi się przypomniało – odezwała się Natka, wpatrując się nieruchomo w przestrzeń.– Ta torebka…– No ładna, a co?– Wtedy miała ją ta druga dziewczyna.– Jesteś pewna? – zapytała Magda.Natka zrobiła dziwną minę, która mogła wyrażać absolutnie wszystko.Gdy tylko za policjantami zamknęły się drzwi, Sylwia wybuchnęła płaczem.– O Boże, Piotrek! Wszystko się wyda! – łkała.– Nie becz, głupia.Jak się nie wygadasz, to nic się nie wyda – zbeształ ją.– Jutro pójdziemy, złożymy zeznania i niech sobie szukają wiatru w polu.– A co z kuponem? Jak go znajdziemy? – Sylwia starała się za wszelką cenę uspokoić.Borowczyk chodził po pokoju w tę i z powrotem, zastanawiając się na głos.– Rozwadowscy go nie mieli.Jesteś pewna, że Matylda już im go dała?– Nie wiem.– Kiedy go kupiła?– Nie wiem.– A w ogóle widziałaś ten kupon? – zdenerwował się.– Tak, widziałam.Miała go w torebce! Razem z jakimiś papierzyskami!– Kiedy go widziałaś ostatni raz?Wzruszyła ramionami.– Trzeba jeszcze raz przeszukać jej rzeczy.Musi gdzieś być! Co za cholera! – zaklął, gdy pukanie do drzwi przerwało im rozmowę.– Wrócili? – zapytała ze strachem Sylwia.– Niby po co? – Skrzywił się i poszedł otworzyć.Przed drzwiami stały dwie młode kobiety, długowłosa brunetka i blondynka w ogromnych okularach.– Cześć.Jest Sylwia? – zapytała Magda jakby nigdy nic.– Cześć.Tak, jest… Znamy się?– Nie wydaje mi się.Pamiętałabym.– Magda uśmiechnęła się prowokująco.Przynajmniej taką miała nadzieję.Obawiała się, że mógł jej wyjść jakiś pełen niechęci grymas.– Jestem Magda, a to moja siostra, Natka – przedstawiła je obie.– To jak? Jest Sylwia?– Sylwia źle się czuje.Wpadnijcie kiedy indziej.– Chciał zamknąć drzwi, ale Magda zdążyła już stanąć w progu i powiedziała ze zrozumieniem: – Nie dziwię się.Bardzo się z Matyldą przyjaźniły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]