[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.co było w nim najintymniejsze i niewypowiedziane.Myśląc o za-konie, myślał o sobie.Chciał studiować i poznać te zagadnienia, aby móc tutaj jeszcze kiedyś wrócić, wedrzeć się jakimś sposobem do szkoły i powiedzieć tym ludziom nie mającym żadnej szansy, by szperać w bibliotekach, szukać po książkach, kontaktować się z ludźmi poważnie zajmującymi się tymi zagadnieniami — aby im powiedzieć, że Bóg jest, że jest naprawdę, że można z Nim mieć kontakt, że trzeba się wsłuchiwać w rytm własnego serca i nie pozwolić zagłuszyć, ani zakrzyczeć.Od tamtego czasu pochwyciło Mateusza jedno zagadnienie i nurtowano jedno jedyne pytanie: — Czy Bóg jest? A jeśli jest, to Kim On jest? I co z tego wszystkiego wynika dla mnie?Musiało minąć dwadzieścia ponad lat, aby jeden z dawnych nauczycieli, spostrzegłszy Mateusza na korytarzu szkoły, zaprosił go na lekcję wychowawczą, aby opowiedział swoim młodszym kolegom i koleżankom o swoim życiu, o klasztorze, o zakonie i o swojej pracy.o podróżach do Rzymu, o spotkaniach z papieżem.Mateusz zgodził się odruchowo i bezwiednie poszedł do klasy.Stanąwszy przed uczniami uświadomił sobie, że jest to ta sama klasa.że to naprawdę było tutaj, dokładnie tutaj, w tej samej sali z telewizorem, na pierwszym piętrze, tuż obok dużej auli, gdzie wynajęci albo raczej nasłani na szkołę prelegenci przychodzili na cykle ateistycznych prelekcji.Musiało minąć dwadzieścia ponad lat, aby ten sam nauczyciel, który oskarżał jego wychowawcę o to, że wychował za państwowe pieniądze pasożyta społecznego — spotkawszy Mateusza na korytarzu szkolnym — zaprosił go do tzw.izby pamięci, gdzie na jednej ze ścian wisiało kilka zdjęć formatu podręcznika szkolnego pod jednym wspólnym nagłówkiem: oni są chlubą naszej szkoły.— Panie, Księże, Kolego, Mateuszu.jak tam do was się zwracają.Tutaj jest miejsce dla Pana, Kolego Księże, Panie Mateuszu.Proszę nam przysłać swoje zdjęcie.Mateusz nic nie odpowiedział, zdumiony szybkością z jaką myślenie próbowało dogonić przemijanie.Czas jak zawsze był szybszy.Bezskutecznie, pomyślał.Bez pomocy łaski, sama natura nie da rady.Z notatek.- wzywający mnie BógWzywający mnie Bóg.Wiem o nim niewiele.Zjawia się i dopada mnie znienacka.Wcale nie w chwilach nadzwyczajnego uniesienia czy przygniatającego smutku.Dopada mnie w chwilach najzwyczajniejszych, w chwilach jakiegoś dziwnego i przypadkowego wyciszenia.na przykład nasz bal maturalny.Jakże na niego się cieszyłem, uczyliśmy się wcześniej tańczyć, aby wypadł dobrze.No i po jakimś czasie taka straszna pustka, jakaś wewnętrzna czczość tego wszystkiego, jakieś poczucie sztuczności świata, w którym uczestniczę, jakieś zmęczenie, znudzenie nieautentyzmem, brakiem podkładu i oparcia dla tego wszystkiego, co mnie spotyka.Ciekawe, że o wiele intensywniej wypadały chwile samotności niż wszelkie próby uczestnictwa we wrzasku szkoły lub klasy, w jakimkolwiek wrzasku.Tak, po jakimś czasie wiedziałem jedno, że tam jestem tylko iv maleńkiej cząsteczce, a kiedy jestem sam, jestem cały z Nim.Na nic zdały się wszelkie przed Nim ucieczki.Na nic wybiegi i moje sztuczki.Chociaż uciekałem w wyobraźni przed Nim w najrozmaitsze atrakcyjne zawody i zajęcia najbardziej spektakularne i zdobywające poklask u ludzi, to przecież wiedziałem jedno: że fizycznie przed Nim nie ujdę.To wszystko nie było grą wyobraźni tylko, ale próbą ucieczki w złudę i marzenia o świecie nierzeczywistym, który miał zmniejszyć we mnie napięcie, ciśnienie, jakie stwarzała Jego obecność.Cóż to było? To była niewyrażalna, uciążliwa intymność, zażyłość, jaka nawiązała się od najwcześniejszych lat, kiedy to mówiłem pacierz albo nie chciałem go mówić, kiedy, pamiętam, dostałem ręką od matki, bo nie chciałem mówić pacierza dłuższego, tylko krótszy, a matka uważała, że jestem już na tyle dorosły, że powinienem mówić ten dłuższy.A potem Pierwsza Komunia święta i pierwsze spowiedzi.Były to przecież niekończące się rozmowy z Tobą, bo robitemrzeczy, których nikt nie widział, tylko Ty.I z Tobą trzeba było pozałatwiać najpoważniejsze sprawy.,.Pójść za Tobą w naszym małym miasteczku, znaczyło trochę się wygłupić, ponieważ nie wszyscy rozumieli lub szanowali taką decyzję [ Pobierz całość w formacie PDF ]