[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zastanawiając się, co może wyniknąć z pojawienia się w progu w samych gatkach, otworzyłem drzwi.I jęknąłem.— Nie, tylko nie ty! Starczy tego dobrego!— Z drogi! — odezwał się niczym Moe Howard w The Three Stooges.Odepchnął mnie łokciem i znowu wszedł nieproszony do mojego domu.Ponownie w pomarańczowych, kowbojskich butach.Stanął w holu i rozejrzał się uważnie.Patrzył na wszystko, tylko nie ma mnie.Zupełnie, jakby szukał czegoś lub starałsię zapamiętać otoczenie.— Czego? Idź sobie i zostaw mnie w spokoju.— Jak chcesz, pokój twym szczątkom.Niemniej tutaj wszystko wygląda normalnie.Muszę ci wyznać, że to, kurwa, wielka ulga!— Posłuchaj, czy zanim znów zapuścimy się w jakąś króliczą norę, nie dałoby się zrobić tak, żebym zjadł śniadanie? Nie jadłem od czasów późnej starości.— Dobry pomysł.Też jestem głodny.— Skrzywił się jak zły wilk z kresków-ki: groźna paszczęka i te rzeczy.Zabrakło mi sił, aby nadmienić, że wcale go do stołu nie zapraszałem.— Zrobisz jajecznicę z sosem Worcestershire i curry?Aż mnie zatchnęło.Skąd drań wiedział?— Siadaj i zamknij się.Zjesz, co zrobię.— Łaskawco.Sięgnąłem do szafek.— Jeszcze słowo, a zatruję żarcie.Nie potrafisz siedzieć cicho?96Siedzieć potrafił, milczeć nie za bardzo.— Gdzie byłeś?— Zgadnij.— Wziąłem moją ulubioną patelnię.— Gdzieś w przyszłości?Przytaknąłem, wyjmując z lodówki wszystko, czego potrzebowałem do przygotowania śniadania.— Więc jeszcze nie wiesz?Zacząłem rozbijać jajka do miski.— Czego nie wiem?— Myślałem, że najpierw zjemy, żebyś miał się czym zesrać w gacie.— To zapowiedź kolejnych niespodzianek?— Mało powiedziane.To jeden wielki koszmar, stary.Poczekaj, aż wyjdziesz z domu, sam się przekonasz, co cię dzisiaj czeka.A przy okazji, kto to jest Mary J.Blige? Poprzednim razem oglądałem MTV i akurat była.To laska na sto dwa!Już miałem skomentować ten zwrot z lamusa, gdy przypomniałem sobie, z jakich lat przybył Frannie junior.Frank Sinatra i Rat Pack byli na topie, papierosy i pieczona wołowina uchodziły za zdrowe, a James Bond miał ciągle twarz Se-ana Connery’ego.Powiedzenie, że cokolwiek jest na sto dwa, oznaczało wówczas najwyższą aprobatę.— Tylko nie syp za wiele curry.Zawsze dodajesz za dużo.— Cicho.— A może by jakąś kawę w międzyczasie?— A może byś raczył zauważyć, że jestem zajęty, i sam ruszył dupę?— Jasne.Gdzie dzbanek?— Nie używamy dzbanka do kawy.Tam stoi maszynka.— Jaka maszynka?— Ta srebrna na blacie.Ekspres do kawy.To coś z długą rączką.Z przodu jest napisane Gaggia.Wsunął dłonie do kieszeni spodni i prychnął z pogardą typową dla wszech-wiedzącego nastolatka.— Ekspres? Nie pijam tego włoskiego błota.Zalatuje palonymi oponami.Gdzie jest dzbanek i Maxwell House? Obejdę się bez maszyny.— Nie ma dzbanka.Pijesz to błoto albo nic.Jak nie chcesz kawy, możesz sobie nalać wody.Założył ręce na piersiach i słowa nie powiedział, aż postawiłem przed nim pełny talerz.Nie mogłem się powstrzymać od małej prowokacji.— Do twojego dodałem trochę funtagigi.Zesztywniał.— Funtaco?— Funtagigi.To marokańska przyprawa.Jest bardzo.— oparłem wytwor-nie jedną dłoń na biodrze, dwa palce drugiej wsunąłem do ust — i n t e n s y w -n a.— Głoskę „s” przeciągnąłem, jak tylko było można.97Odsunął talerz od siebie i aż wytarł dłonie o spodnie.— Mogłem się tego spodziewać! Funtagigi! Nie jem.Marokańskie gówno.— Jedz, do cholery! To był żart.Żartowałem.Dostałeś jajecznicę na bekonie, taką, jaką zawsze robię.Nie dowierzając, wziął widelec i zaczął nakłuwać jajecznicę, jakby szukałmin.Potem pochylił nisko głowę, obwąchał danie i dopiero wtedy spróbował.Zaczął zajadać w ciszy i z łapczywością świadczącą o tym, że funtagigi nie popsuło mu apetytu.Usta trzymał tuż nad talerzem, bo tak mógł jeść szybciej.Już chcia-łem go zganić, ale przypomniałem sobie, że tak właśnie jadłem w jego wieku.Groza!— Cześć, Frannie.Kto to jest? — W drzwiach kuchni stała Pauline.Miała na sobie zieloną koszulkę nocną, która niewiele zakrywała.W ręku trzymała poranną gazetę, widać wyszła już po nią na werandę.Patrzyła na juniora z wyraźnym zainteresowaniem.Miast odpowiedzieć na jej pytanie, złapałem chłopaka za łokieć i przyciągną-łem do siebie.— Ona cię widzi? Mówiłeś, że tutaj tylko ja mogę cię widzieć.— Puszczaj, facet.Nie widzisz, że jem? Mówiłem ci, wszystko się dzisiaj pokręciło.Poczekaj, aż wyjdziesz na dwór, a sam zobaczysz.Dlatego wróciłem.Ktoś musi osłaniać ci dupę.— Czyste szaleństwo! Jak niby mam coś zdziałać, jeśli nie ma stałych regułgry?— Tu w ogóle nie ma żadnych reguł, facet.Lepiej do tego przywyknij.A my-ślisz, że czemu ja tu jestem, nad tą jajecznicą?— Frannie? — Nieśmiała zwykle Pauline odezwała się głosem ostrym, prawie żądającym.Wciąż patrzyła na juniora.— A tak, Pauline, to syn mojego dalekiego kuzyna, hm, Gi Gi.Dokładnie to Gary, znaczy Graham, ale zawsze nazywaliśmy go Gi Gi.— Wstrząśnięty tym, że ona też go widzi, nie potrafiłem wymyślić nic lepszego, prócz tej fatalnej funta.gigi, no i tak go też ochrzciłem.Spojrzał na mnie, jakbym właśnie nasikał mu na głowę.— Cześć, Gi Gi.Jestem Pauline.Posłał jej swój sprawdzony wielokrotnie uśmiech, taki za milion dolarów.Sam pamiętałem, jak to działa.Gdy onieśmielona Pauline odwróciła głowę, syknął na mnie z cicha.— Gi Gi?— Frannie nigdy nam o tobie nie wspominał.Nie wiedziałyśmy nawet, że ma dalekiego kuzyna.Nowo narodzony Gi Gi nonszalanckim gestem zakręcił widelcem wkoło palców.To malownicza sztuczka.Gdy miałem trzynaście lat, nauczyłem się jej od przyjaciela, Sama Bayera.98— Sama wiesz, jaki jest stryj Frannie.— Stryj? Tak go nazywasz? Skąd jesteś?— LA.Kalifornia.— Wiem, gdzie leży LA — prychnęła, ale uśmiechnęła się przy tym na tyle kokieteryjnie, że o żadnej urazie nie mogło być mowy.I to była ta sama dziewczyna, którą przezwałem Pleksi, bo wedle mojej wiedzy zajmowała się dotąd sztuką unikania życia.Nigdy nie słyszałem jeszcze, by mówiła do kogoś takim głosem, jak teraz do juniora.Nie myślałem nawet, że potrafi się tak odzywać: nieśmiało i zmysłowo zarazem.Co więcej, świetnie wiedziała, co robi, i to już przekraczało moje granice pojmowania.Nieśmiała jak nieszczę-ście, konkretna i rzeczowa dziewczyna zabrała się nagle do flirtowania niczym kiepska aktoreczka w telenoweli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]