[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czekałam.– Bianco – zaczęła wreszcie.Przez ostatnie pięć minut milczałyśmy.– Ja… przepraszam.Tak bardzo… tak bardzo mi przykro.Nie odpowiedziałam.– Nie chciałam, żeby to się tak kończyło.– Jej głos się załamał.Chyba zaczęła płakać, ale nie odwróciłam głowy, żeby sprawdzić.– Od dawna nie byłam szczęśliwa.Po śmierci babci tata zaproponował, żebym wyjechała.Sądził, że to mi może pomóc.Mogłabym chwilowo uciec od problemów, dać parę wykładów w różnych miastach, a potem wrócić, kiedy mi się poprawi.Ta podróż miała sprawić, że między mną a tatą znów byłoby jak wtedy, gdy się pobieraliśmy.Ale…Długie, szczupłe palce mamy drżały, kiedy zamykały się na mojej dłoni.Niechętnie odwróciłam się w jej stronę.Na policzkach nie było łez, ale zamglone oczy błyszczały.Po prostu tama jeszcze nie puściła.– …ale tak się nie stało – ciągnęła.– Sądziłam, że mogę uciec od problemów.Pomyliłam się, córeczko.Nieważne, jak daleko wyjedziesz ani czym się zajmiesz, rzeczywistość w końcu cię dogoni.Wracałam do domu i po kilku dniach znów zaczynałam czuć się gorzej, więc pakowałam rzeczy i znikałam.Za każdym razem spędzałam poza domem odrobinę więcej czasu, rezerwowałam kilka kolejnych wystąpień, wyjeżdżałam trochę dalej… aż w końcu nie dało się już dalej uciec.Dotarłam na drugi koniec kraju i… musiałam stanąć twarzą w twarz z problemami.– Jakimi problemami?– Nie chcę być z twoim tatą.– Spojrzała na nasze wciąż splecione dłonie.– Kocham go bardzo, ale nie jestem już w nim zakochana… nie tak, jak on we mnie.Brzmi to strasznie banalnie, ale taka jest prawda.Nie mogę wciąż kłamać i udawać, że między nami wszystko jest w porządku.Przepraszam.– Czyli chcesz rozwodu?– Tak.Westchnęłam i ponownie wyjrzałam przez okno.Wciąż było szaro.I zimno.– Będziesz musiała powiedzieć tacie – stwierdziłam.– On sądzi, że to pomyłka.Uważa, że… nie mogłabyś nam tego zrobić.– Nienawidzisz mnie?– Nie.Tak naprawdę nie zdziwiła mnie własna odpowiedź, chociaż zaprzeczyłam niemal automatycznie.Chciałam jej nienawidzić.Nie przez rozwód – w ostatnich latach tak często wyjeżdżała, że myśl o mieszkaniu z jednym rodzicem nie wydawała mi się specjalnie nowa ani denerwująca.Szczerze, od dłuższego czasu spodziewałam się tego rozstania.Tak naprawdę chciałam ją znienawidzić z powodu taty i bólu, który mu zadała.Tamtego wieczoru, kiedy miał nawrót.I nagle zrozumiałam.To nie ona sprawiła, że tata sięgnął po butelkę.Mogłam do woli obarczać ją winą, ale nic dobrego by z tego nie wynikło.Musiała wziąć odpowiedzialność za swoje życie i tata powinien zrobić to samo.Gdyby pozostali małżeństwem i nic nie zmieniali, oboje zaprzeczaliby swoim prawdziwym uczuciom.Moja matka wreszcie stawiała czoło rzeczywistości.Tata też będzie musiał to zrobić.– Nie nienawidzę cię, mamo.Było ciemno od wielu godzin, kiedy mama wreszcie podrzuciła mnie na parking przed szkołą, gdzie zostawiłam samochód.Spędziłyśmy popołudnie, jeżdżąc po Hamiltonie i rozmawiając o wszystkim, co ją ominęło.Robiłyśmy to za każdym razem, kiedy wracała.Tylko że tym razem nie miała zostać w domu.Przynajmniej nie na dobre.– Pojadę teraz zobaczyć się z twoim tatą… chyba – powiedziała.– Może powinnaś spędzić noc u Casey, kochanie.Nie wiem, jak on zareaguje… A właściwie to wiem: źle.Skinęłam głową, mając nadzieję, że się myli – chociaż nasze wyobrażenie tego, co znaczy „źle”, różniły się.Nie wspomniałam jej o nawrocie, głównie dlatego, że przeszedł bez większego echa.Ona bała się łez i krzyków, czyli wszystkiego, czego można się było spodziewać przy takich konfrontacjach.Nie chciałam, żeby martwiła się też jego piciem.Zwłaszcza że w końcu nie była to aż taka wielka sprawa.– Czuję się okropnie – szepnęła.– W walentynki mówić mężowi, że chcę się rozwieść.Ależ ze mnie… wstrętny babsztyl.Może powinnam poczekać do jutra i…– Musisz mu powiedzieć, mamo.Jeśli teraz to odłożysz, nigdy się nie zdobędziesz na rozmowę.– Odpięłam pas.– Zadzwonię do Casey i spytam, czy mogę u niej zostać.Powinnaś już jechać… zanim zrobi się późno.– Dobrze.– Wzięła głęboki wdech i powoli wypuściła powietrze.– Oczywiście, tak zrobię.Otworzyłam drzwi auta i wysiadłam.– Będzie dobrze.Mama pokręciła głową i zaczęła bawić się zwisającymi ze stacyjki kluczykami.– To nie ty powinnaś się zachowywać jak dorosła – mruknęła.– Jestem twoją matką.Powinnam cię pocieszać i powiedzieć, że wszystko będzie w porządku.To takie dysfunkcyjne.– Normalność jest przereklamowana.– Uśmiechnęłam się, żeby podnieść ją na duchu.– Porozmawiamy jutro.Powodzenia.– Dziękuję – westchnęła.– Kocham cię, Bianco.– Ja ciebie też.– Pa, córeczko.Wysiadłam i odsunęłam się od samochodu.Wciąż twardo się uśmiechałam i machałam, kiedy mały, czerwony samochód wyjechał na autostradę.Tam zwolnił, jakby zastanawiając się, czy jechać dalej.Ale nie zatrzymał się, więc wciąż kiwałam ręką.Przestałam się uśmiechać, kiedy tylne światła zniknęły w oddali.Owszem, wiedziałam, że wszystko się ułoży.Mama postępowała właściwie.To był krok w dobrym kierunku dla obojga moich rodziców.Jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że tata będzie to widział inaczej… przynajmniej na początku [ Pobierz całość w formacie PDF ]