[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chwyta go ogromna i bolesna zazdrość, nie zazdrość abstrakcyjna, wy rozumowana, którÄ… odczuwaÅ‚, gdy przed otwartÄ… szafÄ… zadawaÅ‚ sobie caÅ‚kiem teoretyczne pytanie o gotowość Chantal do zdrady, lecz zazdrość zaznana w mÅ‚odoÅ›ci, zazdrość, która przebija ciaÅ‚o, która wypeÅ‚nia je bólem, która jest nieznoÅ›na.Wyobraża sobie Chantal oddajÄ…cÄ… siÄ™ innym, posÅ‚usznÄ… i gorliwÄ…, i nie może dÅ‚użej wytrzymać.Zrywa siÄ™ i biegnie w stronÄ™ domu.WejÅ›ciowe drzwi, caÅ‚e w bieli, oÅ›wietla latarnia.PrzekrÄ™ca klamkÄ™, drzwi otwierajÄ… siÄ™, wchodzi, widzi schody z czerwonym dywanem, sÅ‚yszy dźwiÄ™ki gÅ‚osów na górze, wspina siÄ™, na pierwszym piÄ™trze trafia na wielkÄ… klatkÄ™ schodowÄ…, zaÂstawionÄ… na caÅ‚ej szerokoÅ›ci wieszakami z pÅ‚aszczami, lecz także (to nowy cios w serce) z sukniami kobiet i kilkoma mÄ™skimi koszulami.Przedziera siÄ™ wÅ›ciekle przez ubrania i wÅ‚aÅ›nie dochodzi do wielkich wahadÅ‚owych drzwi, rówÂnież biaÅ‚ych, gdy na jego obolaÅ‚e ramiÄ™ opada ciężka rÄ™ka.Odwraca siÄ™ i czuje na policzku oddech mężczyzny, osiÅ‚ka w T-shircie, z wytatuowanymi ramionami, który mówi coÅ› do niego po angielsku.UsiÅ‚uje strzÄ…snąć tÄ™ rÄ™kÄ™, sprawiajÄ…cÄ… mu coraz wiÄ™kszy ból i popychajÄ…cÄ… ku schodom.Próbuje stawić opór, traci równowagÄ™ i w ostatniej chwili udaje mu siÄ™ chwycić porÄ™czy.Zwyciężony, powoli idzie w dół.Wytatuowany mężczyzna schodzi za nim i kiedy Jean-Marc przystaje z wahaniem przy drzwiach, krzyczy coÅ› do niego po angielsku i uniesionym ramieniem nakazuje mu wyjść.46.Obraz orgii towarzyszyÅ‚ Chantal od dawna w jej zawiÂÅ‚ych snach, w jej wyobrażeniach, a nawet podczas rozmów z Jean-Markiem, który powiedziaÅ‚ jej pewnego dnia (już tak odlegÅ‚ego): chciaÅ‚bym być tam z tobÄ…, ale pod jednym warunkiem: w chwili rozkoszy każdy z uczestników przeÂmieni siÄ™ w zwierzÄ™, jeden w owcÄ™, inny w krowÄ™, jeszcze inny w kozÄ™, tak że orgia Dionizosa stanie siÄ™ pastoraÅ‚kÄ…, w której my pozostaniemy sami wÅ›ród zwierzÄ…t jako pasterz i pasterka (ta idylliczna fantazja bawiÅ‚a go: biedni rozpustnicy spieszÄ… do domu wystÄ™pku nie wiedzÄ…c, że wyjdÄ… z niego przemienieni w krowy).Otoczona jest nagimi postaciami i jest to chwila, w któÂrej wolaÅ‚aby owce od ludzi.Nie chcÄ…c już nikogo widzieć, zamyka oczy: ale za powiekami wciąż ich widzi, widzi ich czÅ‚onki, które siÄ™ unoszÄ…, zmniejszajÄ…, sÄ… wielkie, sÄ… maÅ‚e.Sprawia to na niej wrażenie pola, z którego wystajÄ… dżdżownice i skrÄ™cajÄ… siÄ™, wijÄ…, opadajÄ….Później nie widzi już dżdżownic, lecz węże; jest peÅ‚na wstrÄ™tu, a przy tym wciąż podniecona.Tyle tylko, że od tego podniecenia już jej nie chce siÄ™ kochać, przeciwnie, im bardziej jest podÂniecona, tym wiÄ™kszy ogarnia jÄ… wstrÄ™t do wÅ‚asnego podÂniecenia, które uÅ›wiadamia jej, że jej ciaÅ‚o należy nie do niej, lecz do bÅ‚otnistego pola, pola z dżdżownicami i wężaÂmi.Otwiera oczy: z przylegÅ‚ego pokoju idzie w jej stronÄ™ kobieta, przystaje w otwartych na oÅ›cież drzwiach i, tak jakby chciaÅ‚a wyrwać jÄ… z tej samczej bzdury, z tego królestwa dżdżownic, omiata Chantal uwodzicielskim spojÂrzeniem.Jest wysoka, cudownie zbudowana, z blond wÅ‚oÂsami wokół piÄ™knej twarzy.DokÅ‚adnie w chwili, gdy ChanÂtal ma odpowiedzieć na jej nieme zaproszenie, blondynka zaokrÄ…gla wargi i wypuszcza nieco Å›liny; Chantal widzi te usta w powiÄ™kszeniu niczym przez potężnÄ… lupÄ™: Å›lina jest biaÅ‚a i peÅ‚na pÄ™cherzyków powietrza; kobieta wypuszcza i wsysa pianÄ™ Å›liny, jak gdyby chciaÅ‚a przyciÄ…gnąć Chantal, jak gdyby chciaÅ‚a przyrzec jej czuÅ‚e i wilgotne pocaÅ‚unki, w których jedna z nich rozpÅ‚ynie siÄ™ w drugiej.Chantal patrzy na Å›linÄ™, która siÄ™ perli, która drży, która lÅ›ni na wargach, i jej wstrÄ™t zmienia siÄ™ w mdÅ‚oÅ›ci.Odwraca siÄ™, aby dyskretnie siÄ™ wymknąć.Ale blondynka chwyta jÄ… z tyÅ‚u za rÄ™kÄ™.Chantal wyrywa siÄ™ i robi kilka kroków, próbujÄ…c uciec.CzujÄ…c ponownie rÄ™kÄ™ blondynki na swym ciele, zaczyna biec.SÅ‚yszy oddech przeÅ›ladowÂczym, która z pewnoÅ›ciÄ… uznaÅ‚a jej ucieczkÄ™ za grÄ™ erotyczÂnÄ….Jest w zasadzce: im bardziej usiÅ‚uje uciec, tym bardziej podnieca blondynkÄ™, a ta przyciÄ…ga ku niej innych przeÂÅ›ladowców, którzy rzucajÄ… siÄ™ za niÄ… w pogoÅ„.Chantal wpada na korytarz i sÅ‚yszy za sobÄ… kroki.CiaÅ‚a, które jÄ… goniÄ…, napawajÄ… jÄ… do tego stopnia obrzyÂdzeniem, że jej wstrÄ™t przemienia siÄ™ raptownie w przerażeÂnie: biegnie tak, jakby miaÅ‚a ratować swe życie.Korytarz jest dÅ‚ugi i koÅ„czy siÄ™ otwartymi drzwiami, wychodzÄ…cymi na maÅ‚Ä…, wyÅ‚ożonÄ… kafelkami salkÄ™ z drzwiami w kÄ…cie; Chantal otwiera je i zatrzaskuje za sobÄ….W ciemnoÅ›ciach opiera siÄ™ o Å›cianÄ™, żeby zÅ‚apać odÂdech; nastÄ™pnie obmacowuje Å›cianÄ™ wokół drzwi i zapala Å›wiatÅ‚o.Jest w komórce: odkurzacz, szczotki, Å›cierki.A na ziemi, na zwoju szmat, zwiniÄ™ty w kÅ‚Ä™bek pies.Nie sÅ‚yszÄ…c żadnego gÅ‚osu z zewnÄ…trz, Chantal myÅ›li: chwila zwierzÄ…t nadeszÅ‚a i jestem uratowana.GÅ‚oÅ›no pyta psa: – Którym z ludzi jesteÅ›?Nagle to, co powiedziaÅ‚a, peszy jÄ….Mój Boże, pyta siebie, skÄ…d przyszedÅ‚ mi do gÅ‚owy pomysÅ‚, że ludzie u kresu orgii stajÄ… siÄ™ zwierzÄ™tami?To dziwne: zupeÅ‚nie nie wie, skÄ…d wziÄ…Å‚ siÄ™ ten pomysÅ‚.Szuka w pamiÄ™ci i niczego w niej nie znajduje.Odczuwa jedynie Å‚agodne wrażenie, które nie wywoÅ‚uje w niej żadnego konkretnego wspomnienia, wrażenie tajemnicze, niewytÅ‚umaÂczalnie szczęśliwe, niczym zbawienie nadeszÅ‚e z daleka.Drzwi otwierajÄ… siÄ™ gwaÅ‚townie, brutalnie.Wchodzi czarna kobieta, niska, w zielonej bluzie.Bez zdziwienia rzuca na Chantal krótkie i pogardliwe spojrzenie.Chantal odsuwa siÄ™ na krok, aby kobieta mogÅ‚a podnieść wielki odkurzacz i z nim wyjść.W ten sposób zbliża siÄ™ do psa, który obnaża kÅ‚y i warczy.Znowu chwyta jÄ… przerażenie; wychodzi.47.StaÅ‚a w korytarzu i myÅ›laÅ‚a wyÅ‚Ä…cznie o jednym: znaÂleźć klatkÄ™ schodowÄ…, gdzie na wieszaku wiszÄ… jej ubrania.Ale wszystkie drzwi, których klamkÄ… krÄ™ciÅ‚a, byÅ‚y zamkniÄ™te na klucz.Wreszcie przez drzwi, które byÅ‚y szeroko otwarte, weszÅ‚a do salonu; wydaÅ‚ siÄ™ jej dziwnie wielki i pusty: czarna kobieta w zielonej bluzie zabraÅ‚a siÄ™ już do sprzÄ…tania wielkim odkurzaczem.Z caÅ‚ego wieczornego towarzystwa pozostaÅ‚o jedynie kilku panów; cicho rozÂmawiali stojÄ…c; byli ubrani i nie zwracali żadnej uwagi na Chantal, która uzmysÅ‚awiajÄ…c sobie swÄ… nagle nieprzystojÂnÄ… nagość, obserwowaÅ‚a ich bojaźliwie.PodszedÅ‚ do nich inny pan, okoÅ‚o siedemdziesiÄ…tki, w biaÅ‚ym peniuarze i w pantoflach, i coÅ› powiedziaÅ‚
[ Pobierz całość w formacie PDF ]