[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byłam zaciekawiona.Myślał, że zaoferowałam mu Terre d’Ange, ale w końcu to ja zagarnęłabym Skaldię.Gdybym nawet ja tego nie doczekała, nasze dzieci by się o tym przekonały.– Wiem.– Nie wątpiłam w to; tyle się domyśliłam, znając głębię jej knowań.Fala histerycznego śmiechu podeszła mi do gardła i zadławiła mnie.– Mogłaś być z nim szczęśliwa, pani – wykrztusiłam.– Przerobił ze mną połowę Trois Milles Joies.– Doprawdy? – mruknęła.– Ciekawe.Zamknęłam oczy, żeby jej nie widzieć.– Dlaczego uciekłaś z Miasta, kiedy zmarł Ganelon? Myślałam, że wiedziałaś.Po szeleście spódnic poznałam, że Melisanda wstała.– Nie.Wiedziałam, że Ganelon umiera, to prawda.I wiedziałam, że Thelesis de Mornay zyskała posłuchanie u Ysandry, a nazajutrz jej strażnicy wypytywali o noc śmierci Delaunaya.– Cichy szelest jedwabiu powiedział mi, że wzruszyła ramionami.– Myślałam, że nadworna poetka przekonała królową, by wszczęła dochodzenie w sprawie jego śmierci.To wystarczyło, żeby skłonić mnie do wyjazdu.A zatem jej plany już wtedy wchodziły w życie.Nie miałoby znaczenia, gdybyśmy oboje z Joscelinem nie wyrwali się z białych okowów skaldyjskiej zimy z naszą nieprawdopodobną opowieścią.Otworzyłam oczy.Melisanda wyglądała przez wąskie okno komnaty w ciemną noc.– Dlaczego? – wyszeptałam, wiedząc, że pytam daremnie.i że muszę spytać.Odwróciła się, anielsko spokojna i piękna.– Ponieważ mogłam.Nigdy nie będzie innej odpowiedzi.Nigdy nie usłyszę powodu, który mogłabym zrozumieć sercem, nie tylko mroczną, intuicyjną częścią duszy, która zadrżała na takie wyjaśnienie.– Nigdy nie byłoby inaczej – powiedziałam chrapliwie, pragnąc, żeby moje słowa ją zabolały, pragnąc, żeby zadrżała pod wpływem ich siły.Wcześniej nie wiedziałam, co to znaczy pragnąć zadać ból drugiej osobie.Wtedy poznałam to uczucie.– Niezależnie od tego, co zrobiłaś, niezależnie od tego, jakie prawa sobie do mnie rościsz, nigdy nie pomogłabym ci w zdradzie.– Nie? – Melisanda uśmiechnęła się z rozbawieniem.– Jesteś tego pewna, Fedro nó Delaunay? – Jej głos, niski i miodopłynny, przyprawił mnie o ciarki.Stałam jak sparaliżowana, gdy przemierzyła pokój.Niemal mimochodem jej ręka przesunęła się po mojej marce, ukrytej pod suknią; zbudziła ranę zadaną mi przez Seliga i ból przeniknął moje ciało.Czułam żar jej obecności, jej zapach.Nic się nie zmieniło.Moja wola nagięła się przed wolą Melisandy, gdy położyła rękę na moim policzku, moja twarz uniosła się posłusznie, mój świat zawirował wokół osi.– Ten, kto ulega.– wyszeptała, opuszczając wargi ku mym ustom – nie zawsze jest słaby.Pocałunek; prawie.Jej usta musnęły moje i odsunęły się, ręce oderwały się od mojej twarzy, a ja zachwiałam się w otchłani jej nieobecności, w szoku pożądania.– Tak powiedział twój Cygan.– Melisanda popatrzyła na mnie, wyraz jej oczu stał się zimny.– Pamiętam.Ale powinnam poświęcić większą uwagę, kiedy dodał, żebym mądrze wybierała swoje zwycięstwa.– Usiadła naprzeciwko mnie i skinęła głową w stronę drzwi.– Możesz teraz odejść i zostawić mnie, żebym mogła zastanowić się nad swoją śmiercią.Odeszłam.Załomotałam w drzwi, chwiejnie przestąpiłam próg i po omacku znalazłam kamienną ścianę korytarza.– Dobrze się czujesz, pani? – zapytał jeden z nich.Usłyszałam trzask drzwi i pokiwałam głową.– Tak – szepnęłam, wiedząc, że tak nie jest, wcale nie, ale nijak nie mogli mi pomóc, nikt nie mógł mi pomóc.Obie powinnyśmy posłuchać Hiacynta, pomyślałam.Straszny śmiech dławił mnie w gardle.Pochyliłam głowę, przeciągając rękami po twarzy.Melisanda.DZIEWIĘĆDZIESIĄT TRZYResztę nocy spędziłam na blankach.Przysypiający wartownicy pozwolili mi tam zostać, od czasu do czasu proponując łyk likieru.Ogarnął mnie wewnętrzny zamęt.Widok otwartych przestrzeni i bezkresnego firmamentu zawsze sprawiał mi ulgę.Porównanie własnych kłopotów z wielkością świata przynosi pociechę w cierpieniu.Co bym zrobiła, gdyby Melisanda kupiła moją markę, zamiast ją opłacać, gdyby nigdy nie puściła smyczy, którą mi przypięła? Byłam pewna, prawie całkowicie pewna, że powiedziałam prawdę.Prawie całkowicie.Ale osiągnęła swój cel.Nigdy nie będę zupełnie pewna, nie do końca.W ostatecznym rozrachunku, oczywiście, to nie miało znaczenia.Stało się to, co się stało, a ja dokonałam wyboru.O świcie Melisanda Szachrizaj zostanie stracona, przestanie istnieć.I już nikt więcej nie będzie miał przez nią kłopotów.Z wyjątkiem mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]