[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie licząc dekoracji ze Świętym Mikołajem, Frank uszczęśliwił ulicę miniaturowym motywem Disneylandu, w tym jelonkiem Bambi, Myszką Miki, siedmioma krasnoludkami i potwornie zdeformowanym Dumbo— przypominającym nie tyle cyrkowego słonia, ile lochę —przytwierdzonym do szczytu najwyższego drzewa na podwórku.Tego samego roku Frank zamontował również aparaturę nagłaśniającą świąteczne piosenki oraz system światełek, który wymagał konsultacji z ar-222chitektem.Dla wszystkich stało się przerażająco jasne, że Frank przekierował część, a może nawet całość swojej energii seksualnej z żony na piłę włosową i drewno.Znalazło to swoje potwierdzenie pewnego popołudnia, kiedy wszyscy sąsiedzi wyszli na zewnątrz i udawali, że pracują, aby móc obserwować, jak Frank kłóci się z żoną, rozwieszając lampki na choinkach.Wtedy właśnie nastąpiła katastrofa.Wyglądało na to, że żona podała mu niewłaściwy koniec przedłużacza, a on, w napadzie furii, rzucił go na ziemię.Przedłużacz wylądował tuż przed nią.Żona spojrzała na sznur, potem na Franka, a potem znowu na sznur.— Wiesz co, Frank? Możesz wziąć ten przedłużacz i wsadzić go sobie do dupy! — powiedziała i weszła do domu.Frank wyglądał na mocno zdenerwowanego i zaczął mamrotać coś pod nosem.Udało mi się wyłapać jedno zdanie:— To tylko kobieta, co ona może wiedzieć o męskiej robocie?Po każdej katastrofie nieuchronnie następuje tragedia i nasz sąsiad nie był wyjątkiem od tej reguły.Pewnego słonecznego grudniowego poranka wszystkich na mojej ulicy obudziło żałosne wycie Franka, a po odsłonięciu zasłon w sypialni ukazałnam się udręczony mężczyzna, chwytający się rękami za głowę i raz za razem wzywający o pomstę u Boga.Kolejny rzut oka pozwolił mi dostrzec, że ręcznie wykonany i ukochany komplet reniferów został w nocy uzupełniony o nader okazałe męskie genitalia domalowane czarną farbą w spreju.223Tej nocy nie usłyszeliśmy świątecznych piosenek.Frank postawił sobie za punkt honoru schwytać bandytów bezczeszczących renifery.Nie mam pojęcia, na czym polegałjego plan, ale wiem, że przewidział w nim rolę dla rakiety tenisowej i zwoju liny, ponieważ te właśnie przedmioty wytaszczył na podjazd o zachodzie słońca.Po zapadnięciu ciemności zajął stanowisko w wiacie na samochód, usiadł na drewnianym taborecie przy wyłączonych światełkach — mały, samotny człowieczek.Nie widziałam go, ale wiedziałam, że tam jest, bo zdradzał go żar papierosa, kiedy się zaciągał.Król Bożego Narodzenia pilnował swojego zamku przez sześć nocy, aż do samych świąt, nikogo jednak nie złapał.Kolejne lata przyniosły do Frankowego domu postacie z Fistaszków oraz Simpsonów, bałwanka Frostyego tudzież doborowy gang demonicznych elfów strzegących całości z błyskiem w czerwonych oczach, przywodzących na myśl Jody —upiorną świnię z horroru o Amityvitłe.Uprowadzenie Snoopyego udaremnił pewnej nocy jeden z pasierbów Franka, który wrócił do domu po pijaku i przy próbie skręcenia na podjazd otarł się samochodem o kilku wandali.Wandale zdołali jednak uciec.Tym razem rakieta tenisowa nie wystarczyła do ochrony podwórka i Frank wyznał mi bez zażenowania — a wręcz z dumą — że w całym sąsiedztwie stworzył siatkę składającą się z innych fanatyków dekoracji świątecznych, krótkofalówek i broni palnej.Jeden facet czaił się trzy przecznice na zachód, a drugi — przecznicę na wschód.Gdyby któryś z nich dostrzegł wandala224lub tylko podejrzewał jego obecność, członkowie sieci informowali się o kierunku, w którym ten bydlak zmierza, gdyby zaś został schwytany, Frank (jak sam mi wyraźnie powiedział) nie zawahałby się użyć broni.Na szczęście okres świąteczny upłynął bez zakłóceń.Następnego roku wszyscy czuliśmy, że coś się święci w fabryce elfów na podwórku Franka.Dochodzący stamtąd dźwięk pił, młotków i szlifierek całymi tygodniami wypełniał okolicę.Znapięciem czekaliśmy na Święto Dziękczynienia, który to dzień Frank wybierał co roku na moment odsłonięcia.Czekaliśmy.I czekaliśmy.I czekaliśmy.Święto Dziękczynienia przyszło i minęło, spowite w pełną goryczy ciszę, a nasze indyki zjełczały.Na podwórku Franka nic się nie działo, nie widać było nawet jednego sznura światełek, nie słychać ani jednej kolędy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]