[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żona usiłowała go powstrzymać, bo czasu było jeszcze mnóstwo, oznajmiła, że sportów uprawiać nie będzie, pan Seweryn porzucił ją, dopadł autobusu, wsiadł i odjechał.Czekaliśmy już prawie wszyscy, siedem osób, pod „Moskwą”, kiedy pojawił się zdyszany i zakłopotany pan Seweryn.— A gdzie żona? — wykrzyknęłam na jego widok.Pan Seweryn zamachał rękami.— A! Ja nie wiem.Została na ulicy, a ja odjechałem…Zdumiałam się i zgorszyłam.— No co pan…? Żonę pan zostawił na ulicy?! Przecież się obrazi!— A, może nie.A jak ja jej miałem wytłumaczyć, że nie mam biletów? Wmówiłem jej, że mam! Ale wolałem się wcześniej dowiedzieć, one są, te bilety…? Już nie miałem siły dłużej czekać, autobus przyjechał… No więc dogoniłem go i wsiadłem, a ona została…Żona pana Seweryna nadjechała ostatnia, wściekła nieziemsko, ale swoją korzyść pan Seweryn osiągnął.Tadzik z biletami zdążył się pojawić tuż przed nią i całą sprawę udało się jej przedstawić jako załatwioną doskonale.Zdumiewające korzyści przynosiły panu Sewerynowi podróże do Związku Radzieckiego.Uzyskiwał z nich plony, jakich nikt by się po nim nie spodziewał, z jednej przywiózł pralkę wypełnioną pieprzem, a Wystawa Rolnicza w Moskwie stała się dla niego bez mała kopalnią złota.Zawiózł tam i osobiści sprzedał dwieście damskich milanezowych kompletów bielizny, po czym wrócił, obładowany zyskami!!Wśród licznych i bardzo różnych dóbr wiózł arytmometr i licznik taksówkowy, które to artykuły napełniały go lekkim niepokojem.Deklarację celną wypełnił, jak zwykle, uczciwie, nic nie ukrywając, dojechał do arytmometru i zawahał się.Uznał, że tak poważne słowo w jego skromnej deklaracji mogłoby zbytnio razić, pomyślał nad wyborem innego określenia i zdecydował się na liczydła.Nikt nie może zaprzeczyć, że na tym się liczy.Następnie przyszła kolej na licznik do taksówki i uświadomiwszy sobie od razu, że to urządzenie również liczy, pan Seweryn bez wahania wpisał „liczydła” po raz drugi.Na granicy rozegrała się dziwna scena.Celnik ujrzał przed sobą przyzwoicie wyglądającego faceta, robiącego wrażenie roztargnionego artysty, facet zaś uporczywie, a przy tym zgodnie z prawdą, twierdził, że jest inżynierem i arytmometr stanowi dla niego narzędzie pracy.Narzędzia pracy przechodziły bez cła.Zarazem wpierał w funkcjonariusza pogląd, iż przewożony przedmiot uważa za liczydła.Wśród potoku straszliwych bredni jedne liczydła jakoś przeszły, zaraz po nich zaś objawiły się drugie.Tu już celnik nieco się zdenerwował, pan Seweryn bowiem, nie widząc innego wyjścia, w natchnieniu oświadczył, że to również jest jego narzędzie pracy.Ma samochód, który puszcza na taksówkę.Łgarstwo było jawne i wyraźne, jednakże anielski i szlachetny wygląd pana Seweryna nie dopuszczał nawet cienia myśli o istnieniu kombinatorskiej duszy, w rezultacie zatem oszołomiony nadmiarem sprzeczności celnik machnął na niego ręką.Pan Seweryn razem ze swoimi liczydłami przejechał bez przeszkód.Znów zrobię dygresję, która może wyjaśnić wiele z tego, co się działo i dzieje na granicach.Pewien celnik opowiadał o najokropniejszym wydarzeniu swojego zawodowego życia.Miał już przeszło pięćdziesiąt lat, olbrzymie doświadczenie i nosa.O informacjach, napływających do kontroli celnych od rozmaitych władz, wszyscy wiedzą, kontrole kierują się nimi, ale oprócz dysponują tak zwanym węchem.No i ówże celnik na nosa i na węch, natknął się na jedną panią.Pani była elegancka, kulturalna i kamiennie spokojna, ale celnicza dusza powiedziała mu, że coś ma.Wiezie kontrabandę.Skontrolował walizki z przeraźliwą dokładnością, nic, wszystko legalne i zadeklarowane.Poprosił o torebkę, wybebeszył, obmacał, Wahał się krótko.— Pani pozwoli na kontrolę osobistą — powiedział.— Proszę bardzo — powiedziała pani.— Skoro pan tego żąda, ja się podporządkuję, ale muszę panu oświadczyć, że to wszystko razem uważam za uzasadnione szykany i wyciągnę z tego konsekwencje.— Służę uprzejmie, niech pani wyciąga, co zechce — odparł.— Ale na kontrolę osobistą poproszę tam…Kontrola osobista nie dała nic, pani była czysta jak łza.I wówczas ten celnik zmartwił się śmiertelnie i prawie przeraził, nie żadnymi konsekwencjami, konsekwencje to on chromolił, ale tym, że stracił nosa.Starość widocznie, koniec kwalifikacji, trzeba zmienić zawód…Zmartwiony bardzo, zgnębiony sobą, przeprosił grzecznie i zaproponował, żeby pani zapakowała się sama tak, jak jej pasuje [ Pobierz całość w formacie PDF ]