[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Te takie do tego - wyjaśniłam.- Do kręcenia włosów.- A pokażte mi to.Kosmetyczka upchnięta była na szczęście zamkiem do góry.Odsunęłam ekler.Popatrzył na kłębowisko z daleka i poczuł się usatysfakcjonowany.- Dekuje wam - powiedział i poszedł precz.Zbaraniałam doszczętnie.Z całego tego naboju, z sześciu tobołów, z pięćdziesięciu ośmiu kilo bagażu wybrał sobie do oglądania moje stare zakrętki do włosów! Zwariowałchyba…Dojechałam do domu, przystąpiłam do opowiadań, chciałam rodzinie pokazać arabskie pieniądze.- On taki śmieszny, ten ich bilon - mówiłam.- Cały w robaczki, a niektóre nie okrągłe, tylko ośmiokątne, zaraz wam pokażę.Gdzie ja to mam? Czekajcie, gdzie ja to mam…?Szukałam przez chwilę, nagle sobie przypomniałam.W tej kosmetyczce! Latając po Paryżu, próbowałam sobie ulżyć i cały bilon polski, arabski, duński i amerykański wepchnęłam do kosmetyczki i zostawiłam w hotelu, bo ważył pewnie ze dwa kilo, po cholerę miałam go nosić.Zapomniałam o tym kompletnie.Bilon nie jest i nigdy nie był zakazany.Można go wozić worami, podtykać pod nos celnikom na wszystkich granicach, na tacy nawet, żadne dziwo, nic trefnego.Ale jednak w całym tym moim potężnym bagażu czeski celnik bez chwili wahania trafił na jedyne miejsce, gdzie miałam pieniądze…!Koniec tych granicznych dygresji, wracamy do pana Seweryna.Ogólnie biorąc, służba celna trochę głupiała na jego widok, o co się wcale nie starał, wychodziło mu samo.W którejś podróży rodzina i znajomi w Brześciu, w ostatniej chwili, podrzucili mu na dworzec drobiazgi dla polskich przyjaciół.Pan Seweryn nie protestował, brał wszystko.Załadował do przedziału wielkie, obce mu walizy i usiłował tylko zapamiętać ilość.Na granicy, rzecz jasna, walizy wpadły celnikowi w oko.- Czyje to? - spytał surowo.- Moje - przyznał się pośpiesznie pan Seweryn.- Co pan tu ma? W tej, na przykład?Pan Seweryn nie miał pojęcia o zawartości bagażu, bo w pośpiechu nikt na ten temat nie powiedział ani słowa.Wybrał produkt bezpieczny.- Żywność - odparł bez wahania.- Popatrzymy…Zdjęli walizę, otworzyli.Wewnątrz leżały pięknie poukładane koszule z ruskiej panory, artykuł u nas ogromnie poszukiwany.Celnik pokiwał głową.- To ma być żywność… Spojrzał w górę, pokazał palcem.- A tu?- Żywność - odparł konsekwentnie zakłopotany pan Seweryn.Znów zdjęli ciężar i otworzyli.W środku objawiły się równie pięknie poukładane i zabezpieczone przed stłuczeniem litrówki z radziecką czystą wyborową.Może to była„Stolicznaja”, czy jak jej tam.- O, jest żywność! - ucieszył się pan Seweryn.Bezzwłocznie wygrzebał jedną i w parę minut później obciągnęli ją we trzech, pan Seweryn i dwóch celników, w kolejowym wychodku.Reszta bagażu przejechała, nie budząc zainteresowania, a pan Seweryn do dziś nie wie, co przewiózł.W czasie którejś kolejnej wizyty u rodziny pobił własne rekordy, usiłował bowiem nabyć wielkiego czarnego knura, który, jak Bóg na niebie, do niczego mu nie był potrzebny, ale stanowił okazję handlową.Grozę budząca transakcja na szczęście nie doszła do skutku, ponieważ knur był własnością rozwodzącego się małżeństwa.Kontrowersje tam istniały liczne i małżonkowie nie zdołali osiągnąć porozumienia w kwestiach finansowych.Pan Seweryn w ostatniej chwili został przy pieniądzach i zamiast knura kupił motor.IŻ-750 z koszem.Kiedy go transportował w Brześciu na dworzec kolejowy, niewątpliwie przy czyjejś pomocy, o dwieście metrów od celu zabrakło mu benzyny.Pociąg odchodził za dwie minuty.Obok zatrzymało się dwóch radzieckich ludzi, również na motorze.Ten z tyłu trzymał wielką bańkę, pan Seweryn bez namysłu podskoczył do niego.- Eto bienzina? - krzyknął, chwytając bańkę.- Niet, eto nafta - odparł zaskoczony radziecki człowiek, ale już było za późno.Pan Seweryn wydarł mu bańkę z rąk i wlał jej zawartość do baku.Jakim sposobem motor dotarł na dworzec i jakim cudem został załadowany do pociągu wbrew wszelkim przepisom razem z pięcioma litrami nafty w baku, nie mam pojęcia i chyba nikt tego nie wie.Stało się to zapewne w wyniku szaleńczego pośpiechu.Doznania podróżnych udzielają się niekiedy obsłudze, a w odniesieniu do pana Seweryna było to zjawisko nagminne.Faktem jest, że motor odjechał, przybył do Warszawy i nadeszła chwila, kiedy należało odebrać go z dworca Głównego.Żona pana Seweryna wkroczyła w sprawę i oświadczyła stanowczo, że on sam tym motorem jechał nie będzie.Przetransportuje pojazd jeden j ej znajomy, przedwojenny mistrz motorowy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]