[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy tego nie żałowaliśmy dotychczas.Popatrz na mamę.Nie musiała jechać do Warszawy dla obrony tego osiedlowego projektu wypracowanego z całym swoim zespołem, ale pojechała.I spróbuj jej powiedzieć, że to nie było konieczne.A ja sam, dokąd uciekłem dziś rano, po tym jak dowiedzieliśmy się od ciebie o tej historii z leicą, jak myślisz? Dokąd? Do kawiarni? Do parku czy na Planty – zgubić to cholerne wspomnienie w jakiejś ustronnej alejce? Nie.Poleciałem do mojej projektowej budy.Wiesz przecież, gdzie.Byłeś tam parę razy.I tam się zaszyłem w swoim kącie nad rysownicą.Nad rozrysowanym modułem.zresztą co ci będę głowę kręcił.Bo wiedziałem, że jeżeli mogę gdzieś spokojnie pomyśleć o czymś, o czym bardzo nie chcę – to tylko tam.Trochę się rzeczywiście uspokoiłem dopóki.dopóki nie wróciłem do domu i nie spotkałem się z tobą.I chyba tylko po to, żeby się dowiedzieć od ciebiei co dla takich jak wy, bo tak to tylko muszę rozumieć – co dla was znaczy to piękne zdanko, że „nie ma sprawy”, Tak.– Tadeusz urywa, trochę przerażony tym co powiedział, czy też tym, w jaki sposób to powiedział.Teraz siedzą przez długą chwilę naprzeciw siebie, bo i Zbyszek przysiadł na zydelku koło telewizora – i starają się jakoś uporządkować ubiegłe minuty.Milczą.Dopiero po jakimś czasie usłyszeli odległy odgłos otwieranych drzwi wejściowych.Szybko spojrzeli po sobie.– Dziadek? – rzuca Tadeusz nikłym szeptem.Ale syn i tak słyszy.– Tak.Jak przyszedłem właśnie wychodził.Po gazety i zajrzeć do skrzynki.Może jest coś od mamy.– Mogłeś sam sprawdzić.– Jakoś zapomniałem.– Dobrze, że choć nie cyganisz – mruczy inżynier – ale swoją drogą dziwne, że nie bardzo cię interesuje, bo z mamą.Czy to też nie obojętność? Powiedz sam.– O rany – jęczy chłopak – mama wraca lada dzień, a ja mam biegać na dół po list, którego z pewnością nie napisała.Po co lecieć?– A dziadek mógł?– Dziadek i tak szedł po gazety.– Pyskaty to ty jesteś – kiwa głową inżynier.– I obojętny – mruży oczy Zbyszek.– I obojętny – przytwierdza ojciec, ale mówi to takim tonem, że chłopak przygląda mu się niespokojnie.– A wiesz – dodaje po sekundzie namysłu – przypomniał mi się w tym momencie taki.takie bardzo mądre zdanie, już nie pamiętam, kto to powiedział i gdzie: „Strzeż się obojętnych – nie zabijają i nie zdradzają, ale za ich milczącą zgodą mord i zdrada istnieją na świecie”.– Rany boskie! – Zbyszek zrywa się z miejsca -Mord i zdrada”! A co ja mam z tym.albo nawet my obaj, z Leszkiem, co mamy z tym wspólnego?– Sam się przyznałeś przed chwilą.– Do niczego się nie przyznawałem – czerwieni się chłopak i kręci się niespokojnie.Wygląda jak młody wilczek: zaraz pokaże zęby.– Co ja takiego powiedziałem? O sporcie? O tym że nie sprawdziłem czy jest list od mamy? A gdzie tu zbrodnia? Jaka to zdrada? Co?– Tu nie o to – opamiętuje się Tadeusz – ty zawsze musisz wszystko pokręcić.Tu chodzi o sprawy ogólne, taka.przenośnia.na temat tego, że trzeba się bronić przed obojętnością w życiu, bo może przynieść nieobliczalne skutki.– Fajna przenośnia – indyczy się Zbyszek – a tak naprawdę, to dlaczego ja mam niby być obojętny.Po czym to poznać? A jakbym włożył dres, wsiadł na kółko i jechał a na plecach miał przyczepione buty z łyżwami, to wtedy wszyscy by widzieli, że jestem w porządku, że mi sport nie jest obojętny, tak?– Znowu mieszasz wszystko.Ty to masz talent do zabałaganienia najprostszej sprawy.Co ma jazda na rowerze i łyżwy wspólnego z tym, o czym mówiliśmy?– To tata zaczął o tym, nie ja.Przecież gdybym był rzeczywiście taki obojętny na wszystko, gdybym naprawdę nie miał do niczego cierpliwości to dmuchnąłbym do gitowców czy stlenił się z chałupy, a nie latał na dodatkowe ćwiczenia z fizy czy matmy.I przede wszystkim dawno by mnie wylali z budy na zbity.na zbitą twarz.A tymczasem.Zbyszek.co ty pleciesz – czerwienieje z kolei inżynier – nie mówiłem o szkole.– A dlaczego nie? – stawia się coraz mocniej pierwszoklasista-licealista-nowoprogramowiec powszechnej szkoły średniej.– Albo jestem taki.najgorszy, albo nie.A dlaczego tata – dodaje spiesznie, widząc, że ojciec chce mu przerwać – dlaczego tata, albo dziadek, kiedy wracacie z wywiadówki w budzie i kiedy macie „takie miny, jakby was kto na sto koni posadził (to twoja gadka, tata) – dlaczego wtedy nie trujecie, że jestem „obojętny” do matmy, co? Bo mam z niej piątkę u „doktora”.A gdybym miał u niego lufę z matmy, to co? Ale gdzie tam.Wiadomo, że w budzie jestem dobry.I wtedy nie jestem ani fasonowiec, ani nie mam żadnego hobby tylko jestem dobry.Wtedy mówicie:„nasz kochany Zbysio”! Prawda? I wtedy można zafundować mi dżinsy z „Canadian Railway”.– Wranglery – próbuje dorwać się do głosu ojciec.– Wranglery – akceptuje uprzejmie Zbyszek – i kalkulatorek BOLEK, naszej, plastikowej produkcji.Wtedy jestem dobry, co?– I co chcesz przez to powiedzieć – odzywa się po chwili inżynier głosem dudniącym, jak zawsze gdy wzbiera w nim złość – bo jak dotąd każde twoje słowo jest dowodem na to, że niewiele zrozumiałeś z tego, qo mówiłem.– Może z tego, co tata nawi.mówił.– chłopak patrzy spode łba na Tadeusza – co było o mnie,.nie wszystko zrozumiałem.– O was, nie tylko o tobie«.– Zgoda, o nas – ale jedno jest pewne, tata nas chyba także nie.nie całkiem rozumie.Ale ja.chcę powiedzieć tylko o sobie.Nie żeby się chwalić, ale jeżeli tata wylicza mi to, co „na nie”, to ja mam chyba prawo odezwać się „na tak”, prawda? Albo jest demokracja, albo nie?– Dobra.Tylko nie chwal się swoimi sukcesami W szkole, w sporcie czy w nauce, bo.– A dlaczego nie? O sporcie już była gadka, nie będę powtarzał, ale o oddawaniu krwi dla Centrum Zdrowia Dziecka, jakoś nie było mowy.A przecież to nie bajer, nie nawijanie, ale prawda.Szesnastu w naszej klasie oddało krew, choć nikt nas do tego nie zmuszał.Dyżurów w domu dziecka nie miałem.trudno.nawaliłem, tak jak i Leszek, bo obaj nie umiemy się dogadać z maluchami.Widocznie to dziedziczne, bo Aga też miała trudności w opiece społecznej.Ale kto w zeszłym roku, w akcji letniej zgłosił się ochotniczo do pomocy budowlanym? Kto, jak nie nasz IV Szczep harcerski, a w tym szczepie druhowie Rybicki i Wilczak.Kto pierwszy zaczął organizować w naszej budzie Szkolną Izbę Pamięci?– Pewnie też Rybicki i Wilczak?– Nie.Tym razem nie – odpowiada najspokojniej w świecie chłopak.– Zaczęła organizować klasa I A.Ojciec Staszka Prymy pracuje w Predomie i oni zafundowali nam pierwsze cztery gabloty do eksponatów.Ale żeby nie ja, to nie byłoby co w tych gablotach pokazać.– A coś takiego zrobił? Poprosiłeś dziadka o pomoc.I rzeczywiście pierwszą dokumentację zrobił dziadek.Z tajnego nauczania.A później dołączył do tego te dublety ze swojej kolekcji medali.I gdzie tu twoja zasługa?– Jak to? Przecież mogłem dziadkowi nie wspomnieć ani słówkiem o naszej Izbie Pamięci i.gdybym.gdybym już był takim hobbystą jak.jak mi się to chce wmówić.to wolałbym sam zacząć zbierać te medale.Dziadek by na pewno mi nie odmówił.– Wstydziłbyś się wytaczać takie argumenty.Chcesz wiedzieć, co o tym myślę naprawdę? Według mnie to było zwyczajne nadużywanie zaufania [ Pobierz całość w formacie PDF ]