[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zauważyła zmęczenie w jego szarych oczach.Ona również nie czuła się najlepiej.–W końcu doprowadziłaś do tego, że cię wywalili.–Co jest naszym najmniejszym zmartwieniem – Cassiopeia wyraziła się jasno.–Mamy zdrajcę w tym rządzie – powiedział Green.– Zamierzam go odnaleźć.–Zapewniam pana, panie prokuratorze generalny – podjęła Cassiopeia – że nigdy nie miał pan do czynienia z tymi niepożądanymi elementami.Daley ma rację.Izraelczycy sami nie będą parać się żadną brudną robotą.Wynajmą kogoś.I to ludzie, których oni zatrudnią, będą stanowić problem.–Zatem wszyscy będziemy musieli być ostrożni.Stephanie niemal się uśmiechnęła.Brent Green był obdarzony większą odwagą niż mogła sobie to wyobrazić.Ale było coś jeszcze.Zauważyła to wcześniej, a teraz była pewna.–Masz plan, prawda?–Och tak.Nie brak mi pomysłowości.CZTERDZIEŚCI DWAWiedeń, austria godzina 10.50Alfred Hermann pożegnał się z członkami Komitetu Politycznego i wyszedł z jadalni.Powiadomiono go, że specjalny gość w końcu przybył.Pokonał labirynt korytarzy na parterze i wkroczył do przestronnego hallu rezydencji w chwili, gdy Henrik Thorvaldsen wszedł z podjazdu, powłócząc nogami.Na jego twarzy pojawił się uśmiech.–Henrik! Jak miło cię widzieć – powiedział na powitanie po angielsku.Thorvaldsen odwzajemnił uśmiech, gdy dostrzegł gospodarza.–Alfredzie, witaj.Nie zamierzałem przyjeżdżać, ale zdecydowałem, że muszę po prostu spotkać się ze wszystkimi.Hermann zbliżył się i wymienili uścisk dłoni.Znał Thorvaldsena od czterdziestu lat.Duńczyk zmienił się nieznacznie.Zawsze podziwiał Thorvaldsena za jego emocjonalną powściągliwość, która sprawiała wrażenie wyuczonej i nienagannej, tak jakby nadzorował ją wyuczony na pamięć schemat.I ten pożądany dar.Ale Thorvaldsen był Żydem.Nie pobożnym czy ostentacyjnie się manifestującym, ale wciąż synem Izraela.Co gorsza, pozostawał w zażyłej przyjaźni z Cottonem Malone.Ponadto Hermann nie wątpił, że Thorvaldsen nie przybył na Walne Zgromadzenie po to, żeby udzielać się towarzysko.–Jestem rad, widząc cię tutaj – oznajmił Hermann.– Mam z tobą do przegadania wiele spraw.Podczas zgromadzeń często spędzali z sobą czas.Thorvaldsen był jednym z tych członków zakonu, którego bogactwo mogło równać się z fortuną Hermanna.Był blisko związany z większością rządów europejskich i miliardy euro, jakie posiadał, mówiły same za siebie.W oczach Duńczyka pojawił się błysk.–Umieram z ciekawości, żeby usłyszeć to wszystko.–A kim jest ta osoba? – zapytał Hermann, wskazując na chłopca stojącego za Thorvaldsenem.–To Gary Malone.Spędzi ze mną kilka tygodni, dopóki jego ojciec jest daleko.Postanowiłem zatem zabrać go z sobą.„Fascynujące.Thorvaldsen go sprawdza”.–Wspaniale.Jest tutaj jeszcze kilku młodych ludzi, którzy przyjechali wraz z członkami zakonu.Dopilnuję osobiście, żeby zapewniono im wszystkim godziwą rozrywkę.–Wiedziałem, że tak uczynisz.Steward wszedł z bagażami.Hermann skinął na niego i bagaże zostały zaniesione na drugie piętro.Już wcześniej wybrał sypialnię, w której zamieszka Thorvaldsen.–Chodź, Henriku.Pójdziemy do mojego gabinetu, podczas gdy twoje bagaże zostaną umieszczone w pokoju.Margarete nie może się doczekać, kiedy wreszcie cię zobaczy.–Ale Gary jest ze mną.–Weź go z sobą.Nie będzie w niczym przeszkadzał.*Malone jadł śniadanie i próbował rozgryźć McColluma.Na dobrą sprawę chciał też wiedzieć, czy było to prawdziwe nazwisko tego człowieka.–Zamierza mi pan wreszcie wyjawić, jaki ma pan interes w tym wszystkim? – zapytał McCollum.– Biblioteka Aleksandryjska nie jest dokładnie tym samym co święty Graal.Wielu jej szukało, ale zazwyczaj byli to fanatycy lub pomyleńcy.Pan natomiast nie wygląda ani na fanatyka, ani na obłąkanego.–Pan też ich nie przypomina – odparła Pam.– Jaki pan ma w tym interes?–Co się pani stało w bark?–Czy ktoś mówił, że coś się stało?McCollum zagarnął do ust spory kęs.–Poruszała się pan tak, jakby miała pani złamany bark.–Może jest złamany.–W porządku, nie zamierza mi pani powiedzieć.– McCollum spojrzał badawczo na Malone’a.– Wykazujecie dużą nieufność wobec osoby, która uratowała wam tyłek.–Ona zadała trafne pytanie.Jaki pan ma interes w odnalezieniu biblioteki?–Powiedzmy, że jeśli znalazłbym coś ciekawego, są ludzie, którzy wynagrodziliby moje wysiłki na wiele wspaniałych sposobów.Osobiście jestem przekonany, że to strata czasu.Ale czasami się zastanawiam, dlaczego ludzie zabijają się nawzajem.Ktoś musi coś wiedzieć na ten temat.Malone postanowił sypnąć do wody odrobinę zanęty.–„Peregrynacje herosa”, o których pan wspomniał.Wiem coś na ten temat.Są to wskazówki prowadzące do biblioteki.– Zawiesił na chwilę głos.– Hipotetycznie.–O tak, prowadzą.Niech mi pan wierzy.Inni już tam byli.Nigdy nie spotkałem ani nie rozmawiałem z żadnym z nich, ale słyszałem o ich doświadczeniach.„Peregrynacje herosa” są prawdziwe, tak samo jak prawdziwi są gwardianie.Kolejne kluczowe słowo.Ten człowiek był nieźle poinformowany.Malone z powrotem skierował uwagę na ciepłą angielską bułeczkę, którą umoczył w dżemie śliwkowym.–Co możemy zrobić dla siebie nawzajem?–Może wytłumaczyłby mi pan, dlaczego pojechał do Bainbridge Hall?–Epifania Świętego Hieronima.–No, wreszcie coś nowego.Mógłby pan to bliżej wyjaśnić?–Skąd pan pochodzi? – zapytał nagle Malone.McCollum zachichotał.–Ciągle mnie pan bada? W porządku, pobawię się razem z panem.Urodziłem się we wspaniałym stanie Kentucky.Louisville.A zanim zdąży pan zapytać… Nie, nie byłem w college’u.Zaciągnąłem się do armii.Służyłem w siłach specjalnych.–Załóżmy, że to sprawdzę.Czy w bazie danych znajduje się rekrut Jimmy McCollum? Niech pan spojrzy prawdzie w oczy.–Niechętnie to stwierdzam, ale jest tam mój paszport i akt urodzenia.Znajdzie pan tam również moje nazwisko.Swoje odsłużyłem.Przeniesienie do rezerwy z honorami.Ale jakie to wszystko ma znaczenie? Wydaje mi się, że liczy się tylko tu i teraz.–Jaki jest pański cel? – zapytał Malone.–Mam nadzieję, że zyskam bardzo dużo, kiedy uda mi się odnaleźć bibliotekę.Ale wciąż nie wiem, jakie są pańskie motywy.–Te „peregrynacje” mogą się okazać prawdziwym wyzwaniem.–W końcu powiedział pan coś, co ma sens.–Mam na myśli to, że są też inni, którzy szukają biblioteki.–Niech mi pan powie coś, czego nie wiem.–Może coś o Izraelczykach?Wychwycił moment, w którym w bystrych oczach McColluma pojawiło się zakłopotanie.Później powróciła niezachwiana pewność siebie, wraz z uśmiechem.–Uwielbiam wyzwania.Czas wyciągnąć z niego jakieś informacje.–Mamy Epifanię Świętego Hieronima [ Pobierz całość w formacie PDF ]