[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Proszę też pomyśleć o tym, jak bardzo musi się bać zbliżających się samotnych urodzin, życia we względnej izolacji.Przecież od urodzenia miała siostrę bliźniaczkę.Z całą pewnością czuje się samotna w stopniu, którego żadne z nas nie jest w stanie do końca pojąć.Próbuję się nie rozpłakać.Kellaway ciągnie:– Musi być głęboko zdezorientowana.Poza tym bliźniaczka, która przeżyła, może doświadczać poczucia winy i wyrzutów sumienia po śmierci siostry.Czuje się winna, że to ona została wybrana, by dalej żyć.To poczucie winy pogłębia się jeszcze bardziej, kiedy widzi smutek rodziców, zwłaszcza jeśli ci rodzice są skłóceni.Więc po czymś takim często dochodzi do rozwodu.Niestety to uniwersalna zasada.Spogląda na mnie.Widać, że czeka na odpowiedź.– Nie kłócimy się.– To wszystko, co mogę z siebie wydusić.Dość słabym głosem.– To znaczy… może się kłóciliśmy, nasze małżeństwo przeszło… no wie pan… ciężki okres, ale mamy to już za sobą.Nie kłócimy się przy córeczce.Nie wydaje mi się.Nie.Kellaway przechodzi do drugiego okna i spogląda na uliczne latarnie.– Poczucie winy, żałoba i nagła, przytłaczająca samotność… wszystko to razem może wytrącić z równowagi psychikę bliźniaczki, która przeżyła, w dość wyjątkowy sposób.Jeśli przestudiuje pani, jak ja, literaturę poświęconą bliźniętom, które utraciły brata albo siostrę, znajdzie pani wiele przykładów.Kiedy jedno z bliźniąt umiera, drugie przejmuje jego charakterystyczne cechy, u p o d a b n ia się do tego, które zmarło.W ramach pewnych amerykańskich badań zajmowano się bliźniakiem, którego brat zmarł w wieku dwunastu lat.Ten, który przeżył, tak bardzo upodobnił się do zmarłego brata, że rodzice byli przekonani, że ich żyjący syn, jak to wyrazili, nosi w sobie ducha zmarłego brata.Kolejny przykład: nastoletnia bliźniaczka, która straciła siostrę, z własnej woli przejęła jej imię, żeby – odwraca się trochę, patrzy na mnie – przestać być sobą.Dokładnie tak się wyraziła, chciała p r z e s t a ć by ć s o bą.Chciała b yć swoją zmarłą siostrą.Chwila milczenia.Muszę coś powiedzieć.– Czyli wnioskuje pan, że Kirstie to Kirstie, ale – usiłuję panować nad głosem – ale udaje, że jest Lydią, albo wydaje jej się, że jest Lydią, bo chce sobie poradzić z poczuciem winy i straty?– Według mnie to bardzo prawdopodobne.I dalej nie będę w stanie się posunąć bez odpowiednich konsultacji.– A co z psem? Co z Beanym?Kellaway podchodzi do obrotowego krzesła, siada.– Sprawa z psem jest rzeczywiście dziwna.Tak.Do pewnego stopnia.I oczywiście ma pani rację: psy potrafią rozróżniać bliźnięta jednojajowe po zapachu, choć nie są tego w stanie dokonać nawet najlepsze testy DNA.Wiadomo jednak również, że bliźnięta, które straciły brata albo siostrę, często wytwarzają bardzo bliskie więzi ze zwierzętami.Zwierzę zastępuje im zmarłego brata albo siostrę.Więc stawiałbym na to, że Kirstie i Beany nawiązali taką właśnie głębszą więź i w reakcji na to Beany zaczął się zachowywać inaczej.Po szybie spływają ciężkie krople deszczu.Jestem zdezorientowana.Już prawie uwierzyłam, że moja ukochana Lydia wróciła, a jednak wygląda na to, że to Kirstie żyje.Wszystko sobie wyobraziłam.Wszystko.I Kirstie też? Przeżyłam ten ból na próżno.– Co mam teraz robić, doktorze Kellaway? Jak mam sobie radzić z jej zagubieniem? Z jej żałobą?– Proszę próbować zachowywać się normalnie.Robić dalej to co teraz.– Powinnam powiedzieć o tym mężowi?– To zależy od pani.Może lepiej byłoby to zostawić, ale oczywiście to do pani należy decyzja.– A potem? Co będzie potem?– Trudno powiedzieć na pewno.Powiedziałbym jednak, że te zaburzenia miną, kiedy Kirstie się przekona, że wciąż uważa ją pani za Kirstie, wciąż kocha ją pani jako Kirstie i nie wini jej pani za to, że jest Kirstie.Wtedy znów stanie się Kirstie.Wygłasza to jak jakieś podsumowanie.Z jakąś stanowczością.Najwyraźniej konsultacja dobiegła końca.Odprowadza mnie do drzwi i podaje mi płaszcz przeciwdeszczowy, jak portier w eleganckim hotelu.A potem dodaje znacznie swobodniejszym tonem:– Zapisała pani Kirstie do nowej szkoły?– Tak.Zaczyna w przyszłym tygodniu.Chcieliśmy mieć trochę czasu, żeby się przystosować.No wie pan…– To dobrze.To dobrze.Szkoła jest istotnym elementem powrotu do normalności.Mam nadzieję… i jestem przekonany, że po kilku tygodniach zacznie nawiązywać nowe przyjaźnie i ten stan dezorientacji minie.– Uśmiecha się do mnie blado, ale chyba szczerze.– Wiem, że to musi być dla pani okrutne.Niemal nie do zniesienia.– Przerywa na chwilę, jego spojrzenie spotyka się z moim.– Jak sobie pani radzi? Nie mówiła pani nic o sobie.Ma pani za sobą niewiarygodnie traumatyczny rok.– Ja?– Tak.Pani.To pytanie zbija mnie z tropu.Wpatruję się w jego twarz, w jego łagodny, profesjonalny uśmiech.– Chyba całkiem w porządku.Przeprowadzka pozwoliła mi się od tego oderwać, ale podoba mi się to.Myślę, że to chyba zadziała.Chcę tylko, żeby to wszystko się już skończyło.Znów kiwa głową.Patrzy na mnie w zamyśleniu zza okularów.– Proszę się do mnie odzywać.Miłego wieczoru, pani Moorcroft.I to by było na tyle [ Pobierz całość w formacie PDF ]