[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nathan znajdował się po jej lewej ręce.Rzucił się na jednego z napastników, by udaremnić jego pchniecie.Ten odparował je potężnym ciosem klingi.Stalowe ostrze pękło u nasady, ale Hiszpan miał w drugiej ręce sztylet i wbił go w ramię Nathana aż po rękojeść.Wyszarpnął nóż z rany i z pewnością posłużyłby się nim ponownie, gdyby nie cienka stalowa klinga, która pojawiła się nie wiedzieć skąd.Sztylet Hiszpana zawirował w powietrzu i przeleciał przez pokład wraz z odciętą dłonią, która nadal zaciskała się na rękojeści.- Ciągle się spotykamy w takich okolicznościach, kochanie - powiedział Varian, błyskając zębami w uśmiechu.- Może by zerwać z tą tradycją?Stanął przy Juliet i ramię w ramię stawili czoło napastnikom.Twarz miał zakrwawioną, krezę zgubił, odcięty rękaw kubraka zwisał, ukazując głęboką krwawą lysę na ramieniu.Krwawił także z rany na udzie, ale wytrwale torował dziewczynie drogę do schodków.Gdy do nich dotarli, Juliet wbiegła na pokład rufowy.Członkowie jej załogi rozhuśtali liny i zapędzili w kozi róg jakiegoś olbrzyma.Tymczasem na drugim końcu pokładu hiszpański oficer w stalowym pancerzu ustawiał coś na balustradzie.Juliet w pierwszej chwili nie zorientowała się, co on robi.Gdy się odwrócił, ujrzała w jego ręku długi mosiężny uchwyt nabitego falkonetu.Żelazna lufa wycelowana była w wanty, do których przywiązano Gabriela.Juliet dostrzegła syczący lont.Widziała usta Hiszpana rozciągające się w szerokim uśmiechu.Do jej uszu dotarło coś, co przypominało ściszone, zniekształcone przekleństwo.Ujrzała też pozbawione blasku czarne oczy spoglądające na nią spod wygiętej krawędzi hełmu i natychmiast poznała Cristóbala Recaldego.Szok sparaliżował ją na chwilę, a Hiszpan wykorzystał ten moment, by zademonstrować dziewczynie, jak z rozmysłem przykłada płonący lont do spłonki.Juliet usłyszała własny krzyk.Wiedziała, że nogi same niosą ją ku nieprzyjacielowi, ale kroki wydawały się zbyt powolne, a stopy tak ciężkie, jakby grzęzła w ruchomych piaskach.Wydawało jej się, że czas zwolnił swój bieg.Gabriel odwrócił się, krople potu na jego czole zalśniły.Oczy rodzeństwa spotkały się na chwilę, która wydawała się trwać całą wieczność.Wypełniały ją oderwane wspomnienia z dzieciństwa.Porozumiewawcze gesty, wspólny śmiech, dziecięce psoty - przekora i miłość.Zmiażdżone wargi Gabriela poruszały się, mówił jej coś, czego Juliet nie mogła dosłyszeć.I nagle znów biegła.Uniosła się w powietrzu, uderzyła z całej siły w pierś i bark Hiszpana w tym samym momencie, gdy syczący lont dotknął prochu.Niemal uwierzyła w to, że odepchnęła Recaldego i zapobiegła nieszczęściu, gdy nastąpił wybuch.Ujrzała lśniące żelazne kulki wylatujące z paszczy falkonetu.Ale zamiast poszybować w stronę want, do których przywiązano Gabriela, godziły prosto w jej pierś.Skoro tylko „Żelazna Róża” otworzyła ogień, wszystkie trzy galeony rozwinęły żagle i ruszyły do ataku.Pierwszy z nich wykonywał właśnie obrót, by poczęstować wroga salwą burtową, kiedy stojąca u steru „Mściciela” Isabeau zagrodziła mu drogę.Kanonierzy na obu żaglowcach byli gotowi do akcji, ale statek kaperski był znacznie lżejszy, szybszy i zuchwalszy od hiszpańskiego galeonu, toteż działa „Mściciela” prędko się rozprawiły z relingami i otworami działowymi w lewej burcie przeciwnika, wybijając przy okazji wielkie dziury w pokładach i wywracając lawety, których nie mogły podtrzymać pogruchotane kliny.Hiszpański galeon zrewanżował się, strzelając do marsli „Mściciela”, ale były już zwinięte, więc niewiele im to zaszkodziło.Mimo to statek Wilka odpowiedział na afront, nacierając na przeciwnika i racząc go niejedną ognistą salwą wymierzoną w dziób.Znajdująca się tam wysoka wieżyczka rozpadła się, a oba statki znikły w obłokach dymu.Przedarłszy się przez żółtą siarczaną mgłę, Isabeau kazała poluzować żagle i znowu zatoczyła koło, tym razem nieco mniejsze.Wiedziała, że największym zagrożeniem sanie salwy z dział galeonu, zgoła nieszkodliwe przy odległości mniejszej niż trzysta metrów, ale sprawność strzelców, którzy obsiedli relingi i reje niczym stada czerwonych mrówek.Jeśli odległość między „Żelazna Różą” i „Herosem” jeszcze się zmniejszy, wystrzelają wszystkich dzielnych członków jednej i drugiej załogi.Beau powierzyła ster Luciferowi, a „Mściciel” ruszył znów do ataku, znacząc wyraźny ślad na błękitnej wodzie.Tym razem grad pocisków łańcuchowych i kar-taczy spadł na górny pokład wroga, a zwłaszcza na maszty i reje.Po wieżyczce na dziobie nie zostało ani śladu.Kawałki desek fruwały w powietrzu, ciała zabitych wyrzucały w powietrze serie następujących po sobie wybuchów.Eksplozje przypominały uderzające raz po raz błyskawice w czasie burzy.Pomarańczowe płomienie pełzały po pokładzie.Zdumiewające! Czy takie spustoszenie mogło być wynikiem jednej kanonady? Beau wiedziała wprawdzie, że załoga jej męża jest niesłychanie sprawna, ale chyba nawet ona nie potrafiłaby zaatakować galeonu równocześnie z obu stron!W tej chwili z obłoków dymu wyłonił się drugi statek - sprawca tego pogromu.Rozpoznawszy go, Isabeau zdziwiła się niezmiernie.Nie była to wcale „Gołębica”, której się spodziewała! Miała przed sobą groźnego, choć nieco sfatygowanego „Pogromcę”, którego rudowłosy kapitan stał oparty o maszt i energicznie wymachując pięścią, domagał się następnej serii pocisków zapalających.- To panicz Jonas! - oznajmił Lucifer, uśmiechając się szeroko.- Popatrzcie tylko, kogo ze sobą przy taszczył!Wielki czarny Cimaroon raz jeszcze uśmiechnął się szeroko i nie zważając na mgłę, wskazał palcem na północ.„Christiana” Geoffreya Pitta, ze Spitem McCutcheonem u steru, zmierzała ku nim, prowadząc za sobą trzy inne statki kaperskie.Druga para żaglowców - najwidoczniej towarzysząca „Pogromcy”-prześcignęła go i puściła się w pogoń za dwoma pozostałymi galeonami, które usiłowały zawrócić i dołączyć do konwoju.Isabeau usłyszała plusk wody pod jeszcze jednym kilem i od strony rufy ujrzała zbliżającą się szybko „Gołębicę”.Widziała stojącego na pokładzie rufowym Simona.Wziął się pod boki, a długie czarne włosy powiewały na wietrze.Powiadomił Lucifera za pomocą sygnałów, co zamierza uczynić, i oddalił się, zmierzając ku „Żelaznej Róży”.Zdążył jednak przekazać Isabeau całkiem inny znak, który sprawił, że oblała się rumieńcem.Gdy zwróciła się do sternika, by wydać mu nowe rozkazy, w jej głosie była nutka wyzwania.Na schodach Varian był o krok za Juliet.Jednym spojrzeniem ocenił sytuację na pokładzie rufowym, nie zdążył jednak powstrzymać dziewczyny, gdy jak szalona rzuciła się na falkonet, który właśnie miał wystrzelić.Wydarzenia nastąpiły po sobie tak błyskawicznie, że nieomal równocześnie.W jednej chwili Juliet była tuż przed nim, a potem rzuciła się na Recaldego i przygniotła go do relingu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]