[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mój chłopcze - ciągnął markiz, a łagodne brzmienie jego głosu natychmiast przykułouwagę Hawka.- Z ochotą zapewnisz fundusze siostrom swojej Ŝony, jak równieŜ przeprosiszFrances za to, jak ohydnie się w stosunku do niej zachowałeś.- Hawk bardzo powoli iostroŜnie połoŜył na stole kij bilardowy.Nie odzywał się.- Wiesz, drogi chłopcze, wydaje misię, Ŝe Frances w całej swej prostoduszności dała ci doskonałą okazję, być mógł odsunąć jąnieco w cień.Zastanawiam się, dlaczego poczułeś się do tego przymuszony.- A więc przybiegła z tym do ciebie, tak?- Prawdę powiedziawszy, nie.Nie ona.Otis, mój chłopcze, powiedział mi o tym.-Hawk bąknął coś pod nosem o zdrajcach wśród słuŜby, a markiz jedynie nieznacznie się na touśmiechnął.- Gdy wytropiłem twoją Ŝonę, nie pozwoliła mi sobie towarzyszyć.- Nic dziwnego - westchnął Hawk.- Wiesz, ona jest bardzo dumna.- Jest wstrętną babą!- Dlaczego, mój drogi chłopcze? Dlaczego tak bardzo ją zraniłeś?Niech szlag trafi starego za jego spostrzegawczość, pomyślał Hawk, a potem usłyszałwłasny głos: - Wkrótce wyjeŜdŜam z Desborough Hall i nie chcę, Ŝeby trzy baby jechały zemną do Londynu.- Sugerowałbym, Ŝebyś się lepiej zastanowił nad tym, co zamierzasz.- Do diabła! - krzyknął Hawk, waląc pięścią w blat niewielkiego stolika, który spadł iroztrzaskał się.Hawk obojętnie popatrzył na jego szczątki.- Przeproszę ją, dam jej pieniądze, którychŜąda ode mnie dla swoich durnych siostrzyczek, ale nie zamierzam być ich przewodnikiem poLondynie! Jeśli ma ochotę, moŜe zabrać je do Yorku albo nawet do Harrowgate.Jest tam całamasa idiotycznych atrakcji dla nich!- Czy mogę ci zasugerować, Ŝebyś przeprosił ją jak najszybciej? Wspominała coś oszantaŜu.- O szantaŜu?! Dlaczego? PrzecieŜ to jakiś non - sens!- Chodzi o twoją kochankę, Hawk.- To sekutnica.- Kto jest sekutnica? Twoja kochanka, drogi chłopcze?- Nie, Frances - warknął Hawk.- To prawda, Ŝe jest krnąbrna i bardzo niezaleŜna, ale Ŝeby zaraz sekutnica? Zpewnością przesadzasz, chłopcze.MoŜe dlatego, Ŝe chcesz chronić siebie?Hawk zaklął kwieciście i głośno tupiąc wyszedł z pokoju.Markiz wziął do ręki kij i ze znawstwem zaczął grać w bilard.*Hawk, przynajmniej na chwilę, zapomniał o tym, Ŝe miał wracać do Londynu.Tejnocy Latający Dawid nagle zachorował, a Frances, blada i wymizerowana ze zgryzoty,spędziła w jego boksie całą noc aŜ do świtu.Hawk nie mógł, ot tak, zignorować całej sytuacji.Nie był przecieŜ aŜ taką kanalią.Obserwował troskę, z jaką zajmowała się koniem, który ufałjej i spokojnie poddawał się wszelkim jej zabiegom.- Wyjdzie z tego - zwrócił się Belvis do Hawka, przeciągając się.- Lady Frances marękę do koni.Nigdy bym nie uwierzył, Ŝe kobieta.CóŜ, ta sytuacja kładzie kres moimbezsensownym wątpliwościom.Zastanawiam się, co się stało, Ŝe się nagle tak bardzorozchorował.Lady Frances mówi, Ŝe to na pewno od czegoś, co zjadł, ale jego karmienie jestnadzorowane i sprawdzane.To nie to, to nie ma sensu.- Zmęczony Belvis pokręcił głową, apotem dodał, uśmiechając się blado: - Jest pan szczęściarzem.Co na to odpowiedzieć, zastanawiał się Hawk, sam wykończony.Frances nie chciała zostawić Latającego Dawida samego, ale nad ranem była juŜ takzmęczona, Ŝe niemal przy nim zasypiała.- Chodź, Frances - powiedział Hawk, biorąc ją pod ramię i pomagając wstać.-Latający Dawid ma się juŜ lepiej, jest w zdecydowanie lepszej kondycji niŜ ty.Czas, Ŝebyśsię połoŜyła.Ze zmęczenia kręciło się jej w głowie, ale była teŜ z siebie bardzo dumna.- Będzie Ŝył - powiedziała usatysfakcjonowana i obdarzyła męŜa olśniewającymuśmiechem.Miała podkrąŜone oczy, włosy skołtunione, suknię pogniecioną i brudną, a Hawkpoczuł, Ŝe gdzieś głęboko w nim coś drgnęło.- Najpierw zjesz śniadanie - powiedział sztywno - a potem połoŜysz się do łóŜka.Dochodzi juŜ dziewiąta rano.- Nie jestem głodna, tylko zmęczona.Frances szła wolno, więc Hawk zwolnił nieco kroku.Gdy szli do domu, kilkakrotniezakręciło się jej w głowie i zachwiała się.Hawk podał jej ramię, a potem powiedział dośćopryskliwym tonem: - Przepraszam, Ŝe byłem nieuprzejmy wobec ciebie.Oczywiście będęuradowany, mogąc gościć tu twoje siostry.Zapłacę takŜe za nowe suknie dla nich i zawszystko, czego będą potrzebowały.Udało się, powiedział to.Z nadzieją czekał, by ujrzeć cudowny uśmiech na jej twarzy,ale ku jego wielkiemu rozczarowaniu Frances zamarła.- Myślę, Ŝe nie, panie - powiedziała spokojnie.- Mam zamiar sama zapłacić za ichnowe suknie.Oczywiście dziękuję ci bardzo za to, Ŝe pozwalasz tym dwóm małymbezdomnym istotkom zatrzymać się w twoim domu.- Nie masz pieniędzy, Frances, a przynajmniej nie tyle, Ŝeby móc zapłacić za więcejniŜ jeden strój dla kaŜdej z nich.Machnęła mu ręką tuŜ przed nosem.- Mój pierścionek jest bardzo wartościowy.Hawk wściekł się.- Nie zrobisz tego!- CzyŜ ten pierścionek nie jest mój?- To pamiątka rodzinna i jest wart duŜo więcej niŜ pieniądze, które moŜna by za niegodostać.Zabraniam ci go sprzedawać, Frances!Frances zatrzymała się, odsunęła od Hawka i urywanym głosem powiedziała: -MoŜesz iść do diabła, panie.Domyślam się, Ŝe ten diabeł jest w Londynie.Zdaje się, Ŝe totylko jeden dzień drogi stąd.Dlaczego się zaraz stąd nie zabierzesz?- Tylko dlatego, Ŝe jesteś teraz zbyt zmęczona, nie potrząsnę tobą tak, Ŝebyzadzwoniły wszystkie zęby.Nie prowokuj mnie, Frances.- Aha, to więc jest twoje poczucie uczciwej walki, panie? Nie atakujesz przeciwnika,jeśli on nie jest w stanie walczyć?- Masz mówić do mnie „Hawk”, do jasnej cholery! Uczciwa walka nie ma tu nic dorzeczy.Nie sprzedasz tego pierścionka i koniec dyskusji na ten temat.- Obrzuciła goprzeciągłym spojrzeniem i zacisnęła usta.- Frances - zaczął.Znał ją na tyle dobrze, byrozpoznać, Ŝe postanowiła upierać się przy swoim.Zignorowała go i przyspieszyła kroku, ale zatrzymała się gwałtownie, gdy spostrzegładwa pokryte pyłem powozy podjeŜdŜające pod dom.- Kogo u diabła.- odezwał się Hawk.Frances obserwowała elegancko ubranego męŜczyznę, który wysiadł z pierwszegopowozu, odwrócił się i podał rękę wysiadającej za nim damie.- Mój BoŜe! - powiedział Hawk.- To Edmund, lord Chalmers, i moja siostra Beatrice!- Hawk podszedł do nich z wyciągniętymi ramionami.- Dobry BoŜe, jest tak wcześnie.Jakudało ci się wyciągnąć Bea.Nie skończył, bo Beatrice przerwała mu, odzywając się władczym głosem: - Witaj,Philipie.Wszystko tu wygląda tak jak zawsze.O BoŜe, ojciec jest tutaj? A to? Kto to jest, mójdrogi bracie?Hawk odwrócił się i dostrzegł palec siostry wskazujący na Frances, która stała tuŜ zanimi i wyglądała jak brudna słuŜąca.Głęboko odetchnął i powiedział: - Frances, podejdź tutaj, moja droga.To moja Ŝona -dodał.- Śpi w stajni? To bardzo dziwne, ale zwaŜywszy jej wygląd, wcale nie jestem aŜ takbardzo zdziwiona.Niemniej jednak.- Opiekowała się chorym koniem - wyjaśnił krótko Hawk, przerywając siostrze.- Bardzo dziwne - powtórzyła Beatrice.- Ty teŜ nie wyglądasz najlepiej, przyjacielu - odezwał się Edmund.- Koń przeŜyje?- Tak.Frances ma prawdziwy talent do uzdrawiania koni - powiedział Hawk i obróciłsię do Frances stojącej przy jego boku.Hawk dokonał prezentacji, a potem Frances, uśmiechając się lekko, powiedziała: - Niemogę pozwolić, by ktoś z was zbliŜył się do mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]