[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Austin położył bloczek na masce auta, napisał sporo wskazówek i naszkicował mapę.Podkreślił słowa „Kopalnia złota”.Baltazar wyciągnął rękę.Austin włożył kartkę do swojego hełmu.- Sam powiedziałeś, że to nie może być zbyt łatwe.Wiedział, że Baltazar może kazać swoim ludziom rzucić się na niego, zabrać mu mapę i zepchnąć go do wąwozu.Ale liczył na to, że wyolbrzymione ego Baltazara nie pozwoli mu zepsuć przedstawienia, które zorganizował dla swoich podwładnych.- Czas, żebyś pokazał, na co cię stać, Austin.W oczach Baltazara zapłonęła taka zawziętość, że mógłby podpalić wzrokiem las.Odwrócił się na pięcie i pomaszerował do swojego konia.Dosiadł siwka z niewiarygodną łatwością.Giermek trzymał wodze.Był wielkim mężczyzną ubranym w szkarłatny strój z kapturem i stał tyłem do Austina.Odwrócił się i spojrzał na niego.Austin rozpoznał zabójcę z dziecinną twarzą.Adriano się uśmiechnął i wskazał bentleya.Wymowny gest oznaczał, że jeśli Austin zostanie pokonany, Adriano zajmie się Cariną.Baltazar dźgnął konia ostrogami.Przegalopował przez most i obrócił rumaka przodem do Austina.Kurt podszedł do Śmiałka i wspiął się na siodło.Nie był przyzwyczajony do ciężaru kolczugi i poruszał się dużo mniej zwinnie niż Baltazar.Giermek podał mu hełm i powiedział, żeby cały czas miał schyloną głowę, jeśli chce coś widzieć przez szczeliny na oczy.Następnie, wręczając mu tarczę i kopię, poinstruował, jak je trzymać.- Obserwuj proporczyk przy końcu drzewca - dodał.- Będziesz znał pozycję grota.- Masz jeszcze jakieś rady? - zadudnił w hełmie głos Austina.- Owszem.Pozwól koniowi robić swoje, pamiętaj o trzecim starciu i módl się o cud.Klepnął Śmiałka lekko w bok i wielki ogier ruszył z kopyta.Kurt spróbował zatoczyć nim krąg.Wierzchowiec posłusznie reagował na szturchnięcia kolanami.Ciężki rynsztunek był niewygodny, ale siodło miało wysoki tylny łęk i dawało jakie takie oparcie.Krótka jazda próbna szybko dobiegła końca.Ubrany na zielono herold zadął w trąbkę, dając sygnał do gotowości.Austin obrócił konia przodem do Baltazara.Drugi dźwięk trąbki nakazywał opuszczenie kopii.Sekundę potem rozległ się trzeci.Baltazar dźgnął siwka ostrogami tuż przed ostatnim sygnałem.Austin zrobił to samo zaledwie moment później.Wierzchowce przyśpieszyły do galopu, grudy ziemi wzbiły się w powietrze niczym spłoszone ptaki.Masywne zwierzęta pędziły ku sobie z tętentem kopyt, wioząc na grzbietach dwie szarżujące postacie w metalowych strojach.47Gamay i Zavala opadali w dół wzdłuż liny boi pozycyjnej, wykonując szybkie nożycowe ruchy nogami.Przejrzystość wody na powierzchni jeziora okazała się zwodnicza.Zielonkawo-brunatna toń pociemniała wkrótce tak, że widoczność spadła do paru metrów.Snopy światła dwóch latarek ledwo rozpraszały mrok, żółte „mokre” skafandry straciły jaskrawą barwę.Zawisnęli kilkadziesiąt centymetrów nad dnem, żeby nie poderwać do góry oślepiającej chmury mułu.Spojrzeli na kompas i skierowali się na zachód.Po jakimś czasie zobaczyli przed sobą cień.Blask latarek wyłowił z ciemności pionową powierzchnię, na której rozróżnili kamienne płyty.Piętrowy budynek hotelu porastała na zewnątrz roślinność podobna do szpinaku.Przez otwory okienne bez szyb, przypominające puste oczodoły, śmigały ryby.W słuchawkach podwodnego komunikatora Zavali rozległ się głos Kaczora Donalda.- Witamy w gościnnym hotelu Gold Stream - odezwała się Gamay.- Każdy pokój jest z widokiem na wodę - odparł Zavala.- To chyba nie sezon.Nikogo tu nie ma.Choć budynek nie był wielki, mansardowy dach i kamienne ściany nadawały mu okazały wygląd.Kiedy przepłynęli nad frontowym gankiem, portyk się zawalił.Zielony szlam pokrywał gnijącą drewnianą werandę, na której w minionej epoce goście hotelowi siadywali w bujanych fotelach, by pooddychać świeżym wiejskim powietrzem.Zajrzeli do środka.Wewnątrz panowała niemal nieprzenikniona ciemność, przez skafandry poczuli zimno.Okrążyli budynek.Zavala oświetlił parterową przybudówkę z tyłu hotelu.- Tu mogły być kuchnia i zaplecze.- Chyba masz rację - przytaknęła Gamay.- Z dachu wystaje coś podobnego do rury od pieca.Popłynęli w dół łagodnego zbocza, gdzie trawę zastąpiła roślinność słodkowodna.Dotarli do szerokich kamiennych stopni.U stóp schodów ciągnęło się kamienne nabrzeże.Cumowano przy nim łodzie kursujące do groty.Granitowe pachołki wciąż stały na swoich miejscach.Dwoje nurków zapuściło się w głąb jaskini.Stalaktyty i stalagmity były starte jak zęby starego psa, roślinność wodna pozbawiła ich dawnych żywych barw [ Pobierz całość w formacie PDF ]