[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rodzina składała się z żony Misia (przekręcone z Missis pan) Petrony, którą nazywał "chinką" i dwóch córek, już dorosłych, które kształciły się na pensji w Buenos Ayres, ale wróciwszy do domu odzyskały w części pierwotne prostactwo.Majątek Madariagi był olbrzymi.Od samego przyjazdu do Ameryki osiedlił się na wsi, kiedy biali nie odważali się jeszcze mieszkać po za obrębem miast, z obawy dzielnych Indjan.Pierwsze pieniądze zarobił jako odważny handlarz, przewożąc towary na wózku z osiedla do osiedla.Zabijał Indjan i dwa razy był ranny; spędził czas jakiś w niewoli u nich i wkońcu zaprzyjaźnił się z jednym z krajowców.Za to, co zarobił, skupował ziemię, ile się dało, najwięcej ziemi, poświęciwszy się wyłącznie hodowli bydła, które musiał bronić z karabinem w ręku od piratów z prerji.Potem ożenił się ze swoją "chiną" młodą metyską, która chodziła boso, ale od rodziców otrzymała rozległe grunta.Ci żyli w ubóstwie prawie dzikiem na swoich posiadłościach, które z tru- dem w ciągu kilku dni można było zaledwie obejść.Potem, gdy rząd wypędził Indjan aż po same granice i zaczął sprzedawać bezpańskie grunta — uważając za czyn patrjotyczny, jeżeli kto chciał je nabywać — Madariaga skupował i skupował za marne pieniądze olbrzymie przestrzenie.Nabywać ziemię i zapełniać ją zwierzętami, było celem jego życia.Czasem, galopując w towarzystwie Desnoyersa przez swe niezmierzone pola, nie mógł powstrzymać uczucia dumy.— Słuchaj no, gabacho.Powiadają, że tam u was są kraje nie większe od moich gruntów.Czy to prawda?Francuz potwierdził.Posiadłości Madariagi przewyższały obszarami swymi nie jedno Księstwo.To wprawiało w dobry humor hodowcę.— W takim razie nie byłoby w tem nic głupiego, gdybym któregoś dnia ogłosił się królem.Przedstaw sobie, gabacho.Don Madariago pierwszy! To tylko bieda, że moja chinka nie chce mnie obdarzyć synem.To jałowa krowa.Sława jego rozległych posiadłości i jego bogactw w gotowiźnie doszła aż do Buenos Ayres.Wszyscy znali Madariagę z nazwiska, chociaż mało kto go widział.Gdy przyjeżdżał do stolicy, nie zwracał niczyjej uwagi swym chłopskim wyglądem, w tych samych gietrach (kamaszach), jakich używał w pola, we wzdętej na plecach ponszy (płaszcz) i ze sterczącymi nad nią jak rogi końcami krawata, dręczycielskiej ozdoby, jaką mu narzucały córki, napróżno usiłujące zawiązać go kochającemi rękoma, aby się zbytnio nie buntował.Pewnego dnia, wszedł do gabinetu najbogatszego w stolicy hurtownika.— Słyszałem, że pan potrzebuje wołów dla Europy i przychodzę sprzedać panu coś nie coś.Hurtownik spojrzał wyniośle na biednego gaucha.Niechby się porozumiał z jednym z jego urzędników; on nie traci czasu na takie drobne zakupy.Ale figlarny uśmiech chłopiny wzbudził jego ciekawość.— A ileż wołów możecie mi sprzedać, mój poczciwcze?— Ano, jakieś trzydzieści tysięcy, proszę pana.Dla potentata było to wystarczającem.Wstał od biurka i obleśnie podał tamtemu krzesło.— Chyba nie możesz być pan kim innym, niż senorem Madariaga?— Do usług Boskich i pańskich.Była to najświetniejsza chwila w jego życiu.W przedpokojach dyrektorów banku zaledwie wskazano mu krzesło, wątpiąc, żeby dygnitarz, znajdujący się po drugiej stronie drzwi, raczył go przyjąć.Ale skoro tylko zadźwięczało jego nazwisko, sam dygnitarz biegł otworzyć.A biedny urzędnik baraniał ze zdumienia, usłyszawszy, jak gaucho wchodząc mówił w rodzaju powitania:— Przychodzę, żebyście mi dali trzysta tysięcy pesów.* Mam paszy pod dostatkiem i chciałbym dokupić coś nie coś pola, żeby je użyźnić.----------------* Peso duro, moneta równająca się dolarowi amerykańskiemu, a więc wartości przedwojennych dwuch rubli (przyp.tłum).Jego charakter nierówny i sprzeczny odnosił się dc ludzi zamieszkujących jego ziemię z okropną i dobroduszną tyranją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]