[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli dobrze zrozumiałem, kazał wpisać do ksiąg nieistniejący kawałek gruntu, przez dwa lata opła-cał z tego tytułu podatki, po czym zamienił go na winnicę i zrobiwszy w konia nowego właściciela, wykręcił się sianem.Albo też sam przypisałem mu tę historię, a akta sądowe te-mu nie zaprzeczyły.Solidnie się napociłem, by zebrać całą historię do kupy, którą fragmentarycznie potwierdzały tylko pojedyncze rejestry.Bardzo się ucieszyłem, gdy jej potwier-dzenie znalazłem także w innych źródłach.Budak z zebranych winogron zaczął w cudzej tłoczarni wyrabiać wino i pokątnie je sprzedawać.Z rozbawieniem przeczytałem, że gdy ludzie, których wykorzystywał w tym procederze, obrzucili go przed sądem oskarżeniami, zaatakował ich jeszcze zacieklej niż oni jego.Potem dowiedziałem się, że kazał wybudować w Gebze mały meczet.I w końcu ze zdziwieniem przypomniałem sobie, że w książce o sławnych ludziach z Gebze mój nauczyciel historii poświęcił temu człowiekowi i ufundowanej przez niego świątyni kilka stron.Budak w jego wyobrażeniach był1 Akce — dosł.bielutki, srebrna moneta z czasów Imperium Osmańskiego, w Europie zwana asper.146kimś zupełnie innym niż w moich.W tamtej książce figurowałobywatel Imperium Osmańskiego: solidny, godny szacunku, którego portret mógłby z powodzeniem znaleźć się na stronicach podręcznika historii.Z kolei mój Budak był sprytnym, zręcznym kombinatorem.Zacząłem się właśnie zastanawiać, czy mógłbym rozwinąć na tej podstawie nową bogatszą opowieść, której nie przeczyłyby akta, gdy Ryza poinformowałmnie o przerwie obiadowej.Wyszedłem.Na dawny bazar doszedłem wąskim przej-ściem obrośniętym pnączem, by uniknąć upału panującego na nowych ulicach.Zawędrowałem aż do meczetu.Było bardzo gorąco, na dziedzińcu ani żywej duszy.Tylko z pobliskiego warsztatu blacharskiego dochodził stukot młotka.Zawróci-łem w stronę kawiarni, bo nie chciałem od razu jeść obiadu.Gdy mijałem jedną z przecznic, jakiś dzieciak zawołał za mną:„Grubas!".Nie obejrzałem się, by sprawdzić, czy inni się śmieją.Wszedłem do kawiarni.Poprosiłem o herbatę, zapaliłem papierosa i zacząłem się zastanawiać, na czym polega zawód historyka.To musiało być coś więcej niż tylko pisanie i wiązanie w jedną opowieść róż-nych faktów.Można by to określić tak: szukamy przyczyny całej masy wydarzeń, następnie wyjaśniamy te wydarzenia za pomocą innych wydarzeń, a potem życia nam nie starcza, by te inne wydarzenia wyjaśnić jeszcze za pomocą innych.Jeste-śmy zmuszeni zakończyć pracę w jakimś punkcie, w którym podejmą ją inni, przy czym przystępując do niej, oświadczają, że my wyjaśniliśmy te wydarzenia za pomocą niewłaściwych wydarzeń.Ja postąpiłem tak samo, wspominając w mojej pracy doktorskiej, a później habilitacyjnej, o książkach moich poprzedników.I jestem przekonany, że miałem rację.Każdy niezmordowanie twierdzi, że opowieść była zupełnie inna lub że należy ją objaśniać za pomocą innej opowieści.A te inne, 147nowe opowieści są im oczywiście znane.Muszą tylko pójść do archiwum i je odnaleźć.I tak w chełpliwych publikacjach, na pompatycznych konferencjach demonstrujemy sobie nawzajem strojne w przypisy i biblioteczne sygnatury własne opowieści, odpieramy wzajemnie ataki i negując historie innych, staramy się dowieść, że nasze są lepsze.Zdenerwowałem się.Nakrzyczałem na chłopaka, że jeszcze nie podał herbaty.A potem, by się pocieszyć, pomyślałem sobie tak: na próżno się zamartwiasz, przecież twoje rozmyślania nad działaniami historyków są tylko jeszcze jedną opowieścią.Poza tym ktoś z powodzeniem mógłby powiedzieć, że histo-rycy zajmują się czymś zupełnie innym.Niektórzy zresztą tak właśnie twierdzą.Mówią, że badając przeszłość, możemy ustalić, co powinniśmy robić w teraźniejszości, mówią, że pro-dukując ideologie, zaszczepiamy ludziom fałszywe pojęcia na temat świata i ich samych.Uznałem, że trzeba byłoby jeszcze dodać, że zabawiamy ludzi, dostarczamy im rozrywki.Moim zdaniem najbardziej zaskakującym aspektem historii jest właś-nie jej rozrywkowy charakter.Ale moi koledzy po fachu, by nie naruszyć swego podkreślonego krawatem autorytetu, wolą ten zabawowy aspekt ukryć, wyraźnie zaznaczając, że różnią się od dzieci.Gdy w końcu podano mi herbatę, wrzuciłem do szklanki kostki cukru i patrzyłem, jak się rozpuszczają.Wypaliłem jeszcze jednego papierosa i poszedłem do restauracji [ Pobierz całość w formacie PDF ]