[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fenton nie zdążył się nawet zdziwić, że była tam i czekała na niego.Teraz już nic go nie dziwiło.Wiedział, że ma tylko poruszać się po ścieżce wyznaczonej specjalnie dla niego.Kerridis podeszła do Cama i po raz pierwszy poczuł na swojej materialnej dłoni jej pewny, choć delikatny uścisk.–Fenn-ton, powiedz mi, co się działo.–Bramy w skałach są zamknięte – odparł.Zakołysał się; poczuł nagle, że jest wycieńczony.Ile czasu upłynęło od chwili, kiedy stał zespolony z Kamieniem, słuchając śmiertelnych wrzasków żelazorów? Żaden z nich nie przejdzie już tamtą Bramą.Nigdy.–Wtargnęli do naszego świata.Ządali kobiet i łupów – powiedziała Kerridis.– A potem… nie pojawił się już ani jeden.Nasi wojownicy przygotowali się do ostatecznej rozprawy z nimi.– Kerridis wzięła Fentona za rękę i poprowadziła w dół do groty.W oddali usłyszał odgłosy bitwy, pobrzmiewały wojenne zawołania Alfarów i żelazorów.Stał z Kerridis na skalnej półce ponad główną grotą i obserwował bitwę.Wojownicy Alfarów wyrzynali żelazory vrillowymi mieczami.Nie przypomina to już w niczym samobójczej walki, którą przewidywała Irielle – stwierdziła Kerridis wsparta o Fentona.– Żelazory nie stawiły się w takiej liczbie, jak przypuszczaliśmy i jesteśmy je w stanie zwyciężyć… Spójrz! Spójrz! Są pokonane, zdziesiątkowane.Śmierć i ruina! Między nimi jest Pentarn…Z miejsca, w którym stał, Fenton dostrzegł postać Pentarna otoczonego przez żelazory.Byli jednak zbyt daleko, żeby cokolwiek usłyszeć.Głosy tonęły we wrzawie bitwy, ale kilka słów Pentarna dobiegło ich uszu.Nawoływał żelazory do ponownego natarcia.Stracił jednak u nich wszelki posłuch.Rozwścieczone odwróciły się w jego stronę i zaczęły go spychać na krawędź urwiska.Z całą pewnością domagały się przy tym wyjaśnienia przyczyn klęski w bitwie, do której je poprowadził obiecawszy łatwe zwycięstwo.Powietrze wokół Pentarna zawirowało.Raz jeszcze zamierzał skorzystać ze swego wyjścia awaryjnego przez dziurę w przestrzeni, jaką potrafił wyłamać w dowolnym miejscu.Cała wiedza przyswojona przez Fentona od momentu wejścia do Domu na Rozstajach złożyła się na decyzję, którą nagle podjął.W dalszym ciągu miał w kieszeni kawałek vrillu.Alfarowie używali tego materiału do wyrobu białej broni.Ale vrill, który istniał we wszystkich światach, był czymś więcej niż bronią.Był nawet czymś więcej niż kamieniem życia, którym zaleczano rany zadane przez żelazory.Vrill mógł leczyć nawet Bramy.Fenton wyszarpnął go z kieszeni i skierował w stronę Pentarna.Postąpił jak Jennifer ze szklaną różdżką, która również była zrobiona z vrillu, i maksymalnie się na nim skoncentrował.Zawirowanie w powietrzu ustało.Dziura zasyczała i zamknęła się; odcięła Pentarnowi drogę ucieczki.Ten odwrócił się, stanął twarzą w twarz z żelazorami, które najpierw powiódł do haniebnego podboju, a później na rzeź pod mieczami Alfarów.W ciągu kilku chwil rozszarpały go szponami i wdeptały jego szczątki w ziemię.Kerridis krzyknęła i przywarła twarzą do piersi Fentona.Przytulił ją mocno i pochylił się nad nią.Gdy wkrótce uniósł głowę, by się rozejrzeć, zobaczył już tylko czerwone plamy na ziemi i wojowników Alfarów dobijających resztę żelazorów.Po Pentarnie nie było śladu.Jego krew zmieszała się na ziemi z krwią wycinanych żelazorów.Fenton wzdrygnął się.Zdał sobie sprawę, że była to szybsza i bardziej litościwa śmierć od tej, jaką Pentarn zgotował swym ofiarom.Na pewno szybsza niż śmierć Amy Brittman.Oszołomiony spojrzał na vrill, który trzymał w dłoni.To on uwięził tu Pentarna, żeby stanął twarzą w twarz ze swoim losem.Fenton natomiast zlikwidował nielegalną dziurę w przestrzeni, która była dziełem jego analoga.Zostały już tylko legalne Bramy.Kerridis ujęła Fentona za rękę i wyprowadziła go z jaskini śmierci w jasność Czarodziejskiej Krainy.–Chciałbym zostać u Alfarów na zawsze – powiedział Joel Tarnsson.– Tutaj znalazłem szczęście.Będę jednak potrzebny w świecie mojego ojca.Moja matka była córką starego Króla.Moim obowiązkiem jest panować tam w jej imieniu i w końcu wykorzystać armię, którą mój ojciec zorganizował dla podboju, do jakichś lepszych celów.– Spojrzał na Findhala buntowniczo, a jednocześnie błagalnie.– Nie zdołam tego zrobić bez Irielle u boku.Dla dobra obu światów, czy pozwolisz jej pójść do mojego jako mojej żonie?Wielki Alfar westchnął i położył swe potężne dłonie na ramionach szczupłego młodzieńca.–Niech i tak będzie, chłopcze.Będzie mi jej brakowało, ale przecież każdy ojciec chowając ukochaną córkę pamięta, że kiedyś będzie musiał ją oddać innemu.Oboje pochodzicie ze światów pod słońcem.Myślę, że będziecie razem szczęśliwi.– Uśmiechnął się i dodał: – Weź ją z moim błogosławieństwem, Joelu Tarnssonie, ale pozwól jej przychodzić do nas czasami, kiedy księżyc będzie w pełni, a Bramy otwarte [ Pobierz całość w formacie PDF ]