[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To pan powinien lepiej wiedzieć.– Grabowski wskazał Daniela.– Jest pan z komendy?– Jo, ale w dwa tysiące czternastym roku pracowałem jeszcze na komisariacie w Lipowie.Nie znam tej sprawy.Na pewno uważnie pan śledził przebieg śledztwa, prawda?– Oczywiście.Chodziło przecież o śmierć mojej córki.– Czy jest jakakolwiek możliwość, że ktoś jednak to zjebał i Błażej nie zabił Róży?Grabowski spojrzał na Daniela, a potem na Emilię.Weronikę zupełnie zignorował, jakby czuł, że nie jest funkcjonariuszką.– Wie pan, jak to czasem bywa.Z tym że chuj się przyznał, więc…– Błażej się przyznał? – podchwyciła Strzałkowska.– No tak.Ale skoro już się tak zastanawiamy, to sami wiecie, że przesłuchanie można różnie poprowadzić.Sam nieraz to robiłem.Każdą odpowiedź można od klienta uzyskać, jak człowiek dobrze się postara.Podgórski odchrząknął cicho na tę sugestię.– A co pan myśli? – zapytał.– Błażej jest winny?Grabowski znowu zmierzył ich długim spojrzeniem.– Nigdy nie brałem pod uwagę innej możliwości, ale tak naprawdę, skoro już to rozważamy, teoretycznie każdy mógł to zrobić.– Co pan ma na myśli? – chciała wiedzieć Emilia.– Sposobność oczywiście.Błażej i moja Róża mieszkali w domku ogrodnika.To ten mniejszy budynek obok Drozdów.Pewnie państwo widzieliście?Cała trójka pokiwała głowami.– No właśnie.Więc kiedy mój niedoszły zięć – Grabowski niemal splunął, wymawiając to słowo – wybierał się na te swoje polowania, Róża zawsze zostawiała otwarte drzwi.Tam są stare zamki, więc strasznie skrzypią przy otwieraniu.Zwłaszcza w nocy.A Błażej lubił wracać późno.Nie chciała, żeby ją obudził.– Czyli tamtej nocy dom ogrodnika był otwarty? – podchwyciła Emilia.– Syn Błażeja, Oskar, spał na górze.Dzieciak zeznał, że nie słyszał, jak ojciec wrócił.Obudził się dopiero, kiedy rozległy się strzały.To z kolei znaczy, że na sto procent drzwi były otwarte.Inaczej usłyszałby zgrzyt klucza.Czyli teoretycznie każdy mógł wejść.Tyle że nie tylko o to przecież chodzi.Zrobili balistykę.Próba parafinowa też potwierdziła, że strzelał Błażej.Nie muszę państwu chyba tłumaczyć, jak to działa?Emilia pokręciła głową.To była podstawowa wiedza.Pierwszy lepszy wielbiciel seriali kryminalnych wie, że temu, kto pociągnie za spust, zawsze pozostają na rękach choćby mikroskopijne ślady prochu i innych substancji.Na przykład tych inicjujących wystrzał, ale także metalowych elementów naboju czy samej broni.Kiedyś szczególnie popularne było przeprowadzanie testów parafinowych, o których wspomniał Grabowski.Polegało to na pokryciu dłoni badanego ciepłą parafiną.Wchłania ona ewentualne pozostałości wystrzału.Później przeprowadza się ich analizę.– Przeprowadzono właśnie próbę parafinową? – zapytał Podgórski.– Tak.– Będę musiał zadzwonić do techników, popytać – stwierdził Daniel, jakby mówił do siebie.– Jeżelibyśmy założyli, że Błażej jest niewinny, przychodzi panu do głowy ktoś inny, kto miałby motyw, żeby zabić pańską córkę?– Uważacie, że to nie Błażej zabił i teraz prawdziwy sprawca zrobił coś Klementynie, żeby nie odkryła prawdy?– Mniej więcej.– Jeżeli już miałbym kogoś wymienić, to byłaby to oczywiście Nadzieja Żak – odpowiedział bez dłuższego zastanowienia Grabowski.– Była żona Błażeja? – upewnił się Podgórski.– Właściwie obecna żona.Sprawa rozwodowa była jeszcze w toku, kiedy to się stało.Potem Błażej trafił do puchy i chyba tego nie sfinalizowali.– Nadzieja nie akceptowała sytuacji? – podrzuciła Weronika.– Zupełnie nie – przytaknął Grabowski.– W pewnym momencie zrobiło się paskudnie.– To znaczy? – zapytał Daniel.– Nadzieja przychodziła do domku ogrodnika.Pod pretekstem, że odwiedza Oskara oczywiście, ale tak naprawdę wcale nie chodziło jej o syna.Wykorzystywała każdą taką wizytę, żeby ubliżać Róży.Córka dopiero pod koniec przyznała mi się, że ta kobieta jej groziła.– Na czym polegały te groźby?– Na przykład lubiła podrzucać martwe ptaki.– Martwe ptaki? – powtórzyła Weronika.Wyglądała na poruszoną.– Tak.Sporo tu w okolicy kosów.– Skąd wiadomo, że to ona je podrzucała? – zapytał Daniel.– Oprócz tego oczywiście groziła wprost.Podczas rozmów.Mówiła też, że to ona powinna mieszkać w domku ogrodnika, że pozbędzie się Róży.Ale córce najbardziej na sercu leżały te kosy, bo zawsze lubiła ptaki.Dziwiłem się nawet, że związała się z mężczyzną, który polował.A wracając do Nadziei, bo to was najbardziej interesuje.W dzień śmierci Róży widziałem nawet, jak się kłóciły.Ona i moja córka.– O co poszło? – zapytała Emilia.– Nie wiem.Przejeżdżałem akurat na rowerze.Mam taką swoją stałą trasę.Jadę dużą groblą wzdłuż Drwęcy, aż do mostu.Potem szosą w lewo.W zależności, czy czuję się na siłach, wracam od razu do Złocin albo w lepsze dni skręcam do spalonego dworu.Ponure miejsce.Mało kto się tam teraz zapuszcza.Grabowski uśmiechnął się nieznacznie.– Nawet chłopaki od Cegielskich boją się tam chodzić, a przecież takie z nich niby byki.Ludzie gadają, że tam straszy Blada Matylda.Pewnie spotkaliście w Drozdach Kaja.Igły, czyli ten spalony dwór, należały kiedyś do jego rodziny.To znaczy nadal należą, ale nigdy nie zostały wyremontowane i stoją puste.Matylda była jego siostrą.Umarła w pożarze dworu w siedemdziesiątym trzecim.Od tamtego czasu podobno tam straszy.No ale ludzie gadają bzdury.Ja się nie przejmuję takimi zabobonami.Strzałkowska zadrżała.Kiedyś pewnie by się z nim zgodziła, ale po śledztwie, które prowadzili dwa lata temu w Utopcach, gotowa była uwierzyć już chyba we wszystko.Złociny, Drozdy i cała okolica napawały ją podobnym niepokojem.– Tak więc tamtego dnia też wybrałem się na przejażdżkę – podjął wątek Grabowski.– Było co prawda ciemno, bo to koniec listopada, ale nie rezygnowałem.Koppowie nie chcą mnie na groblach, ale nie ma tam płotu, więc się nie przejmuję ich zakazami.Jestem na to za stary.Nie widziałem ich dokładnie w ciemności, ale słyszałem głosy.Były wyraźnie podniesione.– Jest pan pewien, że Róża kłóciła się właśnie z Nadzieją?– Tak.Oczywiście.Nie wiem tylko, co mówiły.Podejrzewam jednak, że to była ta sama śpiewka co zwykle.Że Róża ma jej oddać Błażeja itede.– Czy Nadzieja nadal mieszka w tym dworze blisko Drozdów? – zapytał Daniel.– Trzeba będzie z nią pomówić.Grabowski pokiwał głową.– Mieszka w Szuwarach.To trzeci dwór, skoro już wam opowiadam o naszych okolicach tak szczegółowo.Najmniejszy z kompleksu.Drozdy są średnie, a Igły były największe.Co mi przywodzi na myśl jeszcze jedną osobę.– Emilia zauważyła, że głos Grabowskiego znowu się obniżył.Pojawiła się w nim wcześniejsza metaliczna nuta, która zniknęła gdzieś podczas rozmowy.– Walerię Żak.– Waleria Żak? Ta autorka romansów? – zdziwiła się Weronika.Emilia i Daniel spojrzeli na Nowakowską zaskoczeni.Wzruszyła ramionami.– Moja mama czyta je nałogowo – wyjaśniła nieco speszona.Strzałkowska nie była pewna, czy chodziło o fakt czytania romansów, czy o wspomnienie niedoszłej teściowej Podgórskiego, która sporo przecież w życiu ich wszystkich namieszała.Gdyby ta demoniczna baba nie zalazła Danielowi za skórę, prawdopodobnie ożeniłby się z Weroniką.A już na pewno on i Emilia nie wylądowaliby w łóżku.A gdyby to się nie stało, nie byłoby Justynki… Strzałkowska odetchnęła głębiej, żeby się uspokoić.– Tak.Waleria jest bardzo popularna wśród pań w pewnym wieku – zażartował Grabowski.Nie było w tym szczególnej zajadłości.Raczej autentyczne rozbawienie.– Nie nazwałabym mojej matki „panią w pewnym wieku” – zaśmiała się Weronika [ Pobierz całość w formacie PDF ]