[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Starszy mężczyzna przy sterze zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu.Została po nim tylko czerwona plama na deskach pokładu.- Przerwać ogień! - ryknął na całe gardło Hal, żeby usłyszeli go ogłuszeni salwą puszkarze.Barka była okaleczona; jej dziób wypadł spod wiatru, ster został odstrzelony, a maszt wyleciał za burtę.Golden Bough zostawiła ją za sobą.- Tym samym kursem, panie Tyler.Żaglowiec sunął prosto na flotyllę małych stateczków.Widząc okrutny los, jaki spotkał pierwszą barkę, oraz powiewającą na grot-maszcie flagę cesarstwa, wszystkie robiły teraz zwrot przez rufę ii ruszały fordewindem, uciekając na gęsich skrzydłach przed ścigającą je fregatą.- Steruj na barkę, która płynie przed nami - rzucił półgłosem Hal i Ned zmienił kurs o jeden rumb.Wybrany przez Hala statek był jednym z największych w zasięgu wzroku.Na jego pokładzie roiło się od ludzi.Było ich co najmniej trzystu.Podróż przez wąskie morze nie trwała długo i kapitan zaryzykował: zabrał na pokład więcej żołnierzy, niż powinien.- Allah Akbar! Allach jest wielki! - usłyszał Hal, gdy znaleźli się bliżej barki.Stalowe hełmy połyskiwały na głowach Omańczyków, którzy wymachiwali długimi zakrzywionymi szablami.Chwilę później usłyszał nieregularną palbę z muszkietów i przy burcie barki pojawiły się obłoczki dymu.Ołowiana kula wbiła się w maszt nad jego głową.- Na jej pokładzie są sami żołnierze - powiedział na głos.Nie musiał dodawać, że jeśli pozwoli im dopłynąć do zachodniego brzegu, pomaszerują przeciwko Judith Nazet.- Salwa żelaznymi kulami.Zatop ich, mistrzu Danielu!Ciężkie żelazne kule przeorały pokład barki aż do kilu, tnąc go jak topór szczapę.Morze wlało się w jej rozdarte wnętrze i w wodzie pojawiły się głowy tonących mężczyzn.- Steruj na barkę ze srebrnym proporcem - rzucił Hal.Wpłynęli w sam środek flotylli niczym barakuda w ławicę latających ryb.Żadna barka nie była w stanie przed nimi umknąć.Ze wznoszącą się nad pokładem górą białych żagli Golden Bough doganiała je, jakby stały na kotwicy.Jej działa pluły ogniem i dymem.Część małych jednostek nabierała wody i tonęła, inne zostawały z tyłu z połamanymi masztami i zwisającymi żaglami.Widząc wymierzone w nich lufy, niektórzy marynarze od razu wyskakiwali za burtę.Woleli rekiny od ognia dział.Kilka statków uciekło w stronę wyspy i próbowało zarzucić kotwicę na płyciźnie, gdzie Golden Bough nie mogła ich dosięgnąć.Inne celowo wpływały na mieliznę, a ich załogi skakały do wody i płynęły do brzegu.Tylko te barki, które znajdowały się najbliżej brzegu Arabii, miały dość czasu, żeby umknąć przed fregatą.Zerkając za rufę, Hal zobaczył, że na wodzie unosi się kilkadziesiąt unieruchomionych przez niego jednostek.Każda mila, którą przebył na wschód w pogoni za uciekającymi, oddała armię islamską od Mitsiwy.- Prędko tu nie wrócą! - stwierdził ponuro, patrząc, jak nieprzyjacielskie jednostki pierzchają w popłochu.- Proszę łaskawie obrócić statek i pójść ostrym prawym kursem, panie Tyler.Dla Golden Bough był to najlepszy kurs względem wiatru.- Żaden zbudowany w Arabii żaglowiec nie potrafi płynąć tak ostro pod wiatr jak moja ślicznotka - powiedział głośno Hal, widząc po nawietrznej dwadzieścia statków, które próbowały umknąć przed nim na zachód.Golden Bough ruszyła z powrotem na rozbitą flotyllę i na kilku barkach zrzucono teraz szerokie trójkątne żagle i modlono się do Allacha o ratunek.Zbliżając się do każdego statku, Hal zwracał fregatę dziobem do wiatru i wysyłał łodzią grupę składającą się z jednego białego marynarza i sześciu czarnych wojowników, którzy mieli przejąć wrogą jednostkę.- Jeśli nie ma wartościowego ładunku, zabierzcie załogę i puśćcie statek z dymem - rozkazał.Wracając późnym popołudniem do Mitsiwy, ciągnęli za sobą na holu pięć dużych barek.Siedem kolejnych płynęło obok pod prowizorycznym ożaglowaniem, z wojownikami Abolego na pokładzie.Każda z nich wyładowana była po brzegi wojennymi dostawami.Niebo za nimi pociemniało od dymu z rozbitych wraków, a morze usiane było szczątkami statków.Siedząc na czarnym arabskim ogierze, generał Nazet obserwowała ze skalistego klifu flotę wpływającą na redę Mitsiwy.Po pewnym czasie złożyła teleskop.- Rozumiem teraz, dlaczego nazwałeś go El Tazar - zwróciła się do towarzyszącego jej admirała Seneca.- Ten Anglik jest rzeczywiście ostry jak barakuda.Odwróciła się od admirała, żeby nie zobaczył rozmarzonego uśmiechu, który rozjaśnił jej twarz.El Tazar.To dla niego dobre imię, pomyślała, a potem nie wiadomo skąd, przyszła jej do głowy kolejna myśl.Ciekawe, czy jest równie ognistym kochankiem jak żołnierzem.Po raz pierwszy, odkąd Bóg wybrał ją, by poprowadziła Jego legiony przeciw poganom, spojrzała na mężczyznę oczyma kobiety.Pułkownik Cornelius Schreuder zeskoczył z konia przed wielkim namiotem z połyskującego czerwono-żółtego jedwabiu.Stajenny zabrał jego wierzchowca, a on przystanął i rozejrzał się po obozie.Królewski namiot stał na niewielkim pagórku, z którego rozpościerał się widok na zatokę Adulis.Tu na górze, dzięki wiejącej od morza bryzie, było nieco chłodniej i mógł swobodniej odetchnąć.Na równinie ciągnącej się wokół portu Zulla, gdzie obozowała islamska armia, kamienie pękały z gorąca.W zatoce stało mnóstwo statków, nad wszystkimi jednak górowały wysokie maszty Guli of Moray.Żaglowiec Cochrana przypłynął ostatniej nocy i Schreuder słyszał teraz podniesiony głos Szkota, dochodzący z wnętrza jedwabnego namiotu.Jego usta wykrzywił pozbawiony humoru uśmiech.Poprawił wiszącą przy pasie złotą szpadę i wszedł do środka.Wysoki subahdar złożył mu ukłon.Wszyscy w obozie zdążyli już dobrze poznać pułkownika; chociaż służył u nich od niedawna, jego brawurowe wyczyny przeszły do legendy.Oficer zaprowadził go przed książęce oblicze.Wnętrze namiotu było przestronne i urządzone z przepychem [ Pobierz całość w formacie PDF ]