[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Oba wprawdzie niecelnie, ale zgodnie z honorem.Wszyscy zaklaskali z uznaniem dla pomysłu pułkownika Kawelina i postawy dziedzica Kalinówki.Sprawę uznano za ostatecznie zamkniętą.– Tylko przed policją trzymajmy usta zamknięte – przypomniał gospodarz.– Otwórzmy je za to na rozkosze podniebienia.Pospiesznie potwierdzili zgodę w obu sprawach, po czym szybko wrócili do dworu, gdzie szykowano już zastawę do obiadu.Obiad był obfity, rozmowy długie i interesujące, dopiero pod wieczór towarzystwo zaczęło się rozjeżdżać.Do każdych sań właściciel Majówki wyznaczył woźnicę, bo goście nie bardzo byli w stanie powozić samodzielnie.***Pani Katarzyna Kalinowska wiedziała o przebiegu pojedynku, ponieważ w południe syn posłał do niej wiadomość, gdy tylko okazało się, że nie dojdzie do strzelania się z panem Nowackim.Padła na kolana i podziękowała Panu Bogu za tak szczęśliwe rozwiązanie.Kiedy zaś syn wrócił, musiał jej zdać dokładną relację z wydarzeń owej środy, choć nie był specjalnie trzeźwy i język nieco mu się plątał.Słowem nie skrytykowała tego stanu, zadowolona, że wrócił cały.Trzymała Michała za rękę dopóty, dopóki nie opowiedział wszystkich szczegółów.– Umierałam z niepokoju – powtarzała starsza pani, gładząc syna po głowie jak gdyby był małym chłopcem.Gdy zaś po rozmowie z matką Michał Kalinowski poszedł do swoich pokojów, nie miał ochoty ani sił, żeby wszystko powtarzać po raz wtóry.– Mówiłem przecież, że nic mi się nie stanie – mruknął tylko w odpowiedzi na pytający wzrok Franciszki.Niekompletnie rozebrany padł na łóżko i od razu zasnął, a następnego dnia obudził się dopiero o dziewiątej.Franciszka nie była pewna, co i jak się zdarzyło.Nawet niespecjalnie chciała się tego dowiedzieć, wystarczyło jej, że Michał wrócił cały i zdrowy.Modliła się długo, klęcząc gołymi kolanami na deskach podłogi.SKÓRA I UBRANIEJeszcze w pierwszym tygodniu pobytu Franciszki w Kalinówce pan Michał ocenił, że jej garderoba pozostawia wiele do życzenia.Otworzył w sypialnym pokoju drzwi wielkiej szafy oraz solidny kufer.– Weź dla siebie, co chcesz.Jeśli będzie pasowało, noś.Jeśli trzeba będzie naprawić, przerobić, wezwę krawca, a on zrobi, co zalecisz.Szafa i kufer należały kiedyś do pani Anny, pierwszej żony pana Kalinowskiego.Była w nich moc strojów i Franciszka spędziła długie godziny na przeglądaniu zawartości, przymierzaniu, dopasowywaniu.Niewiele jednak rzeczy nadawało się do natychmiastowego noszenia.Pani Anna była raczej drobna, Franciszka miała szerokie biodra i wielki biust.Z żalem więc odkładała na bok kolejne sukienki, spódnice, kaftany.Tylko bielizna nadawała się jako tako, całą resztę należało przerobić.Były tam suknie bardzo kosztowne, wykonane z drogich i rzadkich materiałów.Franciszka nie znała ich nazwy ani też miejsca pochodzenia, ale natychmiast zrozumiała, że są przedniego gatunku i zapewne warte wiele pieniędzy.– Nie mogę tego nosić – oznajmiła po pewnym czasie z zawstydzeniem.– Nic nie pasuje, a takie to ładne i pewnie drogie rzeczy.Jeszcze w tym samym tygodniu, w sobotę, Michał Kalinowski kazał zaprzęgać bryczkę.Zima nieco puściła, wiatr wysuszył ziemię i wydawało się, że droga do miasta nie będzie uciążliwa.Nikomu nie mówił, że zabiera ze sobą Franciszkę, zresztą jej samej też powiedział dopiero przed samym wyjazdem.Narzuciła na siebie kożuszek, głowę zawinęła chustą i usiadła na przygotowanym miejscu.Pierwszy raz jechała do Zabłudowa jako pani Kalinowska.Pierwszy raz jechała bryczką, która należała do jej męża, zatem więc i do niej.Miała prawo siedzieć wygodnie, rozglądać się, robić minę pełną wyższości.Rzeczywiście, wszystko wyglądało inaczej z tego punktu widzenia – miasto, ulice, ludzie, nawet sama droga.Franciszka czuła się prawie jak pani dziedziczka.W Zabłudowie odwiedzili zakład krawiecki, gdzie wzięto miarę na uszycie nowych ubrań dla Franciszki.Wcale nie dyskutowała, w milczeniu przytakiwała tylko mężowi albo krawcowi, oszołomiona hojnością Michała i szybkim działaniem rzemieślnika.– Za dwa tygodnie będzie pani ubrana jak sama królowa! – obiecywał krawiec.Później pan Michał poszedł za swoimi sprawami, Franciszka została w bryczce przy rynku.Jakiś czas siedziała na swoim miejscu, żeby mogli ją zobaczyć mieszkańcy miasta, żeby niektórzy mogli zazdrościć i podziwiać.Ale po jakimś czasie Franciszce zrobiło się tak zimno, że musiała wysiąść i pospacerować dla rozgrzewki.Ludzi nie widziała wielu.Większość sklepów pozostawała zamknięta, ponieważ Żydzi obchodzili szabas i siedzieli po domach, chrześcijanie zaś szykowali się do swojego świątecznego dnia nazajutrz.– Franka!Franciszka poznała ten głos od razu.Sabina, szesnastoletnia siostra, okutana w za duży kożuch, pojawiła się nagle tuż obok.– Oj, Franka! Czy już zapomniałaś o nas wszystkich?Wyrzuty w głosie siostry były dla Franciszki przykre.Uściskała ją i pospiesznie zaczęła tłumaczyć się wielką ilością zajęć w gospodarstwie męża.– Że też nic nie powiedziałaś wcześniej! – mówiła szybko Sabina.– Byłam na ciebie zła, że nie pisnęłaś słówka, ale trochę mi przeszło, jak ciebie zobaczyłam.Franciszka spojrzała zaciekawiona.Sabina, drobna Sabina, była bardzo pamiętliwa, nie wybaczała urazów, mogła o nich co najwyżej zapomnieć na chwilę.Teraz skarżyła się, że po odejściu najstarszej dziewczyny w rodzinnym domu wcale się nie poprawiło.Było nawet jeszcze gorzej.Macocha nadal wyżywała się na starszych dziewczynkach, a ojciec jak zwykle jej przytakiwał.Zima przebiegała chłodno i głodno.– Ty to masz dobrze! – westchnęła Sabina z zazdrością.– Ciepło, dostatnio, a i do roboty pewnie nie tak wiele.Dłuższą chwilę rozmawiały, wymieniając wiadomości i plotki.Franciszka zdziwiła się, że wszelkie wieści, jakie siostra miała do przekazania, w ogóle ją nie ciekawią.Bo cóż mogło być interesującego w życiu w opłotkach Nowosadów.Dzień jak co dzień, świąteczny mało się różnił od powszedniego.– Czy zdrowi wszyscy? Zdrowi.To dziękować Panu Bogu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]