[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wy zaś, łacno się ukryjcie i będziecie się przypatrować[200], jaki to z Mikołaja Ostroroga czarodziej sławny.— Ktoś idzie z dołu.— szepnął Szydłowiecki.— Uciekajcie na drugie piętro, zostańcie na schodach i poglądajcie bez barierę.— A, a, pan Mikołaj! Co tu waszmość na schodach porabiasz?— Czekam na pana ochmistrza.Powiedziano mi, że poszedł do kogoś na drugie piętro, nie wiem, gdzie go szukać, więc siedzę i wyglądam go, bo mam prośbę.A wasza miłość także z jaką sprawą, do kogo?— Drugi raz już do miłościwego pana idę.Kazał mi przysposobić pismo do imci pana Grzymały, zarządcy dóbr królowej jejmości, i oznajmić mu, jako najjaśniejszy pan uwalnia go w łasce z tej służby, mianując go zasię żupnikiem bocheńskim.Kazał sobie przynieść do przeczytania i własnoręcznego podpisu, więc śpieszę.Ale, ale.a gdzie księga, coś mi ją przyrzekł kiedyś jeszcze?— Mylicie się, panie sekretariuszu; wyście się ino chcieli umawiać, ja nic nie obiecywałem.— Jak to, cofasz się waszmość? Pięknie to?— Nie cofałbym się nigdy, raz przyrzekłszy; ale przypomnijcie sobie, jak w onym momencie, gdyście mi domawiali i pierścień w zamian dać chcieli, drzwi się otwarły i wbiegli moi towarzysze.pamiętacie? Śliwek mi ze sadu przynieśli.— No tak, ale.— I już słowa nie rzekłszy, pokłoniliśmy się waszmości i pobiegli na miasto z królewskimi inwitacjami.Więc nie obiecowałem[201] nic i srodze temu rad jestem, bo.— Bo co?— Ee.nic; król jegomość się tam pewnikiem niecierpliwi, co was tak długo nie widać.— Sprawiedliwie mnie waszmość ostrzegasz, nie ociągając się biegnę; ale nie odchodź, ino podpis, to krótka chwilka, zaraz będę z powrotem.— A cóż waszmości po mnie?— Pogadać chciałbym.I oddalił się szybkim krokiem, a Mikołka wybiegł do kolegów na schody.— Ino teraz bacznie uważajcie, jako mu czary będę pokazował[202].— A nie boisz się, że go pogniewasz?— E, pogniewa się, to go przeproszę, a nauczka mu się przyda, po co w głupstwa wierzy?— Ot żeś prawie[203] jak dziecko — rzekł Szydłowiecki — zda ci się, że takiemu co pomoże? Rylski do śmierci czarów będzie szukał, tak jak Serczykowej upiorów z głowy nie wybijesz.— Oho, uciekam, bo muszę jeszcze załatwić, co najważniejsze.Pobiegł do okna, otworzył je z hałasem, wychylił się i zaczął gwizdać jakiegoś krakowiaka.Po krótkiej chwilce odsunął się w głąb przedsionka, usiadł na ławie i przybrał znudzoną minę.— Jestem.— zawołał nadbiegając Rylski.— Łaska boska, bo mi się już ano spać zachciało; ani pana ochmistrza, ani waszej miłości.Cóżeście mi mieli powiedzieć?— Ja waszmości nic; to ty mnie.Więc zaglądałeś do księgi? Pojąłeś jakowe tajniki?— Oho, i jak jeszcze! Jakbym sobie ino spomniał[204] one zaklęcia, tobym niechybnie zdolił[205] niejedno.— Pycha bez[206] ciebie gada; ja od czterech lat magię uprawiam, a jeszczem do niczego nie doprowadził.— Bo nie macie takiej księgi zacnej, jak moja.— Założyłbym się, że ani tej ławy nie zaczarujesz, coby się sama pod drugą ścianę przesunęła.— W takie drobiazgi anibym się bawił.Szukajcie co trudniejszego.— Czekajże waść, co by tu umyślić?— Dobrze, dobrze, ale ja chcę zakładu.— Zgoda; i te same stawki co kiedyś; ty księgę, ja pierścień.— Pamiętajcież.— I nieznacznie, wśród rozmowy zbliżał się do otwartego okna, a Rylski za nim.— Ot, ludzie chodzą po ulicy, zaczaruj waszmość którego.— Dobrze, ino kredy święconej trzeba.— Ja mam! Zawżdy noszę przy sobie.Czasem próbuję wywoływać duchy (jako dotąd nadaremno), to się należy w poświęconym kole stać.A wiesz, jak to się robi?— Ino mnie już nie uczcie, bardzo was proszę.Dajcież tę kredę.Powiedzcie teraz, co mam uczynić? Czy kazać, by się okno w tym domu naprzeciw samo zamknęło? Czy żeby ten człek, co stoi pod drzewem, zaczął tańczyć i śpiewać, czy żeby owa przekupka pod Długoszowym domem wszystkie swoje garnki i misy na drobne okruchy potłukła?[207]— Okno, nie zdziwiłbym się.wiatr wionie i zamknie; człek tamten może być pijany i zatańczy.to nie czary.Lecz gdybyś mocą magii zmusił tę niewiastę do potłuczenia swego towaru, to zaiste.chybabym uwierzył, żeś posiadł wiedzę czarnoksięską.Ale wszystkie garnki?— A jakże, co do jednego, cały kram.— Zobaczymy, zobaczymy.— mruczał pan wicesekretariusz z niedowierzaniem.Ostroróg, zmarszczywszy brwi, szeptał jakieś wyrazy, zwracając się kolejno w cztery strony świata.Po tym wstępnym obrzędzie zakreślił tuż przy oknie koło święconą kredą, otoczył je trójkątami, stanął w nim i znowu odmówił jakieś formułki tajemnicze, wśród których Rylski, nasłuchujący bacznie, ledwie parę oderwanych słówek podchwycił.Zamilkł czarodziej, wydobył chustkę z torebki u pasa, otarł czoło zroszone zapewne zimnym potem udręczenia dusznego.przykląkł na jedno kolano, rozpostarł chustkę poza obrębem koła i zawołał drżącym głosem trzy razy:— Bilitis, wzywam cię, przybądź!Po czym złożył cztery rogi chusteczki do środka ostrożnie, jakby coś niezmiernie wątłego w niej się znajdowało, ujął ją delikatnie w dwa palce.— A teraz idź.uczyń, coć rozkazałem, i wracaj w spokoju do twych sióstr i braci!Wychylił się poza okno, przytrzymał chustkę za jeden rożek i strzepnął ją kilka razy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]