[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Chodźmy coś zjeść.IIMetcalfe na czas swojej nieobecności pozostawił nam mieszkanie do dyspozycji – służący mieli się nami zająć.Po południu oprowadził mnie po mieście i przedstawił kilkunastu ludziom.Bez wątpienia niektórych z nich warto było poznać, na przykład handlarza statków czy budowniczego łodzi.Znajomość z innymi nie przedstawiała tak oczywistej wartości.Wśród nich znajdowali się właściciel kawiarni o łotrowskim wyglądzie, jakiś Grek o nieokreślonym zajęciu i Węgier, który ze swadą wyjaśnił, że jest „bojownikiem o wolność”, zbiegłym z Węgier po nieudanym powstaniu 1956 roku.Metcalfe zapewne poinformował dyskretnie wszystkich, że jesteśmy jego przyjaciółmi, a więc nie należy wobec nas uciekać się do chwytów, stosowanych zazwyczaj wobec przejezdnych żeglarzy.Jeśli Metcalfe przyjaźnił się z tobą, a ty byłeś zwykłym żeglarzem, bez wątpienia dobrze było mieć go w pobliżu.Ja jednak nie byłem zwykłym żeglarzem, a to czyniło Metcalfe’a potencjalnym zagrożeniem.Jeszcze zanim wyszedłem z Metcalfe’em zwiedzać Tanger, miałem szansę pomówić na osobności z Coertzem i Walkerem.– Uważajcie, żeby nie puścić pary z ust.Trzymamy się ściśle naszej historyjki.Nie robimy nic, dopóki Metcalfe nie odpłynie, i spróbujemy skończyć przed jego powrotem – powiedziałem.– Dlaczego, czy jest niebezpieczny? – spytał Walker.– Nic nie wiesz o Metcalfie? – Wyjaśniłem im, kim jest.Obaj o nim słyszeli; narobił sporo hałasu w południowoafrykańskiej prasie – reporterzy lubią pisać o takich barwnych postaciach.– Ach, więc to ten Metcalfe – rzekł Walker z przejęciem.– Nie wygląda zbyt groźnie – powiedział Coertze.– Nie sprawi nam kłopotu.– Nie chodzi tylko o samego Metcalfe’a – powiedziałem.– Ma organizację i jest na swoim terenie – musimy to sobie jasno uświadomić.On jest zawodowcem, a my amatorami.Trzymajcie się od niego z daleka.Miałem ochotę dodać: „To rozkaz”, lecz nie zrobiłem tego.Coertze mógłby postawić się okoniem, a nie chciałem jeszcze doprowadzać do próby sił.Później i tak będzie musiało do niej dojść.Tym sposobem na półtora dnia zostaliśmy turystami, rozglądającymi się ciekawie po Tangerze.Gdybyśmy nie byli zaprzątnięci czymś innym, byłoby to nawet interesujące, ale w naszej sytuacji stanowiło jedynie stratę czasu.Na szczęście Metcalfe’a pochłaniały jego własne, tajemnicze sprawy i rzadko go widywaliśmy.Poinstruowałem jednak Walkera, aby przed odpłynięciem zadał mu jedno niezwykle ważne pytanie.Padło w trakcie śniadania:– Wiesz, podoba mi się Tanger.Chętnie bym tu został na kilka miesięcy.Czy przez cały rok jest taka pogoda?– Przeważnie – odparł Metcalfe.– Panuje tu przyjemny, stały klimat.Wielu ludzi wycofuje się tutaj na emeryturę.Walker uśmiechnął się.– Och, nie myślę o emeryturze.Nie mam się z czego wycofywać.– Okazywał się lepszym aktorem, niż się spodziewałem; ta niedbale rzucona uwaga była doskonała.– Przyszło mi po prostu na myśl, że mógłbym kupić tutaj dom i mieszkać w nim przez kilka miesięcy w roku.– Przypuszczam, że najbardziej odpowiadałoby ci coś nad Morzem Śródziemnym – powiedział Metcalfe.– Riwiera czy coś takiego.– Czy ja wiem – odparł z udanym wahaniem Walker.– To miejsce wygląda na równie dobre jak inne, a Riwiera jest obecnie tak strasznie zatłoczona.– Zamilkł, jak gdyby tknięty nagłą myślą, po czym zwrócił się do mnie.– Oczywiście chciałbym mieć łódź.Czy mógłbyś zaprojektować jakąś dla mnie? Wybudowałbym ją w Anglii.– Oczywiście, że mógłbym – odparłem.– Musiałbyś mi tylko odpowiednio zapłacić.– Tak – powiedział Walker.– Nie można obejść się bez jakiejś łódki, prawda?Zaczynał nieco przesadzać i zauważyłem, że Metcalfe przyglądał mu się ze wzgardliwym rozbawieniem, powiedziałem więc szybko:– Jest świetnym żeglarzem.W ubiegłym roku niemal zdobył mistrzostwo przylądka na żaglówkach.Tak jak przypuszczałem, temat zaabsorbował Metcalfe’a.– Oo! – powiedział z nieco większym szacunkiem i przez kilka minut rozmawiali z Walkerem o łodziach.W końcu Walker zmienił temat mówiąc:– Wiesz, naprawdę idealny byłby dom gdzieś na wybrzeżu; z własnym kotwicowiskiem i hangarem na łódź.Wszystko, że tak powiem, samowystarczalne.– Masz zamiar przyłączyć się do nas? – spytał Metcalfe z uśmiechem.– O, nie – odparł Walker przerażony.– Nie starczyłoby mi odwagi.Mam dość pieniędzy, a poza tym nie lubię waszych śmierdzących ropą fairmili.Myślałem o prawdziwej łodzi, o łodzi żaglowej.Zwrócił się do mnie:– Słuchaj, im więcej o tym myślę, tym bardziej mi się podoba ten pomysł.Mógłbyś zaprojektować dla mnie dziesięciotonowca, coś, czym mógłbym żeglować samotnie.To miejsce jest idealną odskocznią na Karaiby.Żegluga przez Atlantyk może okazać się interesująca.Zwierzył się Metcalfe’owi:– Nie, nie mam nic przeciwko tym gościom pływającym po oceanach, ale większość z nich jest bez grosza i muszą mieszkać na swoich łodziach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]