[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja słuchałem jeszcze fantastycznego inwentarza bogactw, które wyliczał umierający, i spojrzenie - moje, biegnące za jego spojrzeniem, utkwiło w kupie popiołu, której wielkość mnie uderzyła.Wziąłem szczypce i kiedy je tam utopiłem, uderzyłem o stos złota i srebra, narosły zapewne w czasie choroby z wpływów pieniężnych, których nie miał siły schować, a zbyt był nieufny, aby je posłać do banku.- Biegnijcie do sędziego pokoju - rzekłem do starego inwalidy - aby tu jak najprędzej przyłożono pieczęcie.Uderzony ostatnimi słowami Gobsecka oraz tym, co mi świeżo mówiła odźwierna, wziąłem klucze od pokojów na pierwszym i drugim piętrze i poszedłem tam zajrzeć.W pierwszym pokoju, do którego wszedłem, znalazłem wytłumaczenie słów, które brałem za majaczenie.Ujrzałem owoce skąpstwa, któremu został już tylko ten bezmyślny instynkt, tak często spotykany u sknerów na prowincji.W pokoju przyległym do tego, w którym Gobseck zmarł, znajdowały się zgniłe pasztety, mnóstwo wszelkiego rodzaju wiktuałów, nawet skorupiaki i ryby morskie pokryte pleśnią i zabijające wręcz swymi wyziewami.Wszędzie roiło się od owadów i robaków.Te świeże podarki walały się wśród pudeł wszelkiego rodzaju, skrzyń herbaty, worków kawy.Na kominku, w srebrnej wazie, znajdowały się zawiadomienia o towarach przybyłych pod jego nazwiskiem do Havru, paki bawełny, cukru, beczki rumu, kawa, indygo, tytoń, cały bazar towarów kolonialnych! Pokój ten był zawalony meblami, srebrem, lampami, wazonami, książkami, cennymi sztychami zwiniętymi w rulony, osobliwościami.Może ta olbrzymia ilość wartościowych przedmiotów nie pochodziła z samych podatków, może to były nie wykupione fanty, które mu zostały.Ujrzałem puzdra z herbami lub literami, nakrycia z cienkiego płótna, kosztowną broń.Otworzywszy książkę, widać świeżo poruszoną, znalazłem w niej tysiącfrankowe banknoty.Postanowiłem sobie przepatrzyć starannie najdrobniejsze przedmioty, zbadać podłogi, sufity, ściany, aby znaleźć wszystko złoto, którego tak namiętnie łaknął był ten Holender, godzien pędzla Rembrandta.Nigdy w czasie mojej prawniczej kariery nie widziałem obrazu takiego skąpstwa i dziwactwa.Kiedy wróciłem do sypialni Gobsecka, znalazłem na biurku przyczynę tego stopniowego nieładu oraz natłoczenia bogactw.Była tam, pod przyciskiem, korespondencja między Gobseckiem a kupcami, którym zapewne sprzedawał zwykle swoje prezenty.Otóż, czy to, że ci ludzie sparzyli się na sprycie Gobsecka, czy że Gobseck zbytnio się drożył ze swymi towarami, żaden targ nie doszedł do skutku.Nie sprzedał wiktuałów Cheve-towi, bo Chevet chciał je wziąć jedynie z trzydziestoma procentami straty.Gobseck targował się o kilka franków, a podczas tych targów towary się psuły.Co się tyczy srebra, nie chciał ponieść kosztów przesyłki.Co do kawy, nie chciał wziąć na siebie braków.Każdy przedmiot dawał powód do sporów zdradzających w Gobsecku pierwsze objawy owego zdziecinnienia, owego niepojętego upo-ru, właściwego starcom, u których silna namiętność przeżyje inteligencję.Powiedziałem sobie tak, jak on powiedział sam sobie: „Komu przypadną wszystkie te bogactwa?”.Na zasadzie dziwnej wskazówki, jaką mi dał co do swej jedynej dziedziczki, trzeba mi badać wszystkie podejrzane domy w Paryżu, aby tam rzucić jakiejś kobiecie złego życia ogromny majątek.Ale przede wszystkim niech państwo wiedzą, że dzięki prawomocnym aktom hrabia de Restaud będzie w najbliższym czasie posiadaczem majątku, który mu pozwoli zaślubić pannę Kamilę zapewniwszy matce, bratu i siostrze wystarczające działy i wiana.- Ano, kochany Derville, pomyślimy o tym - odparła pani de Grandlieu.- Pan Ernest musiał - by być bardzo bogaty, aby rodzina taka jak nasza zgodziła się przełknąć jego matkę.Pomyśl pan, że mój syn będzie kiedyś księciem de Grandlieu, zjednoczy majątek obu linii, chcę tedy, aby miał odpowiedniego szwagra.- Ależ - rzekł hrabia de Born - Restaud ma w herbie czerwone pole ze srebrną belką i cztery złote tarcze ze złotymi krzyżami; to bardzo stary herb.- To prawda - rzekła wicehrabina - zresztą Kamila może nie utrzymywać stosunków z teściową, która zadała kłam dewizie Res tuta!- Pani de Beausčant przyjmowała panią da Restaud - rzekł stary hrabia.- Och, tylko na rautach - odparła wicehrabina.FAŁSZYWA KOCHANKAWe wrześniu roku 1835 jedna z najbogatszych panien z arystokratycznego świata, panna du Rouvre, jedyna córka margrabiego du Rouvre, zaślubiła hrabiego Adama Mieczysława Łagińskiego, młodego polskiego wygnańca.Niech nam będzie wolno pisać nazwiska tak, jak się wymawia, aby oszczędzić czytelnikom widoku fortyfikacji spółgłosek, którymi język słowiański ochrania swoje samogłoski, zapewne dlatego, aby ich nie postradać, ile że ma ich niewiele [ Pobierz całość w formacie PDF ]