[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kłębiła się, wirowała i delikatnie jaśniała od wewnątrz.Kress przelotnie dostrzegał na wystawie jakieś rzeczy - maszyny, dzieła sztuki, inne przedmioty, których nie potrafił rozpoznać, gdyż niczemu nie mógł się dokładnie przyjrzeć.Mgła krążyła wokół nich zmysłowo, ukazując fragment to jednej, to następnej rzeczy, potem znów osnuwając wszystko.To było intrygujące.Gdy tak patrzył, mgła zaczęła formować się w litery.Tylko pojedyncze słowa.Kress stał i czytał: WO I SHADE.IMPORT.ARTEFAKTY.SZTUKA.ZWIERZĘTA.I INNE.Litery się zatrzymały.Poprzez mgłę Kress dostrzegł jakiś ruch.To mu wystarczyło.To oraz słowo „zwierzęta” w reklamie.Przerzucił spacerową pelerynę przez ramię i wszedł do środka.Wewnątrz poczuł się zdezorientowany.Pomieszczenie wyglądało na ogromne, znacznie większe, niż mógłby sądzić po stosunkowo umiarkowanej wielkości ścianie frontowej.Sufit stanowiła panorama gwiezdna, z mgławicami spiralnymi, bardzo ciemna i realistyczna, bardzo piękna.Delikatne podświetlenie kontuarów podkreślało walory wyłożonych w nich przedmiotów.Snująca się nisko mgła wyścielała podłogę niby dywan.Miejscami sięgała Kressowi niemal do kolan, przy każdym kroku wirując wokół nóg.- Czym mogę panu służyć?Kobieta jakby wyłoniła się prosto z mgły.Wysoka, chuda i blada, ubrana w praktyczny, szary kombinezon i dziwną, małą czapeczkę, przesuniętą mocno na tył głowy.- Pani jest Wo czy Shade? - spytał Kress.- Czy może tylko ekspedientką?- Jala Wo, do usług - odpowiedziała.- Shade nie widuje się z klientami.Nie zatrudniamy personelu.- Macie całkiem spory sklep.Dziwne, że nigdy przedtem o was nie słyszałem.- Tutaj, na Baldurze, otworzyliśmy filię dopiero niedawno.Mamy jednak sklepy na innych planetach.Co mogę panu sprzedać? Może dzieło sztuki? Wygląda pan na kolekcjonera.Posiadamy wspaniałe rzeźby w krysztale z Nor T’alush.- Nie - zaprzeczył Simon Kress.- Mam już wszystkie rzeźby w krysztale, które chcę mieć.Przyszedłem tu rozejrzeć się za jakąś maskotką.- Żywą?- Tak.- Obcą?- Oczywiście.- Mamy do sprzedania przedrzeźniacza.Ze Światów Celii.Milutka mała małpka.Nie tylko nauczy się mówić, ale po pewnym czasie będzie naśladować pański głos, jego modulację, również pańskie gesty, nawet mimikę twarzy.- Milutka - potwierdził Kress.- I pospolita.Takie cechy nie są mi potrzebne.Ja chcę czegoś egzotycznego.Naprawdę niezwykłego.I nie milutkiego.Nie cierpię milutkich zwierząt.Mam w tej chwili pełzacza.Importowanego z Cotho, za niemałe pieniądze.Od czasu do czasu karmię go zbędnym kocim pomiotem.Oto co myślę o milutkich stworzeniach.Czy wyraziłem się dostatecznie jasno?Wo uśmiechnęła się zagadkowo.- Czy miał pan kiedyś zwierzę - spytała - które by panu oddawało boską cześć?Kress skrzywił się.- Och, od czasu do czasu.Ja nie potrzebuję uwielbienia, tylko rozrywki.- Nie zrozumiał mnie pan - powiedziała, ciągle z tym dziwnym uśmiechem na ustach.- Mam na myśli boską cześć zupełnie dosłownie.- O czym pani mówi?- Sądzę, że mam coś akurat dla pana.Proszę iść za mną.Poprowadziła go pomiędzy świetlistymi kontuarami, potem wzdłuż długiego, zasnutego mgłą przejścia pod fałszywymi gwiazdozbiorami.Przez ścianę z mgły weszli do innej części sklepu i zatrzymali się przed dużym, plastikowym pojemnikiem.„Akwarium” - pomyślał Kress.Wo przywołała go gestem ręki.Podszedł bliżej i zobaczył, że się mylił.To było terrarium.Wewnątrz znajdowała się miniaturowa pustynia o powierzchni około dwóch metrów kwadratowych.W słabym, czerwonym świetle jasny piasek połyskiwał niezdecydowanym szkarłatem.Skały: bazalt, kwarc, granit.W każdym rogu pojemnika stał zamek.Kress zamrugał, popatrzył uważniej, zrobił poprawkę - stały tylko trzy zamki.Czwarty obsunął się, obrócony w potrzaskaną, żałosną ruinę.Pozostałe trzy, wzniesione z kamienia i piasku, były nieforemne, ale nietknięte.Na ich blankach, w zaokrąglonych portykach roiły się maleńkie stworzenia.Kress przycisnął twarz do plastyku.- Owady? - spytał.- Nie.Ta forma życia jest znacznie bardziej skomplikowana.Również inteligentniejsza.O wiele mądrzejsza od pańskiego pełzacza.To piaseczniki, tak się nazywają.- Insekty - oświadczył Kress, odsuwając się od pojemnika.- Nie obchodzi mnie, jak bardzo są skomplikowane.- Zrobił niezadowoloną minę.- I niech pani łaskawie nie próbuje mnie ogłupiać bajkami o ich inteligencji.Są zbyt małe, by posiadać cokolwiek ponad najprostsze zawiązki mózgowe.- Dzielą jedną, wspólną dla całego rojowiska świadomość - powiedziała Wo.- Dla jednego zamku, w ich przypadku [ Pobierz całość w formacie PDF ]