[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.We dwóch wdrapali się na ciężarówkę i zaczęli rozwiązywać stare brzydactwo.- Ciężki - ostrzegła Abbie.- Obydwaj uważajcie.- Tak proszę pani.Telewizor rzeczywiście był ciężki i niewygodny do transportu, ale Beasly i Taine dotaszczyli go na tył domu do sutereny.Za nim podążała Abbie, gotowa podnieść larum z powodu najmniejszego zadrapania.Suterena była kombinacją warsztatu i miejscem wystawowym dla antyków.Jedna jej część, zapełniona blatami do majsterkowania, narzędziami, maszynami, pudłami pełnymi rupieci oraz stosami walającego się wszędzie żelastwa, a druga mieściła kolekcję rozklekotanych krzeseł, obwisłych baldachimów, starodawnych szyfonierek, komód, starych wiader na węgiel pomalowanych na złoto, ciężkich żelaznych ekranów kominkowych i mnóstwo innych sprzętów, które zbierał od dawna, płacąc za nie możliwie najniższą cenę.Postawili ostrożnie telewizor na podłodze.Abbie obserwowała ich bacznie ze schodów.- Dlaczego, Hiram - powiedziała podekscytowana - położyłeś nowy sufit w suterenie?- O co chodzi? - spytał Taine.- Sufit.Powiedziałam, że położyłeś sufit.Taine gwałtownie podniósł głowę.Mówiła prawdę.Nad nim znajdował się sufit, lecz on nigdy go tam nie instalował.Przełknął ślinę i znowu szybko podniósł głowę, by spojrzeć.Sufit ciągle był.- Nie jest kamienny - powiedziała Abbie ze szczerym podziwem.-W ogóle nie widać połączeń.Jak ci się to udało?Taine znowu przełknął ślinę i powoli odzyskał głos.- Coś wymyśliłem - odpowiedział cicho.- Musisz przyjść i to samo zrobić w naszej suterenie.Beasly, co prawda, ułożył sufit w sypialni, lecz to niedołęga.- Tak, proszę pani - powiedział skruszony Beasly.- Kiedy będę miał czas.- rzucił Taine, gotowy obiecać wszystko, byleby tylko wyszli.- Miałbyś o wiele więcej czasu - powiedziała cierpko Abbie - gdybyś nie wałęsał się po okolicy i nie skupował starych, zepsutych mebli, które nazywasz "antykami".Może potrafisz oszukać mieszczuchów, którzy tu do ciebie przyjeżdżają, ale nie mnie.- Jakoś robię forsę, pozbywając się tego.-I tracisz, by kupić inne rupiecie.- Mam trochę starej porcelany.Jest w tym stylu, który lubisz i którego poszukujesz.Wpadnij na dzień lub dwa.Dokonasz udanego zakupu.Sprzedam ci za niewielką sumę.- Nie jestem zainteresowana - powiedziała, zaciskając usta.Rozejrzała się dookoła i wyszła.- Ma dziś niedobry dzień - powiedział Beasly do Taine'a.-To nie zapowiada nic dobrego.Tak zawsze jest, gdy wstanie za wcześnie.- Nie zwracaj na nią uwagi - poradził Taine.- Próbuję, ale nie jest to łatwe.Na pewno nie potrzebujesz pracownika? Niewiele bym wziął.- Przykro mi.Ale wiesz co, wpadnij pewnego dnia, wcześnie wieczorem; pogramy w warcaby.- Przyjdę, Hiram.Jesteś jedynym, który mnie zaprosił.Wszyscy inni śmieją się ze mnie lub krzyczą.- Beasly, idziesz? Nie stercz tam cały dzień.Trzeba wytrzepać dywany - dobiegł z góry głos Abbie.- Tak, proszę pani - odpowiedział wchodząc po schodach.Już z ciężarówki Abbie z determinacją zwróciła się do Taine'a:- Naprawisz telewizor? Będzie mi go brakować.- Natychmiast.Taine stał i obserwował, jak odjeżdżali.Rozglądał się za Towserem, lecz pies zniknął.Pewnie znowu czatował przy norze świstaka, w tym lesie za drogą."Pobiegł bez śniadania" - pomyślał Taine.Woda w czajniku wrzała, kiedy wrócił do kuchni.Wsypał kawę do ekspresu i zalał wrzątkiem.Później zszedł na dół.Sufit ciągle był.Zapalił wszystkie światła i krążył po suterenie.Spojrzał w górę.Obserwował sufit.Był zrobiony z oślepiająco białego materiału i wyglądał na pół przeźroczysty.Zdawało się, że można wejrzeć do środka.Bez żadnych śladów spoiny, dokładnie dopasowany przylegał do rur kanalizacyjnych i lamp sufitowych.Taine stanął na krzesło i gwałtownie zastukał w sufit pięścią.Rozległ się dźwięk podobny do dzwonu, prawie dokładnie taki, jaki wydaje delikatny kielich z cienkiego szkła, gdy zastuka się w niego paznokciami.Taine zszedł z krzesła.Stał i potrząsał głową.Cała rzecz była poza jego możliwościami odbioru.W poprzedni wieczór reperował kosiarkę bankiera Stevensona, ale sufitu wtedy nie było.Poszperał w pudle i znalazł wiertarkę.Wygrzebał jedno z najmniejszych wierteł i zamocował w uchwycie.Wcisnął wtyczkę do kontaktu i znowu wspiął się na krzesło.Próbował wiercić w suficie.Wirujące wiertło ślizgało się po powierzchni i nie zostawiało śladu zadrapania.Wyłączył wiertarkę i dokładnie oglądał sufit.Żadnego śladu.Spróbował jeszcze raz.Z całych sił dociskał wiertarkę.Wiertło z trzaskiem złamało się, jego końcówka przeleciała przez suterenę i uderzyła o ścianę.Taine zszedł z krzesła.Odnalazł inne wiertło, umocował w wiertarce i wolno szedł po schodach.Usiłował myśleć, lecz był zbyt zdezorientowany, by się skupić.Sufit nie powinien tam być, a był.W salonie odwinął róg wypłowiałego i zniszczonego dywanu.Włączył wiertarkę.Uklęknął i zabrał się do wiercenia w podłodze.Wiertło gładko przeszło przez starą dębową podłogę i zatrzymało się.Dodał więcej siły, lecz kręciło się bezskutecznie.Nie przypuszczał, że natrafi na coś innego niż drewno, coś, co mogłoby zatrzymać wiertarkę.Kiedy już wiertło przeszło przez podłogę, powinno wpaść w przestrzeń między legarkami.Wyłączył wiertarkę i odłożył na bok.Poszedł do kuchni.Kawa była już gotowa.Zanim ją nalał, przeszukał szufladę komody i znalazł wąską, ołówkową latarkę.Wrócił do pokoju, zaświecił nią w otwór, który wywiercił.Na dnie znajdowało się coś błyszczącego.W kuchni znalazł jakieś stare paczki i nalał sobie filiżankę kawy.Siedział przy stole i zastanawiał się, co robić.Nie miał żadnego pomysłu.Mógłby stawiać sobie pytania cały dzień, próbując ustalić, co się wydarzyło w suterenie, i prawdopodobnie nie wiedziałby więcej niż teraz.Jego jankeska dusza buntowała się przeciwko tak nieznośnemu marnowaniu czasu."Gdzieś jest to klonowe łoże z baldachimem, które powinienem zabrać, nim jakiś pozbawiony zasad miejski kupiec antyków sprzątnie mi je sprzed nosa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]