[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Klęcząc nad Gaigernem, poczuł z głębokim wzruszeniem znajomy zapach lawendy i perfumowanych angielskich papierosów, zapach, który owiewał go przez cały ów niezapomniany, ważny, a świetlany, jasny jeden dzień.“Dzięki ci!” - pomyślał i odetchnął z suchym łkaniem.Preysing patrzał na niego zmęczonymi i błędnymi oczyma.- Nie wolno nic ruszać aż do nadejścia policji - odezwał się nagle, gdy Kringelein wyciągnął rękę, by zamknąć przyjacielowi powieki.Lecz klęczący nie zwrócił uwagi na słowa Preysinga, skulonego w kącie, i dopełnił małej, uroczystej ceremonii.“Dla mnie to zrobi Płomyczek - pomyślał, nie mogąc się opanować.- Jakiś ty zadowolony, biedaku! Dobrze ci teraz? To nie takie straszne, prawda? Nie będzie straszne, nie będzie.Już niedługo - pomyślał też jeszcze - niedługo.“- Czy pan dyrektor zawiadomił już policję? - spytał dość sztywno i wstał.Preysing potrząsnął głową.- Czy wolałby pan, żebym to ja się tą sprawą zajął? Jestem do pańskiej dyspozycji - dodał jeszcze.Preysingowi zrobiło się jakoś lżej na duszy od czasu, gdy Kringelein wszedł do pokoju i uprzejmym tonem urzędnika zaofiarował mu swe usługi.- Tak.Zaraz.nie w tej chwili.Niech pan zaczeka jeszcze - wyszeptał.Było to nieco podobne w tonie do owych surowych, ale niewyraźnych poleceń, jakimi dręczył swych podwładnych w fabryce.- Trzeba będzie o tym wypadku zawiadomić starszego pana.Czy pan dyrektor życzy sobie, żebym zatelegrafował do szanownej pana rodziny? - spytał Kringelein.- Nie, nie! - wyrwał się Preysingowi głośny, ochrypły szept niby ściszony krzyk.- Poza tym byłoby wskazane, żeby sobie pan dyrektor zapewnił dobrego adwokata.Wprawdzie jest bardzo późno, ale jednak wobec tak niezwykłego zdarzenia może należałoby zatelefonować do którego.Prawdopodobnie zostanie pan dyrektor natychmiast zaaresztowany.Zanim odjadę, chętnie załatwię wszelkie te sprawy za pana dyrektora - ciągnął Kringelein.Miał świadomość tego, że znalazł się w kole wielkich wydarzeń, a wyszukane wyrażenia, jakimi się posługiwał, sprawiały mu zadowolenie, gdyż uważał je za wyjątkowo stosowne w obecnej chwili.Z niewiadomych źródeł biła owa uprzejmość, z jaką traktował zmiażdżonego i przybitego naczelnego dyrektora.Prostował swą drobną postać jak zwycięzca w starej, dawnej walce, o której Preysing dotąd nic nie wiedział.Nie było w nim już nienawiści ani strachu, ani bezsilnej wściekłości, nic z owych uczuć, zwykłych mu we Fredersdorfie.Czuł raczej jakby cień szacunku, dziwnego i niewytłumaczonego szacunku, mimo woli narzucanego nam przez ludzi, którzy uczynili coś złego; ze współczucia i świadomości swej przewagi rodziła się jego taktowna grzeczność.- Pan nie może wyjechać - odezwał się Preysing z kąta - będzie pan potrzebny.Mnie pan będzie potrzebny.Nie może być nawet mowy o pańskim wyjeździe - wyrzekł ostro, jakby odmawiał buchalterowi urlopu.Gdyby na dywanie nie leżał trup Gaigerna, Kringelein mógłby się uśmiechnąć w odpowiedzi na ten ton.- Będzie pan potrzebny jako świadek.Musi pan tu zostać.dopóki nie przyjdzie policja - gorączkował się dyrektor.- Moje zeznanie będzie krótkie.Zresztą jestem chory i muszę jutro wyjechać na kurację - odparł Kringelein uprzejmie, lecz krótko.- Ale pan go znał - powiedział Preysing szybko - i tę dziewczynę także.- Pan baron był rzeczywiście ze mną w przyjaźni, a ta pani zaraz po zabójstwie schroniła się pod moją opiekę - wyjaśnił Kringelein stylem potoczyście reporterskim.Duma rozsadzała jego wąskie piersi.“Dorosłem do tej sytuacji” - stwierdził z zadowoleniem.- To był włamywacz.Ukradł mi portfel, można go będzie przy nim znaleźć.Nie ruszyłem go dotąd.Kringelein spojrzał na Gaigerna.Dziwne było to, że leżał tak niemo, gdy oni rozmawiali, a jednak uśmiechał się lekko w nieokreślony sposób.Kringelein wzruszył wypchanymi ramionami swego nowego ubrania.“Możliwe - pomyślał - możliwe, że był włamywaczem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]